Gdy syn odchodzi: Historia matki z Krakowa, która straciła kontakt z ukochanym dzieckiem
– Michał, odbierz w końcu ten telefon! – szepczę z rozpaczą, patrząc na migający ekran. To już trzeci raz w tym tygodniu próbuję się dodzwonić. Siedzę przy kuchennym stole, wśród zapachu świeżo upieczonego chleba, który zawsze piekłam dla niego. Teraz chleb stygnie, a ja czuję, jak moje serce stygnie razem z nim.
Kiedyś byliśmy nierozłączni. Michał był moim jedynym dzieckiem, moją dumą i radością. Po śmierci męża to on był moim światem. Zawsze powtarzałam: „Synu, pamiętaj, że dom to nie tylko ściany, ale ludzie, którzy na ciebie czekają”. On kiwał głową, uśmiechał się i biegł na podwórko grać w piłkę z kolegami.
Wszystko zmieniło się, kiedy poznał Kasię. Była piękna, energiczna, miała plany na życie. Szybko się zakochali. Pamiętam ich ślub – ja w granatowej sukience, łzy wzruszenia i dumy. Potem przyszła wiadomość: „Mamo, wyjeżdżamy do Anglii. Tam jest praca, lepsze życie”.
Nie protestowałam. Przecież chciałam dla niego jak najlepiej. Pomagałam im pakować walizki, piekłam ciasto na drogę. Michał przytulił mnie wtedy mocno: „Mamo, będziemy dzwonić codziennie”.
Pierwsze miesiące rzeczywiście były pełne rozmów. Opowiadał o pracy na budowie, o tym jak Kasia uczy się języka, jak wynajęli małe mieszkanie w Leeds. Wysyłał zdjęcia wnuczki – małej Zosi. Czułam się potrzebna, choćby na odległość.
Ale potem coś się zmieniło. Najpierw rozmowy były coraz krótsze. „Mamo, nie mam czasu”, „Mamo, później zadzwonię”. Potem już tylko SMS-y: „Wszystko dobrze”.
Pewnego dnia zadzwoniłam do Kasi. Odebrała po kilku sygnałach:
– Dzień dobry, pani Aniu.
– Kasiu, czy wszystko w porządku? Michał nie odbiera…
– Jest bardzo zajęty w pracy… Wie pani, tu życie jest inne.
Czułam chłód w jej głosie. Czy zrobiłam coś nie tak? Czy może ona nie chce mojego kontaktu z synem?
Zaczęłam analizować każde słowo z przeszłości. Może byłam zbyt opiekuńcza? Może powinnam była pozwolić mu szybciej dorosnąć? Wspomnienia wracały falami: Michał z gorączką w nocy, Michał zdający maturę, Michał płaczący po pierwszym rozstaniu z dziewczyną.
Próbowałam zająć myśli – ogródkiem, szydełkowaniem, spotkaniami z sąsiadkami. Ale każda rozmowa kończyła się pytaniem: „A co u Michała?”
W końcu zebrałam się na odwagę i napisałam długi list:
„Synku,
Nie wiem, co się stało. Tęsknię za Tobą każdego dnia. Chciałabym usłyszeć Twój głos, zobaczyć Zosię choćby przez kamerę. Jeśli zrobiłam coś źle – wybacz mi. Kocham Cię i zawsze będę czekać.”
Nie dostałam odpowiedzi.
W święta Bożego Narodzenia nakryłam do stołu dla trzech osób – tak jak zawsze. Zosia miała już trzy lata i nigdy nie siedziała przy moim stole. Sąsiadka Basia próbowała mnie pocieszyć:
– Aniu, młodzi mają swoje życie. Musisz się z tym pogodzić.
Ale jak pogodzić się z pustką?
Któregoś dnia zadzwoniła moja siostra:
– Anka, przestań się zamartwiać! Może Michał po prostu nie wie, jak rozmawiać? Może boi się Twoich oczekiwań?
– Ale ja niczego nie oczekuję… Chcę tylko wiedzieć, że żyje szczęśliwie.
Zaczęłam chodzić na spotkania Klubu Seniora. Tam poznałam panią Jadwigę – jej córka też wyjechała do Irlandii i nie dzwoni od miesięcy.
– Wie pani co? – powiedziała pewnego dnia Jadwiga – My matki zawsze będziemy czekać. Ale musimy nauczyć się żyć dla siebie.
Spróbowałam. Zapisałam się na kurs komputerowy. Założyłam Facebooka i wysłałam Michałowi zaproszenie do znajomych. Przez tydzień nie było reakcji. Potem zobaczyłam – zaakceptował! Serce mi zabiło mocniej.
Napisałam wiadomość:
„Cześć Synku! Jak się masz? Może zadzwonisz?”
Cisza.
Któregoś wieczoru usiadłam przy oknie i patrzyłam na światła miasta. Przypomniało mi się, jak kiedyś Michał wracał późno ze studiów i zawsze dzwonił: „Mamo, już jestem pod blokiem”. Teraz nawet nie wiem, gdzie dokładnie mieszka.
W końcu zadzwonił telefon. Numer z Anglii.
– Mamo?
– Michał! Synku!
– Przepraszam, że tak długo… Dużo się dzieje… Kasia jest w ciąży… Praca… Zosia chorowała…
– Michałku… Ja tylko chciałam usłyszeć Twój głos.
– Wiem mamo… Przepraszam.
Rozmawialiśmy krótko. Czułam ulgę i smutek jednocześnie. On był daleko – nie tylko fizycznie.
Dziś wiem jedno: miłość matki nie zna granic ani czasu. Ale czy można nauczyć się żyć bez codziennego kontaktu z własnym dzieckiem? Czy to ja popełniłam błąd? A może to po prostu życie?
Czasem patrzę na zdjęcie Michała i pytam siebie: czy jeszcze kiedyś usiądziemy razem przy stole? Czy matka może przestać tęsknić?