Zdrada, która rozdarła moją rodzinę: Historia Marii z Włocławka
– Mamo, nie dzwoń teraz, tata jest zajęty – usłyszałam w słuchawce głos mojego młodszego syna, Pawła. Było już po północy w Polsce, a ja wciąż nie mogłam zasnąć w moim wynajętym pokoju pod Hanowerem. Od tygodnia próbowałam dodzwonić się do męża, ale zawsze słyszałam wymówki: „Jest w pracy”, „Wyszedł z kolegami”, „Nie może teraz rozmawiać”.
Leżałam na łóżku, patrząc w sufit, a łzy same napływały mi do oczu. Przecież wyjechałam tylko na rok, żeby odłożyć na remont mieszkania i studia dla chłopców. Zawsze powtarzałam sobie: „Maria, dasz radę. Robisz to dla nich”. Ale od kilku miesięcy czułam się coraz bardziej obca we własnej rodzinie.
Pamiętam, jak żegnałam się na dworcu PKP we Włocławku. Mąż, Andrzej, przytulił mnie sztywno, jakby już wtedy coś między nami pękło. Starszy syn, Michał, miał łzy w oczach, ale szybko się odwrócił. Paweł tylko mruknął: „Wracaj szybko”.
Przez pierwsze miesiące dzwonili codziennie. Opowiadali o szkole, o tym, co gotował Andrzej na obiad (zawsze schabowe albo pierogi z paczki), o tym, jak pies sąsiadów znowu pogryzł im kapcie. Czułam się potrzebna. Ale potem rozmowy stawały się coraz krótsze. Zaczęły się urywać.
Któregoś dnia zadzwoniła do mnie sąsiadka, pani Halina.
– Mario, nie chcę się wtrącać, ale widuję Andrzeja z jakąś kobietą. Często przychodzi do waszego mieszkania, nawet kiedy chłopcy są w domu.
Serce mi zamarło. Próbowałam nie wierzyć. Przecież Andrzej zawsze był spokojny, nieśmiały. Ale potem zaczęłam przypominać sobie drobiazgi: nowy zapach perfum na jego koszuli podczas ostatniej wizyty w Polsce, ciche rozmowy przez telefon, które ucinał, gdy wchodziłam do pokoju.
Zadzwoniłam do Michała.
– Synku, powiedz mi szczerze: czy tata kogoś ma?
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Mamo… nie wiem… – wymamrotał.
– Michał! Proszę cię! Nie okłamuj mnie!
– Mamo, nie chcę o tym rozmawiać.
Zrozumiałam wtedy wszystko. Moje własne dzieci wiedziały i ukrywały przede mną prawdę. Ból ścisnął mi gardło tak mocno, że nie mogłam złapać tchu.
Przez kolejne dni chodziłam jak cień. W pracy – sprzątanie domów bogatych Niemców – mechanicznie wykonywałam obowiązki. Wieczorami płakałam w poduszkę. Wstydziłam się powiedzieć komukolwiek. Bałam się oceny: „Wyjechałaś za granicę? To czego się spodziewałaś?”
W końcu zebrałam się na odwagę i wróciłam do Polski bez zapowiedzi. Był listopad, padał deszcz ze śniegiem. Weszłam do mieszkania – w przedpokoju stały damskie buty na obcasie.
Z kuchni dobiegły mnie głosy:
– Andrzejku, może jeszcze herbaty?
– Nie, dziękuję, Aniu.
Stanęłam w drzwiach. Andrzej zbladł jak ściana. Obok niego siedziała kobieta – młodsza ode mnie o jakieś dziesięć lat, z długimi blond włosami i szerokim uśmiechem.
– Kim ty jesteś? – zapytałam lodowatym głosem.
Kobieta spojrzała na mnie z wyższością.
– Jestem Ania. Andrzej mówił mi o pani…
Nie pamiętam dokładnie, co działo się potem. Krzyczałam? Płakałam? Chyba wszystko naraz. Andrzej próbował tłumaczyć:
– Mario… to nie tak… Ty wyjechałaś… Byłem sam…
Wtedy weszli chłopcy. Michał spuścił wzrok. Paweł patrzył na mnie z wyrzutem.
– Mamo, czemu wróciłaś bez uprzedzenia?
Poczułam się jak intruz we własnym domu.
Przez kolejne dni atmosfera była gęsta jak mgła nad Wisłą. Andrzej spał na kanapie. Ania już się nie pojawiła – przynajmniej oficjalnie. Chłopcy unikali rozmów ze mną.
Któregoś wieczoru usiadłam z Michałem przy stole.
– Synku… Powiedz mi szczerze: dlaczego nic mi nie powiedzieliście?
Michał długo milczał.
– Bałem się… że cię to zabije…
– Ale przecież jestem twoją matką! Zasługuję na prawdę!
Michał spojrzał na mnie ze łzami w oczach.
– Mamo… Tata był nieszczęśliwy… Ty też byłaś daleko… Wszystko się rozpadło…
Zrozumiałam wtedy, że zdrada Andrzeja to tylko część tragedii. Najgorsze było to pęknięcie między mną a synami. Oni wybrali lojalność wobec ojca albo po prostu bali się prawdy.
Próbowałam odbudować relacje. Gotowałam ich ulubione dania – rosół z domowym makaronem, placki ziemniaczane z gulaszem. Proponowałam wspólne wyjścia do kina czy na spacer nad Wisłę. Ale chłopcy byli zamknięci w sobie.
Andrzej coraz częściej znikał z domu. W końcu powiedział:
– Maria… Ja już nie potrafię tak żyć. Kocham Anię. Chcę rozwodu.
Zgodziłam się bez słowa sprzeciwu. Czułam ulgę i pustkę jednocześnie.
Rozwód był szybki i cichy – bez awantur i podziału majątku (bo i co dzielić?). Andrzej zamieszkał z Anią w bloku obok naszego osiedla. Chłopcy zaczęli spędzać u niego coraz więcej czasu.
Zostałam sama w mieszkaniu pełnym wspomnień i niedokończonych rozmów.
Często słyszałam od sąsiadek:
– Mario, dasz radę! Jesteś silna!
Ale ja czułam się jak cień człowieka.
Zaczęłam chodzić na długie spacery po parku imienia Henryka Sienkiewicza we Włocławku. Patrzyłam na matki bawiące się z dziećmi i zastanawiałam się: gdzie popełniłam błąd? Czy naprawdę musiałam wyjeżdżać? Czy gdybym została, wszystko potoczyłoby się inaczej?
Pewnego dnia spotkałam panią Halinę.
– Mario… życie toczy się dalej – powiedziała cicho. – Synowie kiedyś zrozumieją…
Chciałabym w to wierzyć.
Dziś mija rok od mojego powrotu do Polski. Michał studiuje w Toruniu, Paweł kończy liceum. Nasze relacje są poprawne – ale już nigdy nie będą takie jak dawniej.
Czasem pytam siebie: czy warto było poświęcić wszystko dla rodziny? Czy można jeszcze zaufać najbliższym po takim zawodzie?
A wy… co byście zrobili na moim miejscu?