„Czy jestem jeszcze ważna dla mojego syna?” – historia matki, która czuje się wypchnięta z życia Michała przez teściową
– Michał, czy ty naprawdę musisz jechać do nich na obiad w każdą niedzielę? – zapytałam, starając się, by mój głos nie drżał. Stałam w kuchni, opierając się o blat, podczas gdy on nerwowo szukał kluczy.
– Mamo, przecież wiesz, że to już taka tradycja u Kasi. Jej mama bardzo się stara… – odpowiedział, nie patrząc mi w oczy.
Poczułam znajome ukłucie w sercu. Jeszcze niedawno to ja byłam tą „mamą”, która piekła ulubione ciasto Michała i czekała na jego powrót z uczelni. Teraz wszystko się zmieniło. Od kiedy Michał ożenił się z Kasią, a jej matka – pani Grażyna – zaczęła organizować rodzinne obiady, czułam się coraz bardziej zbędna. Jakby ktoś powoli wymazywał mnie z jego życia.
Nie byłam zaborczą matką. Przynajmniej tak mi się wydawało. Pozwalałam mu na wybory, ufałam, nie narzucałam się. Ale teraz zaczęłam się zastanawiać, czy nie popełniłam błędu. Może gdybym była bardziej obecna, bardziej stanowcza, nie straciłabym go tak łatwo?
Pamiętam dzień, w którym Michał przedstawił mi Kasię. Była miła, uśmiechnięta, trochę nieśmiała. Polubiłam ją od razu. Cieszyłam się ich szczęściem. Ale potem pojawiła się pani Grażyna – energiczna, zawsze perfekcyjnie ubrana, z mnóstwem pomysłów na wspólne spędzanie czasu. Zorganizowała zaręczyny, potem ślub, a teraz co tydzień zapraszała ich do siebie na rodzinne obiady. Ja? Ja dostawałam telefon raz na dwa tygodnie.
– Może wpadniecie do mnie w przyszły weekend? – zaproponowałam nieśmiało.
– Zobaczymy, mamo. Kasia ma sporo pracy, a ja muszę pomóc jej tacie przy remoncie…
Znowu wymówka. Znowu poczułam się jak ktoś obcy.
Wieczorami siadałam przy oknie i patrzyłam na puste podwórko. Wspominałam czasy, gdy Michał biegał po trawie z piłką, a ja wołałam go na kolację. Teraz miał własne życie – i własną rodzinę. Ale czy to znaczyło, że już nie byłam mu potrzebna?
Pewnego dnia postanowiłam zadzwonić do Kasi. Chciałam zaprosić ich na obiad – taki prawdziwy, rodzinny, jak dawniej.
– Kasiu, może wpadniecie w niedzielę? Upiekę szarlotkę Michała…
– Oj, bardzo mi miło, ale mama już nas zaprosiła na rosół i pieczeń… Może innym razem?
Znowu „innym razem”. Odkładając słuchawkę poczułam łzy pod powiekami. Czy naprawdę stałam się tylko dodatkiem do ich życia? Kimś, kogo można odwiedzić od święta?
Zaczęłam obserwować swoje otoczenie inaczej niż dotąd. W sklepie spotkałam panią Halinę z sąsiedztwa.
– Pani Aniu, dawno nie widziałam Michała! Wszystko u was w porządku?
Uśmiechnęłam się blado.
– Tak… Michał ma teraz dużo obowiązków.
Ale prawda była inna: Michał miał teraz inną rodzinę. A ja… ja zostałam sama.
W pracy coraz częściej łapałam się na tym, że myślami błądzę gdzieś daleko. Koleżanki opowiadały o wnukach, o wspólnych wyjazdach z dziećmi. Ja milczałam. Nie chciałam przyznać się do tego uczucia zazdrości i żalu.
Pewnego wieczoru zadzwonił telefon.
– Mamo…
Głos Michała był cichy.
– Tak?
– Czy… czy moglibyśmy przyjechać do ciebie w sobotę? Kasia pokłóciła się z mamą i…
Serce mi zabiło mocniej.
– Oczywiście! Upiekę ciasto i zrobię twoją ulubioną zupę.
Przyjechali. Kasia była smutna, Michał spięty. Siedzieliśmy przy stole w milczeniu.
– Mamo… – zaczął Michał po chwili. – Przepraszam, że tak rzadko dzwonię. Jakoś wszystko się pokomplikowało…
Spojrzałam na niego i zobaczyłam w jego oczach chłopca sprzed lat – zagubionego i potrzebującego wsparcia.
– Michałku… Ja zawsze tu będę. Niezależnie od wszystkiego.
Kasia wybuchła płaczem.
– Mam już dość tych rodzinnych spięć! Moja mama chce wszystko kontrolować…
Przez chwilę poczułam satysfakcję – ale zaraz potem przyszło zawstydzenie. Czy naprawdę chciałam być ważna tylko dlatego, że ktoś inny zawiódł?
Po tamtym wieczorze relacje trochę się poprawiły. Michał częściej dzwonił, czasem wpadał na kawę. Ale już nigdy nie było tak jak dawniej. Czułam to wyraźnie – coś się skończyło.
Czasem zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy matka zawsze musi być wypchnięta przez nową rodzinę swojego dziecka? A może to naturalny bieg rzeczy? Czy jestem jeszcze ważna dla mojego syna – czy tylko wydaje mi się, że kiedyś byłam całym jego światem?