List, który zmienił wszystko: Opowieść o niespodziewanej zemście i odrodzeniu
– Naprawdę myślisz, że możesz tak po prostu odejść? – mój głos drżał, choć starałam się brzmieć pewnie. Stałam w kuchni, ściskając w dłoni zmięty list, który przed chwilą znalazłam w szufladzie z dokumentami. List od Marka. Męża, z którym przeżyłam dwadzieścia lat.
Nie miał odwagi powiedzieć mi tego w twarz. Zamiast tego zostawił kilka suchych zdań na kartce: „Anka, nie mogę już dłużej udawać. Chcę rozwodu. Proszę, nie utrudniaj mi tego.”
W głowie dudniły mi jego słowa. Wydawało mi się, że wszystko jest w porządku – codzienność, dzieci, praca, wspólne obiady u teściowej w niedzielę. Owszem, bywało różnie, ale kto nie ma problemów? A jednak on postanowił odejść. Tak po prostu.
W kuchni pachniało jeszcze poranną kawą i świeżym chlebem. Za oknem szarzał listopadowy dzień. Dzieci były w szkole. Ja zostałam sama z tym listem i tysiącem pytań.
Zadzwoniłam do niego od razu. Odebrał po kilku sygnałach.
– Marek, co to ma znaczyć? – spytałam bez wstępów.
– Anka… Nie chcę rozmawiać przez telefon. Porozmawiamy wieczorem – odpowiedział cicho.
– Nie! Teraz! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu.
– Proszę cię…
Rozłączył się.
Przez kilka godzin chodziłam po mieszkaniu jak w transie. Próbowałam sobie przypomnieć wszystkie momenty, kiedy coś mogło pójść nie tak. Czy to przez moją pracę? Przez to, że ostatnio byłam zmęczona i nie miałam siły na rozmowy? Czy może przez te jego częste wyjazdy służbowe?
Wieczorem Marek wrócił później niż zwykle. Dzieci już spały. Usiadł naprzeciwko mnie przy stole i spuścił wzrok.
– Anka… Ja już nie potrafię być szczęśliwy w tym małżeństwie – zaczął cicho.
– A ja? Ja potrafię? Myślisz, że dla mnie to wszystko było łatwe? – przerwałam mu ostro.
– To nie o to chodzi… Po prostu… Jest ktoś inny – wyszeptał.
W tej chwili świat się zatrzymał. Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz.
– Kto? – zapytałam przez zaciśnięte zęby.
– To nie ma znaczenia…
– Ma! – wrzasnęłam. – Chcę wiedzieć!
Marek milczał. Widziałam w jego oczach strach i wstyd.
Przez następne dni funkcjonowałam jak automat. Dzieci – szkoła – praca – dom. Udawałam przed wszystkimi, że wszystko jest w porządku. Nawet przed własną matką, która zawsze wyczuwała, kiedy coś jest nie tak.
Ale nocami nie spałam. W głowie układałam scenariusze rozmów z Markiem i tą drugą kobietą. Wyobrażałam sobie ich razem. Czułam gniew i upokorzenie.
Pewnego dnia zobaczyłam Marka na parkingu pod jego pracą. Stał przy samochodzie z jakąś kobietą – wysoką blondynką o zimnym spojrzeniu. Uśmiechali się do siebie. Wtedy coś we mnie pękło.
Postanowiłam walczyć. Nie o niego – o siebie i dzieci. O prawdę.
Zaczęłam zbierać dowody zdrady. Przeglądałam jego wiadomości na komputerze, sprawdzałam rachunki telefoniczne, pytałam znajomych z pracy. Dowiedziałam się więcej, niż chciałam wiedzieć. Marek spotykał się z Agatą od ponad roku. Byli razem na wyjeździe służbowym w Zakopanem, potem w Gdańsku.
Zebrałam wszystko do teczki i poszłam do prawnika. Mecenas Nowak spojrzała na mnie ze współczuciem.
– Pani Anno, to będzie trudny rozwód… Ale jeśli chce pani walczyć o dzieci i mieszkanie, musimy być twardzi.
Wróciłam do domu z poczuciem ulgi i strachu jednocześnie. Wiedziałam już, że nie pozwolę Markowi odejść bez konsekwencji.
Wieczorem wybuchła awantura. Marek próbował tłumaczyć się dzieciom, ale ja nie pozwoliłam mu na to.
– Nie będziesz robił z nich zakładników! – krzyczałam. – To ty nas zostawiłeś!
Syn, Kuba, miał wtedy czternaście lat. Patrzył na ojca z nienawiścią.
– Jak mogłeś to zrobić mamie? – zapytał cicho.
Córka Ola płakała bezgłośnie.
Przez kolejne tygodnie dom zamienił się w pole bitwy. Marek próbował zabierać dzieci na weekendy do Agaty, ale one nie chciały jechać. Teściowa dzwoniła codziennie z pretensjami:
– Anka, dlaczego nastawiasz dzieci przeciwko Markowi? On też jest ich ojcem!
– Może powinna pani spytać syna, dlaczego nas zostawił! – odpowiadałam zimno.
W pracy zaczęły się plotki. Koleżanki szeptały za moimi plecami:
– Słyszałaś? Marek zostawił Ankę dla tej nowej z księgowości…
Czułam się upokorzona i osamotniona. Ale jednocześnie coraz silniejsza.
Pewnego dnia Agata zadzwoniła do mnie.
– Aniu… Wiem, że to trudne… Ale Marek cię już nie kocha…
Nie wytrzymałam.
– Ty mi będziesz mówić o miłości?! Rozbiłaś rodzinę! Mam nadzieję, że kiedyś poczujesz ten ból!
Rozłączyłam się i rozpłakałam jak dziecko.
Rozwód ciągnął się miesiącami. Marek próbował walczyć o mieszkanie, ale sąd przyznał je mnie i dzieciom. Agata coraz częściej dzwoniła do niego podczas rozprawy – widziałam jej imię na ekranie jego telefonu.
W końcu nadszedł dzień ostatniej rozprawy. Sędzia zapytał mnie:
– Czy chce pani coś jeszcze dodać?
Spojrzałam na Marka i Agatę siedzących razem na ławce dla świadków.
– Tak… Chciałabym tylko powiedzieć, że nigdy nie wybaczę zdrady. Ale wybaczam sobie to, że tak długo udawałam szczęście.
Po rozwodzie długo nie mogłam dojść do siebie. Dzieci zamknęły się w sobie. Ola zaczęła mieć problemy w szkole, Kuba przestał rozmawiać z ojcem.
Ale powoli zaczynałyśmy z Olą budować nową codzienność. Chodziłyśmy razem na spacery po parku Skaryszewskim, piekłyśmy ciasta w soboty, śmiałyśmy się z głupich filmów na YouTube.
Któregoś dnia spotkałam Marka przypadkiem na ulicy. Był sam. Wyglądał na zmęczonego i starszego niż pamiętałam.
– Anka… Przepraszam…
Spojrzałam mu prosto w oczy.
– Już za późno na przeprosiny.
Odwróciłam się i poszłam dalej.
Dziś wiem jedno: zdrada boli jak nic innego na świecie, ale daje też siłę do zmiany życia na lepsze. Gdyby nie ten list… Może nigdy nie odważyłabym się żyć naprawdę?
Czy można wybaczyć zdradę? Czy lepiej walczyć o rodzinę za wszelką cenę czy pozwolić jej odejść? Co wy byście zrobili na moim miejscu?