Moja teściowa odmówiła opieki nad wnukami – dzieci są zawiedzione, a ja czuję się bezradna. Co robić?
– Mamo, a babcia przyjedzie dzisiaj? – zapytała Zosia, patrząc na mnie z nadzieją w oczach, podczas gdy jej młodszy brat Staś już układał na stole swoje ulubione klocki, przekonany, że zaraz babcia dołączy do zabawy.
Zamarłam na chwilę, trzymając w ręku telefon. Właśnie skończyłam rozmowę z teściową. „Nie dam rady dzisiaj, mam już inne plany” – powiedziała mi chłodno, niemal bez emocji. Zawsze była taka – konkretna, rzeczowa, nieprzejednana. Ale nigdy wcześniej nie odmówiła opieki nad wnukami, zwłaszcza kiedy wiedziała, jak bardzo dzieci na nią czekają.
– Kochanie, babcia dzisiaj nie przyjedzie – powiedziałam cicho, próbując ukryć własne rozczarowanie. Zosia spuściła głowę, Staś zacisnął usta i odwrócił się do okna. W pokoju zapadła cisza.
W głowie kłębiły mi się myśli. Czy to ja zawiniłam? Może za często proszę ją o pomoc? Może powinnam bardziej doceniać jej wsparcie? Ale przecież zawsze mówiła, że wnuki są dla niej najważniejsze…
Wieczorem, kiedy dzieci już spały, usiadłam z mężem na kanapie. Andrzej od razu wyczuł mój nastrój.
– Co się stało?
– Twoja mama… odmówiła dzisiaj opieki nad dziećmi. Mieliśmy iść do lekarza ze Stasiem, a ona… po prostu powiedziała, że ma inne plany.
– Może naprawdę coś ważnego? – próbował mnie uspokoić Andrzej.
– Ale ona nawet nie zapytała, czy sobie poradzimy! Nawet nie zaproponowała innego terminu!
Poczułam łzy pod powiekami. Nie chodziło tylko o tę jedną sytuację. Od miesięcy czułam się coraz bardziej samotna w codziennych obowiązkach. Andrzej pracował do późna, moi rodzice mieszkali daleko. Teściowa była jedyną osobą, na którą mogłam liczyć w awaryjnych sytuacjach.
Następnego dnia zadzwoniłam do niej jeszcze raz. Chciałam zrozumieć.
– Mamo, dzieci były bardzo rozczarowane…
– Wiem, ale musisz zrozumieć, że mam też swoje życie – odpowiedziała stanowczo. – Nie mogę być zawsze na każde zawołanie.
– Ale przecież zawsze mówiłaś, że…
– Tak, kocham wnuki. Ale jestem już zmęczona. Chcę czasem wyjść z koleżankami do kina albo po prostu odpocząć.
Zamilkłam. Po raz pierwszy usłyszałam w jej głosie nutę żalu i zmęczenia. Może rzeczywiście za bardzo przywykłam do jej pomocy?
Wieczorem dzieci znów pytały o babcię. Zosia zaczęła płakać.
– Mamo, czy babcia nas już nie kocha?
Serce mi pękło. Jak wytłumaczyć dziecku, że dorosłym też czasem się nie chce? Że babcia ma prawo do własnych planów?
Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta. Andrzej starał się mnie pocieszać:
– Moja mama zawsze była niezależna. Może powinniśmy ją trochę odciążyć?
– Ale jak? Nie mamy nikogo innego…
Zaczęłam rozważać zatrudnienie opiekunki. Ale to kosztuje. Poza tym dzieci są przywiązane do babci.
W końcu postanowiłam porozmawiać z teściową szczerze, twarzą w twarz.
Spotkałyśmy się w jej mieszkaniu. Siedziała przy stole z filiżanką herbaty i patrzyła przez okno na szare bloki Ursynowa.
– Mamo… przepraszam, jeśli za bardzo na Ciebie liczyliśmy – zaczęłam niepewnie.
– Nie musisz przepraszać – westchnęła. – Ale musisz zrozumieć, że ja też mam swoje potrzeby. Całe życie byłam dla innych: dla męża, dla syna… Teraz chcę trochę pobyć dla siebie.
– Rozumiem… Ale dzieci bardzo Cię potrzebują.
– Ja też je kocham. Ale nie mogę być ich nianią na pełen etat.
Wróciłam do domu z ciężkim sercem. Z jednej strony rozumiałam ją jak nigdy wcześniej – sama czasem marzę o chwili tylko dla siebie. Z drugiej strony czułam się osamotniona i bezradna wobec oczekiwań dzieci.
Kilka dni później Zosia narysowała laurkę dla babci: „Babciu, kocham Cię nawet wtedy, gdy nie możesz przyjść”. Zaniosłyśmy ją razem do teściowej. Widziałam łzy w jej oczach.
Od tamtej pory staram się nie prosić jej o pomoc tak często. Szukam innych rozwiązań – czasem proszę sąsiadkę o wsparcie, czasem biorę urlop w pracy. Dzieci powoli uczą się, że babcia nie zawsze może być dostępna na każde zawołanie.
Ale wciąż mam w sobie żal i pytania bez odpowiedzi: czy jestem złą matką, skoro nie potrafię wszystkiego ogarnąć sama? Czy mam prawo oczekiwać pomocy od innych? A może powinnam po prostu pogodzić się z tym, że każdy ma swoje granice?
Czasem patrzę na śpiące dzieci i zastanawiam się: czy one kiedyś mi wybaczą te wszystkie rozczarowania? Czy ja sama sobie wybaczę?
Czy Wy też czasem czujecie się tak bezradni wobec rodzinnych oczekiwań i własnych ograniczeń? Jak radzicie sobie z poczuciem winy i rozczarowaniem dzieci?