Między dwoma drzwiami: Opowieść matki, która przestała być potrzebna
– Mamo, może innym razem, dobrze? – głos Pawła, mojego syna, był cichy, ale stanowczy. Stałam na wycieraczce pod jego drzwiami, trzymając w rękach ciasto drożdżowe, które piekłam całą noc. Za drzwiami słyszałam śmiech jego żony, Agnieszki, i cichy płacz mojego wnuka. Przez chwilę miałam ochotę po prostu wejść, jak kiedyś, gdy jeszcze byłam mile widziana. Ale teraz… teraz byłam tylko gościem, którego nikt nie zaprasza.
Zeszłam po schodach powoli, czując jak łzy spływają mi po policzkach. W klatce schodowej pachniało obiadem sąsiadów i kurzem. Przypomniałam sobie czasy, gdy Paweł był mały – zawsze biegł do mnie z otwartymi ramionami. Wtedy wydawało mi się, że miłość matki wystarczy na wszystko. Że jeśli będę się starać, gotować ulubione potrawy, pomagać przy dzieciach i nigdy nie odmawiać wsparcia, to nigdy nie zostanę sama.
Ale życie napisało inny scenariusz. Moja córka, Ania, od lat mieszka w Warszawie. Dzwoni rzadko, zawsze zabiegana. „Mamo, mam spotkanie”, „Mamo, nie mogę teraz rozmawiać”. Czasem zastanawiam się, czy jeszcze jestem dla niej kimś ważnym, czy tylko numerem w telefonie.
Wróciłam do swojego mieszkania na parterze. Pusto tu i cicho. Nawet zegar na ścianie tyka zbyt głośno. Usiadłam przy stole i patrzyłam na ciasto – pachnące, jeszcze ciepłe. Dla kogo ja to wszystko robię?
Telefon zadzwonił nagle. Spojrzałam na wyświetlacz – Ania. Odebrałam z nadzieją.
– Mamo, wszystko w porządku? – zapytała szybko.
– Tak, kochanie. Wszystko dobrze – skłamałam.
– Muszę kończyć, oddzwonię później – rzuciła i rozłączyła się zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
Zostałam sama z ciszą i własnymi myślami. Przypomniałam sobie rozmowę sprzed kilku miesięcy z Agnieszką. Przyszła do mnie z Pawłem.
– Mamo, chcemy trochę więcej prywatności – powiedziała Agnieszka chłodno. – Jesteśmy już rodziną i potrzebujemy przestrzeni.
– Ale ja tylko chciałam pomóc… – próbowałam się tłumaczyć.
– Rozumiemy to – przerwał Paweł – ale czasem czujemy się przytłoczeni.
Wtedy pierwszy raz poczułam się niepotrzebna. Jakby ktoś zamknął przede mną drzwi do własnego życia.
Od tamtej pory coraz rzadziej odwiedzam ich mieszkanie. Czasem mijam Agnieszkę na klatce schodowej – uśmiecha się uprzejmie, ale jej oczy są zimne. Paweł unika rozmów o rodzinie. O wnuku wiem tyle, ile usłyszę przypadkiem przez ścianę.
Wieczorami siedzę przy oknie i patrzę na plac zabaw. Dzieci biegają, matki rozmawiają ze sobą. Kiedyś byłam jedną z nich – miałam swoje miejsce wśród ludzi. Teraz czuję się jak cień.
Pewnego dnia postanowiłam odwiedzić Anię w Warszawie bez zapowiedzi. Kupiłam bilet na pociąg, upiekłam jej ulubione rogaliki z makiem. Podróż minęła mi szybko – serce biło mi mocniej z każdą stacją.
Gdy stanęłam pod jej drzwiami, usłyszałam śmiech i muzykę. Otworzyła mi obca dziewczyna.
– Dzień dobry, szukam Ani Kowalskiej – powiedziałam niepewnie.
– Ania jest na spotkaniu ze znajomymi w kawiarni obok – odpowiedziała dziewczyna i zamknęła drzwi.
Usiadłam na ławce przed blokiem i poczułam się jeszcze bardziej obca niż kiedykolwiek wcześniej. Zadzwoniłam do Ani.
– Mamo? Co się stało?
– Przyjechałam cię odwiedzić…
– Mamo! Mogłaś zadzwonić! Mam plany… Może innym razem?
Wróciłam do domu tego samego dnia. W pociągu patrzyłam przez okno na mijające pola i wsie. Zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd. Czy byłam zbyt opiekuńcza? Czy za bardzo ingerowałam w ich życie?
W bloku spotkałam panią Zofię z trzeciego piętra.
– Pani Mario, wszystko w porządku? Wygląda pani na zmęczoną…
– Tak… tylko trochę samotna – odpowiedziałam szczerze.
– Wie pani… moje dzieci też mają swoje życie. Ale wieczorami gramy z sąsiadkami w karty. Może pani do nas dołączy?
Przez chwilę poczułam cień nadziei. Może jeszcze nie wszystko stracone? Może mogę znaleźć swoje miejsce gdzie indziej?
Ale wieczorem znów wróciły myśli: czy naprawdę można tak łatwo przestać być potrzebnym własnym dzieciom? Czy miłość matki to za mało? A może powinnam nauczyć się żyć dla siebie?
Czasem patrzę na zamknięte drzwi Pawła i Ani i pytam siebie: czy to ja się zmieniłam… czy to świat przestał potrzebować takich matek jak ja?