Zdrada po ogniu i wodzie: Zimna, wyrafinowana zemsta – Historia Elżbiety i Tomasza
Wszystko zaczęło się od krzyku. Nie mojego – ja już nie miałam siły krzyczeć. To była Aneta, nowa żona Tomasza, która wbiegła do kuchni z twarzą wykrzywioną od obrzydzenia. „Tomek! Co tu tak śmierdzi?! Nie mogę tu oddychać!” – wrzeszczała, a echo jej głosu odbijało się od ścian domu, który kiedyś był moim azylem. Stałam wtedy na chodniku przed bramą, z kluczami w dłoni, patrząc jak moje życie – trzydzieści lat małżeństwa, dwójka dzieci, wspólne kredyty i remonty – zamienia się w obcy spektakl.
Mam na imię Elżbieta. Urodziłam się w małym miasteczku pod Toruniem. Moja mama była nauczycielką, ojciec pracował w PKP. Wychowywałam się w domu, gdzie nie było miejsca na słabość – „dziewczynka musi być silna” powtarzała mama. I byłam. Przez całe życie.
Tomasza poznałam na studiach w Bydgoszczy. Był przystojny, wygadany, miał w sobie coś z tych chłopaków z plakatów – pewność siebie i uśmiech, który rozbrajał każdą kobietę. Zakochałam się bez pamięci. Po roku byliśmy już po ślubie, a po dwóch – rodzicami bliźniaków: Magdy i Pawła.
Nie mieliśmy nic. Mieszkaliśmy kątem u teściów na blokowisku na Kapuściskach. Teściowa, pani Halina, od początku dawała mi do zrozumienia, że nie jestem wystarczająco dobra dla jej syna. „Elka, ty nawet rosołu dobrze nie ugotujesz” – rzucała z przekąsem przy niedzielnym obiedzie. Zaciskałam zęby i gotowałam ten rosół co tydzień.
Gdy Tomasz dostał pracę w banku, zaczęło nam się lepiej powodzić. Kupiliśmy działkę pod Toruniem i przez lata budowaliśmy dom. Każda złotówka była wywalczona – ja dorabiałam korepetycjami, on brał nadgodziny. Dzieci rosły, a my razem z nimi. Były kłótnie o pieniądze, o teściową, o to, że on coraz częściej wracał późno z pracy. Ale zawsze wracał.
Aż do dnia, gdy nie wrócił.
Pamiętam ten wieczór jak dziś. Siedziałam przy kuchennym stole, Magda płakała w swoim pokoju po kłótni z chłopakiem, Paweł grał na komputerze. Telefon zadzwonił po 23:00. Tomasz powiedział tylko: „Nie wrócę dziś. Muszę ci coś powiedzieć.” Następnego dnia przyszedł z walizką i spojrzeniem spuszczonym w podłogę.
– Elżbieta… Poznałem kogoś. To nie jest twoja wina. Po prostu… zakochałem się.
Nie płakałam. Nie krzyczałam. Zrobiłam mu herbatę i poprosiłam, żeby wyszedł.
Dzieci były dorosłe, ale dla nich to był szok. Magda przestała ze mną rozmawiać – obwiniała mnie za rozpad rodziny. Paweł wyjechał do Wrocławia i kontaktował się tylko przez SMS-y. Zostałam sama w wielkim domu pełnym wspomnień.
Tomasz szybko zamieszkał z Anetą – młodą prawniczką z jego pracy. Zaczęły się sprawy sądowe o podział majątku. On miał lepszych adwokatów, więcej pieniędzy i… wsparcie teściowej. Sąd przyznał mu dom – bo to on spłacał kredyt, a ja „tylko” zajmowałam się dziećmi i domem.
Musiałam się wyprowadzić w dwa tygodnie.
Pakowałam rzeczy nocami, żeby nie widzieć sąsiadów. Każda książka, każda filiżanka bolała jak rana. Ostatniej nocy usiadłam na podłodze w pustym salonie i płakałam pierwszy raz od lat.
Wtedy przyszła mi do głowy myśl – nie zemsta, raczej sprawiedliwość.
Wiedziałam, że Tomasz i Aneta chcą urządzić dom po swojemu – wszystko wymienić, wszystko „odświeżyć” po mnie. Ale znałam każdy zakamarek tego domu lepiej niż własną kieszeń.
Zostawiłam im prezent – kilka słoików śledzi w oleju ukrytych za listwami przypodłogowymi, pod wanną i w kratkach wentylacyjnych. Wiedziałam, że zapach będzie narastał powoli… i że nikt nie znajdzie źródła przez długie tygodnie.
Wyprowadziłam się do kawalerki na Rubinkowie. Pracowałam jako sekretarka w szkole językowej – pensja ledwo starczała na opłaty i jedzenie. Magda nie odbierała moich telefonów; Paweł przysyłał krótkie wiadomości: „U mnie ok”.
Po miesiącu zadzwoniła do mnie teściowa:
– Elżbieta! Co ty zrobiłaś z tym domem?! Tam nie da się oddychać! Aneta płacze całymi dniami!
– Może to duchy przeszłości? – odpowiedziałam spokojnie.
Tomasz próbował wszystkiego: remonty, ozonowanie, wymiana mebli. Nic nie pomagało. Sąsiedzi zaczęli plotkować – że dom przeklęty po rozwodzie, że nowa żona to pech.
W końcu Tomasz zadzwonił do mnie sam:
– Elka… Proszę cię… Kup ten dom ode mnie za tyle ile możesz. My już nie damy rady tu mieszkać.
– Za ile? – zapytałam chłodno.
– Za połowę wartości… Byle tylko się tego pozbyć.
Pożyczyłam pieniądze od brata i wykupiłam dom za grosze.
Gdy wróciłam pierwszy raz po pół roku do swojego ogrodu pełnego róż i bzu, poczułam ulgę tak wielką, że aż usiadłam na trawie i zaczęłam się śmiać przez łzy.
Ale historia zatoczyła koło.
Tomasz z Anetą zabrali ze sobą wszystko: meble, dywany, nawet stare listwy przypodłogowe – „żeby Elka nie miała nic po nas” – powiedziała Aneta sąsiadce przez płot.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie Magda:
– Mamo… Tata jest załamany. W nowym mieszkaniu też śmierdzi… Oni myślą, że to twoja klątwa!
– Może czasem trzeba ponieść konsekwencje swoich wyborów – odpowiedziałam cicho.
Dziś mieszkam sama w swoim domu. Ogród znów kwitnie jak dawniej. Magda wróciła do mnie po latach milczenia – przeprosiła za wszystko przy herbacie na tarasie.
Czasem patrzę na stare zdjęcia rodzinne i zastanawiam się: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy naprawdę zasłużyłam na taki los? A może to właśnie ja napisałam własną historię od nowa?
Czy wy potrafilibyście przebaczyć taką zdradę? Czy zemsta może być sprawiedliwa?