Cienie miłości: Jak przełamałam rodzinne faworyzowanie na weselu mojej siostry Eli
– Zawsze musisz być w centrum uwagi, prawda? – syknęłam przez zaciśnięte zęby, patrząc na Elę, która właśnie przymierzała swoją suknię ślubną w salonie przy ulicy Piotrkowskiej. Moja młodsza siostra wyglądała jak z obrazka: rozpromieniona, otoczona wianuszkiem koleżanek i mamą, a Piotr – nasz ojczym – stał obok niej z miną pełną dumy. W jego oczach widziałam coś, czego nigdy nie dostrzegłam, gdy patrzył na mnie. Czułość? Podziw? Może po prostu miłość, której zawsze mi brakowało?
Nie chciałam być zazdrosna. Przecież Piotr był dla mnie jak prawdziwy ojciec od kiedy miałam siedem lat. To on nauczył mnie jeździć na rowerze, to on tulił mnie, gdy miałam koszmary. Ale odkąd Ela zaczęła planować ślub, wszystko się zmieniło. Piotr był przy niej na każdym kroku – doradzał, wspierał, śmiał się z jej żartów. Ja czułam się jak cień.
– Dobrze ci w tej sukni, Elu – powiedział cicho, a ja poczułam ukłucie w sercu. – Wyglądasz jak twoja mama w dniu naszego ślubu.
Ela zarumieniła się i rzuciła mu się na szyję. Mama patrzyła na nich z rozczuleniem, a ja stałam z boku, niewidzialna. Wyszłam na korytarz, żeby złapać oddech. W głowie kłębiły mi się myśli: „Może po prostu nie jestem wystarczająco dobra? Może nigdy nie byłam?”
Tego wieczoru w domu atmosfera była napięta. Mama krzątała się po kuchni, Ela rozmawiała przez telefon z narzeczonym, a Piotr siedział przy stole i przeglądał jakieś dokumenty.
– Wszystko w porządku, Marto? – zapytał nagle.
Wzruszyłam ramionami. – Jasne.
– Ostatnio jesteś jakaś nieobecna.
Chciałam mu powiedzieć prawdę. Chciałam wykrzyczeć: „Czemu ją kochasz bardziej? Czemu zawsze ona jest ważniejsza?” Ale tylko skinęłam głową i wyszłam do swojego pokoju.
Przez kolejne dni przygotowania do wesela nabierały tempa. Ela wybierała dekoracje, mama szyła poduszki na obrączki, a Piotr załatwiał formalności w urzędzie. Ja byłam tylko dodatkiem – od czasu do czasu poproszona o pomoc przy zaproszeniach czy przewiezieniu kwiatów.
Pewnego wieczoru podsłuchałam rozmowę Piotra i mamy w kuchni.
– Martwię się o Martę – powiedział cicho Piotr. – Odkąd Ela zaczęła planować ślub, jest jakaś inna.
– Może czuje się odsunięta? – zasugerowała mama.
– Przecież kocham je obie tak samo…
Zacisnęłam pięści. „Tak samo”? To czemu nigdy tego nie pokazuje?
Nadszedł dzień wesela. W kościele wszyscy byli podekscytowani. Ela wyglądała olśniewająco, a ja… czułam się jak statystka we własnej rodzinie. Po ceremonii Piotr wygłosił wzruszające przemówienie:
– Elu, jesteś moją córką nie z krwi, ale z wyboru. Zawsze będę przy tobie.
Goście bili brawo, Ela płakała ze wzruszenia, a ja miałam ochotę uciec. Wyszłam na zewnątrz i usiadłam na schodach kościoła. Łzy same napłynęły mi do oczu.
Nagle usłyszałam kroki za sobą.
– Marta…
To był Piotr.
– Dlaczego płaczesz? – zapytał łagodnie.
– Bo nigdy nie powiedziałeś mi takich słów – wyszeptałam. – Nigdy nie poczułam się twoją córką tak naprawdę.
Piotr usiadł obok mnie i przez chwilę milczał.
– Wiesz… kiedy twój ojciec was zostawił, bałem się, że nigdy nie będę dla was wystarczający. Starałem się być dobrym ojcem, ale może za bardzo skupiłem się na Eli, bo ona była wtedy taka mała…
Spojrzałam na niego przez łzy.
– Ja też byłam mała.
Piotr objął mnie ramieniem.
– Przepraszam cię, Marto. Czasem człowiek nie widzi tego, co najważniejsze. Kocham cię jak własną córkę. Może nie umiem tego okazywać tak jak powinienem…
Przytuliłam się do niego pierwszy raz od lat tak naprawdę szczerze.
– Chciałabym to usłyszeć częściej – powiedziałam cicho.
– Obiecuję ci to – odpowiedział stanowczo.
Wróciliśmy razem na salę weselną. Ela podbiegła do mnie i mocno mnie uściskała.
– Cieszę się, że jesteś ze mną w tym dniu – szepnęła mi do ucha.
Spojrzałam na nią i po raz pierwszy poczułam radość z jej szczęścia. Może czasem trzeba przejść przez ból i zazdrość, żeby odnaleźć prawdziwą bliskość?
Dziś wiem jedno: rodzina to nie tylko więzy krwi czy gesty na pokaz. To codzienna walka o siebie nawzajem i odwaga, by mówić o tym, co boli.
Czy wy też czasem czuliście się mniej ważni w swojej rodzinie? Jak sobie z tym radziliście?