Cena zdrady. Jak kochanka odebrała męża rodzinie
Delikatnie mieszałam łyżeczką herbatę w filiżance, patrząc przez kuchenne okno na Michała, który biegał po podwórku z Krzysiem i jego szczeniakiem. Słońce prześwitywało przez liście klonu, a w powietrzu unosił się zapach świeżo skoszonej trawy. Wszystko wydawało się zwyczajne, niemal sielankowe. Ale we mnie już od dawna coś pękało. Od kilku tygodni czułam, że coś jest nie tak. Adam — mój mąż — wracał później z pracy, coraz częściej zamykał się w łazience z telefonem, a jego spojrzenie stawało się nieobecne. Próbowałam tłumaczyć sobie, że to tylko stres, może problemy w firmie. Ale kobieca intuicja nie dawała mi spokoju.
Pewnego wieczoru, gdy dzieci już spały, postanowiłam zapytać wprost. — Adam, czy wszystko u nas w porządku? — zapytałam cicho, bojąc się własnego głosu. Spojrzał na mnie zaskoczony, jakby wyrwany z innego świata. — Oczywiście, Magda. Przecież widzisz — odpowiedział szybko, zbyt szybko. A potem odwrócił wzrok i zaczął przeglądać wiadomości na telefonie. Wtedy poczułam pierwszy raz ten lodowaty uścisk w żołądku.
Kilka dni później znalazłam w jego kurtce paragon z kawiarni na drugim końcu miasta. Dwie kawy, dwa ciastka. Data i godzina — środek dnia, kiedy miał być w pracy. Przez chwilę stałam z tym świstkiem papieru w dłoni, czując jak świat zaczyna mi się wymykać spod kontroli. Nie spałam tej nocy. Przewracałam się z boku na bok, słysząc cichy oddech Adama obok siebie i zastanawiając się, kim jest ta druga osoba.
W końcu nie wytrzymałam. Następnego dnia, kiedy Adam wyszedł do pracy, zadzwoniłam do jego kolegi z firmy pod pretekstem zostawionych dokumentów. — Adam? Dziś pracuje zdalnie z domu — usłyszałam w słuchawce. Zamarłam. Wtedy już wiedziałam.
Wieczorem czekałam na niego w kuchni. Siedziałam przy stole, patrząc na zegar i słysząc tykanie wskazówek. Kiedy wszedł, spojrzał na mnie zaskoczony moją powagą. — Musimy porozmawiać — powiedziałam stanowczo. — Kim ona jest?
Przez chwilę milczał. Potem spuścił głowę i usiadł naprzeciwko mnie. — To nie tak miało być… — zaczął cicho. — Poznałem ją przypadkiem, w pracy… To tylko rozmowy, kawa… Ale potem… — urwał, nie mogąc spojrzeć mi w oczy.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. — Jak długo to trwa? — zapytałam drżącym głosem.
— Kilka miesięcy — odpowiedział szeptem.
Wtedy wszystko we mnie pękło. Krzyczałam, płakałam, rzucałam oskarżenia i pytania: „Dlaczego? Co zrobiłam nie tak? Czy myślałeś o dzieciach?” On milczał, a potem powiedział tylko: — Przepraszam.
Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Adam coraz częściej wychodził z domu pod pretekstem pracy czy spotkań służbowych. Michał pytał: „Gdzie tata?”, a ja nie potrafiłam odpowiedzieć bez łez w oczach.
Pewnego dnia zobaczyłam ich razem na mieście — Adama i tę kobietę. Była młodsza ode mnie, uśmiechnięta, trzymała go za rękę tak naturalnie, jakby byli razem od lat. Wtedy poczułam nie tylko ból, ale też upokorzenie.
Wieczorem Adam spakował walizkę. — Przepraszam cię, Magda. Nie potrafię już udawać. Kocham ją — powiedział bez emocji.
Zostałam sama z dwójką dzieci i tysiącem pytań bez odpowiedzi. Przez pierwsze tygodnie nie potrafiłam funkcjonować. Wszystko przypominało mi o nim: kubek po kawie, jego ulubiona koszula w szafie, zdjęcia z wakacji nad morzem.
Moja mama próbowała mnie pocieszać: — Dasz sobie radę, Magda. Jesteś silna.
Ale ja czułam się jak wrak człowieka. Michał zaczął mieć problemy w szkole, starsza córka Ola zamknęła się w sobie i przestała rozmawiać ze mną o swoich sprawach.
Najgorsze były weekendy, kiedy Adam zabierał dzieci do siebie i do niej — do tej kobiety. Wrócili raz podekscytowani: „Mamo! Byliśmy w zoo! Kasia ma kota!”
Kasia… Teraz już znałam jej imię.
Czułam gniew i żal do Adama, ale jeszcze większy do siebie samej: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy powinnam była walczyć bardziej o nasze małżeństwo? Czy to wszystko moja wina?
Minęły miesiące zanim nauczyłam się żyć na nowo. Zaczęłam spotykać się z przyjaciółkami, wróciłam do pracy na pełen etat. Dzieci powoli przyzwyczaiły się do nowej rzeczywistości.
Ale czasem wieczorami siadam przy kuchennym stole z filiżanką herbaty i pytam siebie: czy można wybaczyć zdradę? Czy można jeszcze zaufać komuś tak mocno jak kiedyś? I czy kiedykolwiek przestanę czuć ten ból?
Może każdy z nas nosi swoją cenę zdrady przez całe życie? Jak myślicie?