„Po uroczystości mama podziękowała synowym, ale one nie były zachwycone. Czy naprawdę jestem tylko dodatkiem do ich życia?”

– Dziękuję wam, dziewczyny, bez was bym sobie nie poradziła – powiedziała mama, patrząc na mnie i na Magdę z wymuszonym uśmiechem. Stałyśmy w kuchni, wśród pustych talerzy i resztek po imieninach taty. Magda poprawiła włosy, zerknęła na swoje paznokcie i rzuciła cicho:

– Nie ma sprawy, mamo.

Ja tylko skinęłam głową. W powietrzu wisiało napięcie, którego nikt nie chciał nazwać. Mama wyszła z kuchni, a my zostałyśmy same. Przez chwilę słyszałam tylko brzęk naczyń i cichy szum zmywarki.

– Wiesz, że ona nas nie lubi – powiedziała nagle Magda, patrząc na mnie spod rzęs.

– Przesadzasz – odpowiedziałam, choć sama czułam się jak intruz w tym domu. – Po prostu… jesteśmy inne.

Magda prychnęła i zaczęła przeglądać Instagram na telefonie. Zawsze miała perfekcyjny manicure, najmodniejsze ubrania i najnowszy model telefonu. Ja też dbałam o siebie, ale bardziej z przyzwyczajenia niż z pasji. Nasze rozmowy zawsze kończyły się na kosmetykach, fryzjerach albo plotkach o celebrytach. Czułam, że coś nas łączy, ale jednocześnie dzieli przepaść.

Wyszłam na balkon, żeby zaczerpnąć powietrza. Z dołu dochodziły głosy dzieci bawiących się na podwórku. Mój mąż, Tomek, rozmawiał z bratem przy grillu. Ich relacja była zupełnie inna – śmiali się, żartowali, wspominali dzieciństwo. Ja i Magda… jakbyśmy były tylko dodatkiem do ich życia.

Pamiętam dzień, kiedy poznałam Tomka. Był pewny siebie, zabawny, miał plany na przyszłość. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Szybko się pobraliśmy – rodzina była zachwycona. Ale potem pojawiła się Magda – żona starszego brata Tomka, Pawła. Od początku czułam rywalizację: która z nas lepiej wygląda, która ma droższe buty, która szybciej wróci do formy po porodzie.

Mama zawsze była uprzejma, ale chłodna. Nigdy nie powiedziała niczego wprost, ale jej spojrzenia mówiły wszystko. Kiedyś usłyszałam przez przypadek jej rozmowę z ciotką:

– Te nasze synowe… Ładne dziewczyny, ale czy one potrafią coś więcej niż malować paznokcie?

Zabolało mnie to wtedy strasznie. Przecież starałam się jak mogłam – gotowałam obiady, sprzątałam po rodzinnych spotkaniach, pomagałam przy dzieciach. Ale zawsze miałam wrażenie, że to za mało.

Po uroczystości wróciliśmy z Tomkiem do domu. Był zmęczony i od razu poszedł pod prysznic. Ja usiadłam na kanapie i zaczęłam przeglądać zdjęcia z dzisiejszego dnia. Wszędzie uśmiechy, śmiech… A ja czułam pustkę.

Wieczorem zadzwoniła Magda.

– Słuchaj… – zaczęła niepewnie – Masz czas jutro? Może pójdziemy razem do kosmetyczki?

Zgodziłam się bez przekonania. Spotkałyśmy się w centrum miasta. Siedziałyśmy obok siebie w salonie piękności, każda pogrążona we własnych myślach.

– Wiesz… – odezwała się nagle Magda – Czasem mam wrażenie, że wszyscy oczekują od nas czegoś więcej. Że nie wystarczy być zadbaną żoną i matką.

Spojrzałam na nią zaskoczona. Pierwszy raz powiedziała coś takiego.

– Ja też tak czuję – przyznałam cicho. – Ale nie wiem już, kim jestem poza tym wszystkim.

Milczałyśmy przez chwilę.

– Może powinniśmy spróbować czegoś nowego? – zaproponowała Magda. – Nie wiem… zapisać się na kurs? Albo zacząć pracować razem?

Poczułam dziwną ulgę. Może nie jestem sama w tym wszystkim?

Wróciłam do domu z nową energią. Opowiedziałam Tomkowi o pomyśle Magdy.

– To świetny pomysł – powiedział bez entuzjazmu, nie odrywając wzroku od telewizora.

Zacisnęłam pięści ze złością. Dlaczego nikt nie traktuje nas poważnie? Dlaczego nasze potrzeby są zawsze na końcu?

Przez kolejne tygodnie spotykałyśmy się z Magdą coraz częściej. Zapisałyśmy się na kurs fotografii – coś zupełnie nowego dla nas obu. Początkowo rodzina patrzyła na to z pobłażaniem.

– Po co wam to? – pytała mama podczas niedzielnego obiadu.

– Dla siebie – odpowiedziałam stanowczo.

Zaczęłyśmy robić zdjęcia dzieciom, rodzinie, nawet znajomym z osiedla. Powoli pojawiały się pierwsze zlecenia na sesje zdjęciowe. Odkryłam w sobie pasję i poczułam się potrzebna nie tylko jako żona czy matka.

Jednak relacje rodzinne wcale się nie poprawiły. Mama nadal traktowała nas jak dzieci bawiące się w dorosłość. Tomek i Paweł byli dumni tylko wtedy, gdy mogli pochwalić się naszymi zdjęciami przed kolegami.

Pewnego dnia podczas rodzinnego spotkania mama znów podziękowała nam za pomoc przy organizacji imprezy.

– Dziękuję wam, dziewczyny…

Tym razem spojrzałyśmy na siebie porozumiewawczo.

– My też dziękujemy – odpowiedziała Magda pewnym głosem – Za to, że możemy być częścią tej rodziny… ale chcemy być czymś więcej niż tylko dodatkiem do waszego życia.

Zapadła cisza. Wszyscy patrzyli na nas zdziwieni.

Dziś wiem jedno: nie chcę już żyć w cieniu oczekiwań innych ludzi. Chcę być sobą – nawet jeśli oznacza to konflikt czy niezrozumienie.

Czy naprawdę jesteśmy tylko tłem dla życia naszych mężów i ich rodziny? A może każda z nas ma prawo do własnych marzeń i pasji? Co wy o tym myślicie?