Czy naprawdę byłam dobrą matką? Moja córka jest wspaniała, ale czy nie odebrałam jej odwagi do życia po swojemu?
– Magda, dlaczego znowu pytasz mnie o zgodę? – zapytałam zniecierpliwiona, kiedy po raz kolejny przyszła do mnie z wątpliwościami. Stała w progu kuchni, ściskając w dłoniach kubek z herbatą. Miała już trzydzieści dwa lata, dwójkę dzieci i dwa dyplomy na ścianie, a jednak w jej oczach widziałam tę samą niepewność, którą pamiętałam z czasów jej dzieciństwa.
– Bo… nie wiem, czy to dobry pomysł – odpowiedziała cicho. – Tomek mówi, żebym spróbowała tej pracy zdalnej, ale…
Westchnęłam ciężko. Zawsze chciałam dla niej wszystkiego, co najlepsze. Od małego pilnowałam, żeby miała czyste ubrania, zdrowe jedzenie i najlepsze oceny. Kiedy była chora, nie spałam po nocach. Kiedy miała sprawdzian, siedziałam z nią nad książkami. Gdy koleżanka ją zraniła, tłumaczyłam świat i obiecywałam, że już nikt jej nie skrzywdzi.
Ale czy nie przesadziłam? Czy nie zamknęłam jej w złotej klatce własnych oczekiwań i lęków?
Pamiętam dzień, kiedy Magda po raz pierwszy przyszła do mnie z pomysłem wyjazdu na studia do Warszawy. Mieszkałyśmy wtedy w Toruniu. Byłam przerażona. Warszawa wydawała mi się wielkim, niebezpiecznym miastem pełnym pokus i zagrożeń. – Lepiej zostań tu, blisko domu – przekonywałam ją wtedy. – Tu masz rodzinę, wsparcie. Tam będziesz sama.
Posłuchała mnie. Została w Toruniu, skończyła dwa kierunki na UMK, znalazła pracę w urzędzie miasta. Wyszła za Tomka – chłopaka z sąsiedztwa, spokojnego i odpowiedzialnego. Urodziła dwójkę dzieci. Wszystko wydawało się idealne.
A jednak coraz częściej widziałam w jej oczach cień smutku. Czasem łapałam ją na tym, jak patrzy przez okno z zamyśleniem. Raz przyłapałam ją na przeglądaniu ofert pracy w Warszawie.
– Magda, czego ci brakuje? – zapytałam któregoś wieczoru.
– Nie wiem… Może odwagi? – odpowiedziała cicho.
Wtedy poczułam ukłucie w sercu. Czy to ja odebrałam jej tę odwagę?
Zaczęłyśmy się coraz częściej kłócić o drobiazgi. O to, że dzieci za długo oglądają bajki. O to, że nie gotuje obiadu codziennie od podstaw. O to, że Tomek za mało pomaga w domu. Czułam się coraz bardziej bezradna – chciałam pomóc, a tylko pogarszałam sprawę.
Pewnego dnia Magda przyszła do mnie zapłakana.
– Mamo… ja chyba nie umiem być szczęśliwa – wyszeptała.
Objęłam ją mocno i po raz pierwszy od lat pozwoliłam sobie na łzy przy niej.
– Przepraszam cię, córeczko – powiedziałam drżącym głosem. – Chciałam cię chronić przed światem, ale może powinnam była pozwolić ci go poznać.
Przez kolejne tygodnie dużo rozmawiałyśmy. Magda zaczęła powoli podejmować własne decyzje – najpierw drobne: sama wybrała przedszkole dla dzieci, potem zapisała się na kurs online. W końcu zdecydowała się przyjąć ofertę pracy zdalnej dla firmy z Warszawy.
Tomek był sceptyczny.
– Po co ci to? Przecież mamy stabilizację – mówił wieczorami przy kolacji.
– Chcę spróbować czegoś nowego – odpowiadała Magda coraz pewniej.
Patrzyłam na nią z dumą i… bólem serca. Bo wiedziałam już, że muszę się wycofać. Przestać doradzać na każdym kroku, przestać kontrolować.
Któregoś dnia zadzwoniła do mnie późnym wieczorem.
– Mamo… boję się – wyszeptała do słuchawki.
– To dobrze – odpowiedziałam po chwili milczenia. – Strach znaczy, że robisz coś ważnego dla siebie.
Odłożyłam słuchawkę i długo płakałam. Bo zrozumiałam, że największą miłością jest pozwolić dziecku odejść własną drogą.
Dziś Magda jest szczęśliwsza niż kiedykolwiek. Ma pracę, która ją rozwija. Dzieci są radosne i ciekawe świata. Tomek powoli przekonuje się do zmian.
A ja? Codziennie uczę się być matką dorosłego dziecka. Uczę się ufać jej wyborom i nie narzucać własnych lęków.
Czasem pytam siebie: czy naprawdę byłam dobrą matką? Czy można kochać za bardzo? A może najważniejsze to nauczyć się kochać mądrze?
Czy wy też czasem zastanawiacie się, czy wasza troska nie stała się dla waszych dzieci ciężarem?