„Niechciany gość: Jak pobyt u córki otworzył mi oczy na własne błędy”

– Mamo, ile jeszcze zamierzasz tu zostać? – głos Magdy, mojej córki, był cichy, ale wyraźnie napięty. Stała w progu kuchni, opierając się o framugę drzwi. W jej oczach widziałam zmęczenie i coś jeszcze – może irytację? Może rozczarowanie?

Zamarłam z kubkiem herbaty w dłoni. Właśnie minął trzeci dzień mojego pobytu u niej. Uciekłam tu od synowej, bo życie z nią pod jednym dachem stało się nie do zniesienia. Myślałam, że Magda przyjmie mnie z otwartymi ramionami, jak zawsze powtarzała: „Mamo, dom zawsze stoi dla ciebie otworem”.

Ale rzeczywistość okazała się inna.

– Nie wiem… – odpowiedziałam niepewnie. – Chciałam tylko trochę odpocząć. U Natalii… – urwałam, bo nie chciałam znów narzekać na synową.

Magda westchnęła i usiadła naprzeciwko mnie. – Mamo, ja cię kocham, ale mam swoje życie. Praca, dzieci, Tomek… Nie mogę wszystkiego rzucić, żeby cię niańczyć.

Zabolało. Przez chwilę miałam ochotę wybuchnąć płaczem. Przecież całe życie poświęciłam dzieciom! Zawsze byłam dla nich – gotowa, by pomóc, wysłuchać, przytulić. Czy to tak trudno teraz odwzajemnić?

Wróciłam myślami do ostatnich miesięcy. Po śmierci męża zamieszkałam z synem, Pawłem, i jego żoną Natalią. Na początku było dobrze – pomagałam w domu, gotowałam obiady, zajmowałam się wnuczką. Ale z czasem Natalia zaczęła patrzeć na mnie krzywo. Szeptała coś do Pawła, przestali zapraszać mnie do wspólnych posiłków. Czułam się jak intruz we własnej rodzinie.

Pewnego wieczoru usłyszałam ich rozmowę przez uchylone drzwi:
– Paweł, twoja mama znowu przestawiła moje rzeczy w kuchni! Ile jeszcze to wytrzymam?
– Daj spokój, przecież pomaga…
– Pomaga? Ona wszystko robi po swojemu! Ja tu nie mam już miejsca!

Serce mi pękło. Następnego dnia spakowałam walizkę i zadzwoniłam do Magdy.

Teraz siedziałam w jej kuchni i czułam się jeszcze bardziej niechciana niż u syna.

– Może powinnam wrócić do siebie… – powiedziałam cicho.

Magda spojrzała na mnie z wyrzutem. – Mamo, nie o to chodzi. Po prostu… ja też mam swoje problemy. Tomek ostatnio wraca coraz później z pracy, dzieci są ciągle chore… A ty…

– Ja co? – przerwałam jej ostro.

– Ty ciągle narzekasz na Natalię, na Pawła… A ja nie chcę być między wami! – wybuchła nagle. – Chcę mieć spokój!

Zrobiło mi się wstyd. Czy naprawdę stałam się ciężarem dla własnych dzieci?

Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Leżałam na kanapie w salonie Magdy i wsłuchiwałam się w odgłosy domu: szum pralki, ciche rozmowy za ścianą, kaszel wnuczki. Przypomniały mi się czasy, gdy byłam młoda i wszystko wydawało się prostsze. Mąż żył, dzieci były małe…

Zawsze starałam się być najlepszą matką. Nigdy nie podniosłam głosu na Magdę ani Pawła. Nie zmuszałam ich do nauki, nie karałam za złe oceny. Chciałam być ich przyjaciółką.

Ale czy to wystarczyło?

Następnego dnia rano Magda była już w pracy. Zostawiła mi kartkę na stole: „Mamo, wrócę późno. Obiad jest w lodówce”.

Siedziałam sama przy stole i patrzyłam na zdjęcia rodzinne na ścianie. Magda z Tomkiem na ślubie, wnuczki w przedszkolu… Na żadnym zdjęciu nie było mnie.

Nagle zadzwonił telefon. To był Paweł.

– Mamo… jak się czujesz?

– Dobrze – skłamałam.

– Natalia mówi, że zostawiłaś u nas swój szalik. Może wpadniesz po niego?

– Nie wiem…

– Mamo… przepraszam za wszystko. Natalia też jest zmęczona… Może spróbujemy jeszcze raz?

Poczułam łzy pod powiekami.

Wieczorem Magda wróciła zmęczona i bez słowa zamknęła się w sypialni. Usłyszałam przez drzwi jej rozmowę z Tomkiem:
– Twoja mama chyba myśli, że wszystko kręci się wokół niej.
– Daj jej trochę czasu…
– Ale ja już nie mam siły!

Zrozumiałam wtedy coś ważnego: przez lata bycia matką zapomniałam o sobie jako o kobiecie, przyjaciółce, człowieku z własnymi potrzebami i marzeniami. Zawsze byłam „dla kogoś”, nigdy „dla siebie”.

Następnego dnia spakowałam walizkę i zostawiłam Magdzie liścik: „Dziękuję za wszystko. Kocham cię i rozumiem”.

Wróciłam do pustego mieszkania po mężu. Usiadłam przy oknie i patrzyłam na szare bloki za szybą.

Czy naprawdę jestem tylko ciężarem dla własnych dzieci? Czy można być dobrą matką i jednocześnie nie stracić siebie? Czy ktoś z was też czuje się czasem tak samotny jak ja?