Córka powiedziała, że nie chce mnie na swoim ślubie. Myślałam, że się mnie wstydzi, ale prawdziwy powód był o wiele bardziej bolesny
– Nie chcę, żebyś przyszła na mój ślub. – Te słowa Moniki roztrzaskały się o moje serce jak porcelanowa filiżanka o kafelki kuchenne. Stałyśmy naprzeciwko siebie w moim małym salonie, gdzie jeszcze kilka dni temu razem wybierałyśmy kolory kwiatów na jej bukiet. Teraz patrzyła na mnie z chłodną determinacją, a ja czułam, jak moje gardło zaciska się z bólu.
– Monika… co ty mówisz? – wyszeptałam, próbując zrozumieć, czy to żart, czy może kara za coś, czego nie potrafię sobie przypomnieć.
– Mamo, proszę. Nie pytaj. Po prostu… nie chcę cię tam. – Jej głos był twardy, a oczy nie zdradzały żadnych emocji.
W jednej chwili wszystko się rozpadło. Przez całe życie byłam dla niej – tak mi się wydawało – podporą. Po rozwodzie z jej ojcem, Andrzejem, robiłam wszystko, by nie zabrakło jej miłości i bezpieczeństwa. Pracowałam na dwa etaty, żeby mogła chodzić na lekcje baletu i mieć nowe podręczniki. Często nie miałam siły nawet na rozmowę wieczorem, ale zawsze starałam się być obecna.
A teraz…
Nie spałam tej nocy. Wpatrywałam się w sufit, słysząc w głowie echo jej słów. Próbowałam przypomnieć sobie wszystkie nasze kłótnie – o bałagan w pokoju, o chłopaków, o późne powroty. Czy to przez to? Czy może przez to, że po rozwodzie byłam zbyt surowa? Czy może przez mojego obecnego partnera, Marka? Monika nigdy go nie zaakceptowała.
Rano zadzwoniłam do mojej siostry, Iwony.
– Iwona… Monika nie chce mnie na swoim ślubie – powiedziałam przez łzy.
– Co ty mówisz? – usłyszałam w słuchawce szok i niedowierzanie. – Przecież byłaś dla niej wszystkim!
– Właśnie… chyba jednak nie.
Przez kolejne dni próbowałam rozmawiać z Moniką. Pisałam wiadomości, dzwoniłam. Bez odpowiedzi. W końcu pojechałam do niej do pracy. Wyszła do mnie na parking.
– Mamo, proszę cię… Nie rób scen. To moja decyzja.
– Ale dlaczego? Powiedz mi chociaż dlaczego! – błagałam.
– Bo tak będzie lepiej dla wszystkich – rzuciła i odwróciła się na pięcie.
Zaczęłam podejrzewać, że chodzi o Marka. Może coś jej powiedział? Może ją uraził? Zaczęłam wypytywać go ukradkiem.
– Marek, czy ty… czy powiedziałeś Monice coś niemiłego?
– Ja? Nigdy! Przecież ledwo ze mną rozmawia – odpowiedział urażony.
Zaczęłam analizować każdy szczegół naszego życia. Może to przez to, że po rozwodzie nie miałam czasu dla niej? Może była zazdrosna o Marka? Może czuła się odrzucona?
W końcu przyszedł dzień ślubu. Siedziałam sama w kuchni, patrząc na zdjęcia Moniki z dzieciństwa. Jej uśmiechnięta buzia na pierwszym rowerze, w białej sukience komunijnej…
Nagle zadzwonił telefon. To była moja matka.
– Aniu… musisz wiedzieć coś ważnego – zaczęła cicho.
– Co się stało?
– Byłam dziś na ślubie Moniki…
Zamarłam.
– Jak to? Przecież mówiła, że nie chce mnie tam!
– Tak… ale ja poszłam z Iwoną. I… Aniu… tam była też Ewa.
Ewa. Moja dawna przyjaciółka. Kobieta, która kiedyś była dla mnie jak siostra, a potem…
Przypomniałam sobie tamten dzień sprzed lat. Andrzej odszedł ode mnie właśnie do Ewy. Zdrada bolała jak nic innego w życiu. Monika miała wtedy dwanaście lat i bardzo przeżyła rozstanie rodziców. Ewa próbowała się z nią zaprzyjaźnić, a ja zabroniłam im kontaktu.
– Ewa była na ślubie? – zapytałam z niedowierzaniem.
– Tak… i siedziała przy stole rodzinnym. Monika traktowała ją jak matkę – powiedziała mama drżącym głosem.
Poczułam się tak, jakby ktoś wyciągnął mi serce z piersi i rzucił je na podłogę.
Po kilku dniach zebrałam się na odwagę i pojechałam do Moniki. Otworzyła mi drzwi z chłodnym wyrazem twarzy.
– Czego chcesz?
– Chcę z tobą porozmawiać. Proszę… powiedz mi prawdę. Dlaczego mnie wykluczyłaś?
Monika westchnęła ciężko i usiadła naprzeciwko mnie przy stole.
– Mamo… przez całe życie czułam się między tobą a tatą jak piłeczka pingpongowa. Po rozwodzie zabroniłaś mi widywać się z Ewą i tatą przez długi czas. Byłaś wtedy tak skupiona na sobie i swoim bólu, że nie widziałaś mojego cierpienia. Ewa była jedyną osobą, która wtedy mnie wysłuchała i przytuliła bez oceniania.
Zaniemówiłam.
– Ale ja chciałam cię chronić! – wyszeptałam.
– Chronić? Przed czym? Przed własnym ojcem? Przed kobietą, która chciała być dla mnie dobra? Mamo… ja cię kocham, ale wtedy czułam się samotna jak nigdy wcześniej w życiu. Ty miałaś swój świat: praca, Marek… A ja miałam tylko Ewę.
Łzy zaczęły spływać mi po policzkach.
– Dlaczego mi tego nie powiedziałaś?
– Bo bałam się twojej reakcji. Bałam się, że znów każesz mi wybierać: ty albo oni. A ja już nie chcę wybierać.
Siedziałyśmy długo w milczeniu. W końcu Monika powiedziała:
– Na ślubie chciałam mieć przy sobie ludzi, którzy byli dla mnie wsparciem wtedy, kiedy najbardziej tego potrzebowałam.
Wyszłam stamtąd rozbita na milion kawałków. Zrozumiałam, że moje decyzje sprzed lat – podjęte w dobrej wierze – sprawiły mojej córce więcej bólu niż mogłam przypuszczać.
Dziś próbuję odbudować naszą relację. Wysyłam jej wiadomości bez oczekiwania odpowiedzi. Czasem odpisuje zdawkowo, czasem milczy tygodniami. Ale wiem już jedno: nie można nikogo zmusić do miłości ani wdzięczności za poświęcenia, których on sam nie chciał lub nie potrzebował.
Czy można naprawić błędy przeszłości? Czy matka i córka mogą jeszcze odnaleźć wspólny język po tylu latach żalu i niedopowiedzeń? Co wy byście zrobili na moim miejscu?