Kiedy teściowa nie miała siły dla naszego dziecka, ale dla córki znalazła energię – historia, która złamała mi serce

– Mamo, czy możesz zostać z Antosiem chociaż na dwie godziny? – zapytałam z nadzieją w głosie, patrząc na teściową, która siedziała przy stole i powoli mieszała herbatę.

Spojrzała na mnie spod zmarszczonych brwi. – Kochana, ja już nie mam tej energii co kiedyś. Sześćdziesiątka to nie przelewki. Kręgosłup boli, kolana też. Nie dam rady biegać za takim maluchem – westchnęła ciężko, jakby samo wypowiedzenie tych słów ją zmęczyło.

Poczułam, jak coś ściska mnie w środku. Byłam świeżo po porodzie, zmęczona, niewyspana. Mój mąż, Tomek, pracował po dwanaście godzin dziennie. Nie miałam nikogo innego do pomocy – moja mama zmarła kilka lat temu. W głowie miałam tylko jedno: „Dlaczego nie możesz mi pomóc?”

– Rozumiem, mamo – odpowiedział Tomek, choć widziałam w jego oczach cień rozczarowania. – Ale może chociaż na chwilę…

– Nie, synku. Naprawdę nie dam rady. Przepraszam.

Nie chciałam robić sceny. Zacisnęłam zęby i wróciłam do pokoju, gdzie Antoś właśnie się obudził i zaczął płakać. Przytuliłam go mocno, próbując powstrzymać łzy. „Muszę być silna” – powtarzałam sobie w myślach.

Mijały tygodnie. Każdy dzień wyglądał tak samo: karmienie, przewijanie, usypianie, sprzątanie, gotowanie. Czułam się jak w klatce. Czasem miałam wrażenie, że zaraz się uduszę od tej samotności i bezsilności.

Pewnego dnia zadzwoniła do nas szwagierka, Kasia. Była w ósmym miesiącu ciąży i już planowała wszystko na przyjście swojego dziecka. Rozmawiała z Tomkiem przez telefon:

– Mama mówiła, że pomoże mi przez pierwsze tygodnie! Nawet już kupiła łóżeczko turystyczne do siebie do mieszkania, żebym mogła odpocząć.

Tomek spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Widziałam, jak jego twarz blednie.

– Kasia… mama powiedziała ci, że będzie się zajmować twoim dzieckiem? – zapytał cicho.

– No tak! Sama zaproponowała! Mówiła, że nie może się doczekać wnuczki.

Po rozmowie długo siedzieliśmy w milczeniu. W końcu Tomek wybuchł:

– Dlaczego ona nam odmówiła? Przecież to nie fair! Przecież to też jej wnuk!

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. W sercu czułam żal i rozgoryczenie. Przez kolejne dni obserwowałam teściową z dystansu. Gdy Kasia urodziła córeczkę, teściowa była u niej codziennie. Przynosiła obiady, sprzątała, wychodziła z małą na spacery. Zawsze uśmiechnięta i pełna energii.

Pewnego popołudnia spotkałyśmy się przypadkiem na klatce schodowej.

– O, dzień dobry! – powiedziała radośnie teściowa, trzymając wózek z wnuczką Kasi.

– Dzień dobry – odpowiedziałam chłodno.

Zauważyła mój ton i spojrzała na mnie uważnie.

– Coś się stało?

– Nie… Nic takiego – skłamałam.

Ale ona nie dawała za wygraną.

– Wiem, że jesteś zła. Ale ja naprawdę nie miałam siły wtedy… Teraz jakoś się lepiej czuję…

Nie wytrzymałam.

– Mamo, czy pani wie, jak bardzo mnie to zabolało? Potrzebowałam pani pomocy bardziej niż kiedykolwiek w życiu! A pani…

Teściowa spuściła wzrok.

– Kasi jest trudniej… Ona jest sama…

– Ja też byłam sama! – przerwałam jej drżącym głosem. – Tomek całymi dniami w pracy! Nie miałam nikogo!

Przez chwilę stałyśmy w ciszy. W końcu teściowa powiedziała cicho:

– Może popełniłam błąd… Ale Kasia zawsze była taka delikatna… Bałam się o nią bardziej niż o ciebie.

Poczułam się niewidzialna. Jakby moje potrzeby były mniej ważne tylko dlatego, że jestem silniejsza? Czy naprawdę muszę udawać słabość, żeby ktoś mi pomógł?

Wieczorem opowiedziałam wszystko Tomkowi. Był wściekły.

– To niesprawiedliwe! – krzyczał. – Zawsze byłaś dla niej dobra! A ona traktuje cię jak obcą!

Przez kolejne tygodnie nasze relacje z teściową były chłodne. Unikałam jej spotkań. Czułam się zdradzona i oszukana. Zaczęłam zamykać się w sobie, coraz mniej ufać ludziom.

Któregoś dnia Antoś zachorował na zapalenie oskrzeli. Byłam przerażona. Musiałam jechać do szpitala sama, bo Tomek był na delegacji. Zadzwoniłam do teściowej z nadzieją na pomoc.

– Mamo… Antoś jest chory… Potrzebuję pani…

Usłyszałam ciszę po drugiej stronie słuchawki.

– Przykro mi… Jestem u Kasi… Mała też jest przeziębiona…

Rozłączyłam się bez słowa. Siedziałam na podłodze w kuchni i płakałam jak dziecko.

Po tej nocy coś we mnie pękło. Przestałam prosić o pomoc kogokolwiek. Zaczęłam radzić sobie sama ze wszystkim – nawet jeśli było ciężko ponad siły.

Minęły miesiące. Antoś rósł zdrowo, a ja stawałam się coraz bardziej zamknięta w sobie. Z Tomkiem zaczęliśmy się oddalać – on nie potrafił pogodzić się z zachowaniem matki i coraz częściej wyjeżdżał do pracy poza domem.

Dziś patrzę na naszą rodzinę i zastanawiam się: czy naprawdę więzy krwi są ważniejsze niż sprawiedliwość? Czy można kochać jedno dziecko bardziej niż drugie? I czy kiedykolwiek będę umiała zaufać teściowej tak jak kiedyś?

Może jestem zbyt dumna? A może po prostu mam prawo czuć żal? Czy wy też kiedyś poczuliście się niewidzialni dla własnej rodziny?