Kiedy Adam Przyprowadził Narzeczoną: Matka, Syn i Tajemnica, Która Zmieniła Wszystko

– Adam, co ty wyprawiasz?! – krzyknęłam, zanim jeszcze zdążyłam się powstrzymać. Stałam w progu kuchni, z rękami mokrymi od mycia naczyń, kiedy usłyszałam szczęk zamka. Adam wszedł do mieszkania, a za nim… dziewczyna. Nie znałam jej. Miała ciemne włosy spięte w niedbały kok, a w oczach coś, co od razu wzbudziło mój niepokój.

Adam spojrzał na mnie z tym swoim upartym błyskiem w oku, który znałam od dziecka. – Mamo, poznaj Kasię. To moja narzeczona.

Narzeczona. Słowo zawisło w powietrzu jak groźba. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Przecież Adam miał dopiero dwadzieścia trzy lata! Jeszcze niedawno prosił mnie o pieniądze na bilet miesięczny, a teraz… narzeczona?

– Dzień dobry pani – powiedziała cicho dziewczyna. Jej głos był miękki, ale wyczuwałam w nim napięcie.

– Dzień dobry – odpowiedziałam chłodno. – Adam, możemy porozmawiać?

Wiedziałam, że to nie jest dobry początek. Ale nie potrafiłam inaczej. W mojej głowie kłębiły się pytania: Kim ona jest? Skąd się wzięła? Dlaczego nic mi nie powiedział?

Adam spojrzał na Kasię i skinął głową. – Poczekaj chwilę w pokoju, dobrze?

Kasia zniknęła za drzwiami salonu. Wtedy wybuchłam:

– Zwariowałeś? Przecież nawet nie skończyłeś studiów! Skąd ją znasz? Co ty sobie myślisz?

Adam zacisnął pięści. – Mamo, kocham ją. I chcę z nią być. Nie muszę ci się tłumaczyć.

– Musisz! – krzyknęłam. – Jesteś moim synem! Myślisz, że pozwolę ci zniszczyć sobie życie przez jakąś dziewczynę?

Widziałam, jak jego twarz twardnieje. Przez chwilę miałam ochotę go przytulić, jak wtedy gdy był mały i bał się burzy. Ale teraz był dorosły. I zły.

– Mamo, nie rozumiesz. Kasia… ona jest w ciąży.

To był cios. Poczułam, jak nogi uginają się pode mną. Oparłam się o blat kuchenny.

– Ile… ile miesięcy? – zapytałam szeptem.

– Trzy.

Przez chwilę w kuchni panowała cisza tak gęsta, że słyszałam tykanie zegara na ścianie. W mojej głowie przewijały się obrazy: Adam jako dziecko, Adam na studniówce, Adam z dyplomem maturalnym… A teraz Adam jako ojciec?

– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – spytałam cicho.

– Bałem się twojej reakcji – odpowiedział bez wahania.

Zrobiło mi się wstyd. Czy naprawdę byłam taką matką? Taką, której własny syn się boi?

Usiedliśmy przy kuchennym stole. Adam opowiadał mi o Kasi: poznali się na uczelni, ona studiuje psychologię, jest z małego miasta pod Lublinem. Rodzice Kasi nie chcą jej znać od kiedy dowiedzieli się o ciąży.

– Zostawiła wszystko dla mnie – powiedział Adam cicho.

Poczułam ukłucie współczucia dla tej dziewczyny za ścianą. Sama byłam młodą matką. Pamiętam strach przed przyszłością i to, jak bardzo potrzebowałam wsparcia.

Wieczorem usiedliśmy wszyscy razem przy stole. Kasia była wyraźnie spięta, bawiła się łyżeczką i unikała mojego wzroku.

– Kasiu – zaczęłam ostrożnie – czy twoi rodzice naprawdę nie chcą mieć z tobą kontaktu?

Dziewczyna skinęła głową i spuściła wzrok.

– Przepraszam… Nie chciałam robić problemów…

Adam złapał ją za rękę.

– Mamo, musimy sobie jakoś poradzić.

Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta jak struna. Chodziłam po mieszkaniu jak cień, podsłuchiwałam ich rozmowy przez drzwi. Słyszałam śmiech Kasi, jej cichy płacz nocą i Adama próbującego ją pocieszyć.

Pewnej nocy usłyszałam szloch dochodzący z łazienki. Znalazłam Kasię skuloną na podłodze.

– Kasiu…

Podniosła na mnie zapuchnięte oczy.

– Przepraszam panią… Ja wiem, że pani mnie nie chce tutaj…

Uklękłam obok niej i objęłam ją ramieniem. Po raz pierwszy poczułam coś innego niż gniew czy strach – poczułam litość i współczucie.

– Nie jesteś sama – powiedziałam cicho.

Od tego dnia zaczęło się coś zmieniać. Zaczęłyśmy rozmawiać o drobiazgach: o przepisach na pierogi, o tym jak trudno znaleźć dobrą pracę po studiach, o tym jak bardzo boi się porodu.

Adam coraz częściej wracał późno do domu – dorabiał na budowie, żeby uzbierać na wyprawkę dla dziecka. Widziałam jego zmęczenie i dumę w oczach, kiedy przynosił kolejne reklamówki z pieluchami i ubrankami.

Moja siostra Basia zadzwoniła pewnego wieczoru:

– Ty chyba zwariowałaś! Pozwalasz im mieszkać pod swoim dachem? Co ludzie powiedzą?

Zacisnęłam zęby.

– Ludzie mogą mówić co chcą. To mój syn.

Ale sama nie byłam pewna swoich słów. Bałam się opinii sąsiadów, plotek na klatce schodowej, spojrzeń w sklepie spożywczym pod blokiem.

Wszystko zmieniło się pewnego popołudnia, kiedy Kasia zasłabła w kuchni. Upadła na podłogę tuż obok lodówki. Zadzwoniłam po pogotowie z drżącymi rękami.

W szpitalu lekarz powiedział nam: „Stres szkodzi dziecku i matce”.

Wtedy dotarło do mnie, że moje uprzedzenia mogą mieć realne konsekwencje dla tej dziewczyny i mojego wnuka.

Po powrocie do domu usiadłam z Adamem przy stole.

– Synku… Przepraszam cię za wszystko. Za to, że ci nie ufałam. Za to, że cię oceniłam zanim wysłuchałam.

Adam spojrzał na mnie ze łzami w oczach.

– Mamo… Ja też przepraszam. Powinienem był ci powiedzieć wcześniej.

Przytuliliśmy się po raz pierwszy od lat tak mocno i długo.

Kasia urodziła zdrowego chłopca dwa miesiące później. Nazwali go Michałek – po moim ojcu. Kiedy pierwszy raz trzymałam wnuka na rękach, poczułam coś nowego: dumę i wdzięczność za to, że życie potrafi zaskakiwać nawet wtedy, gdy wydaje się już wszystko stracone.

Dziś patrzę na Adama i Kasię – młodych rodziców walczących o każdy dzień i każdą złotówkę – i myślę sobie: czy naprawdę mamy prawo oceniać innych zanim poznamy ich historię? Czy miłość do dziecka polega na tym, by je kontrolować… czy raczej na tym, by pozwolić mu popełniać własne błędy?