Miłość na zakręcie: Historia Kasi i Marka

— Zobacz, kim się stałaś! — Marek rzucił te słowa z taką pogardą, że aż zabolało mnie w piersi. Stał w drzwiach kuchni, z założonymi rękami, patrząc na mnie jak na obcą osobę. — Kolczastym, a nie pewną siebie! Spójrz, do kogo się upodobniłaś! Kluska, a nie kobieta!

Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. W rękach trzymałam kubek z zimną już herbatą, a w głowie huczało mi od jego słów. Jeszcze niedawno byłam dla niego wszystkim. Teraz widział we mnie tylko cień kobiety, którą pokochał. — Kochanie, dopiero urodziłam naszego syna. Daj mi czas, a schudnę — wyszeptałam, ledwo powstrzymując łzy.

Marek tylko prychnął. — Wszystkie żony moich kumpli już dawno wróciły do formy. A ty? Ciągle narzekasz, ciągle zmęczona. Nie tak to sobie wyobrażałem.

Patrzyłam na niego i czułam, jak coś we mnie pęka. Nasz synek, Staś, spał w pokoju obok. Jeszcze kilka miesięcy temu Marek całował mnie w czoło i mówił, że będziemy najlepszymi rodzicami na świecie. Teraz miałam wrażenie, że jestem dla niego tylko ciężarem.

Nie mogłam spać tej nocy. Leżałam na boku, słuchając jego równomiernego oddechu i zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd. Czy naprawdę stałam się kimś innym? Czy to moje ciało było winne temu, że Marek już mnie nie kochał?

Rano obudziłam się wcześniej niż zwykle. Staś płakał, więc poszłam go nakarmić. Gdy wróciłam do kuchni, Marek już wychodził do pracy. Nawet na mnie nie spojrzał. — Zostawiłem ci listę zakupów — rzucił przez ramię.

Przez cały dzień czułam się jak duch we własnym domu. Mama zadzwoniła zapytać, jak sobie radzę. Chciałam jej powiedzieć prawdę, ale nie potrafiłam. — Wszystko dobrze, mamo — skłamałam.

Wieczorem Marek wrócił późno. Pachniał perfumami, których nie znałam. — Byłem z chłopakami na piwie — powiedział bez przekonania.

— Znowu? — zapytałam cicho.

— A co miałem robić? Siedzieć tu i słuchać twojego marudzenia?

Zacisnęłam pięści pod stołem. Chciałam krzyczeć, ale wiedziałam, że Staś śpi za ścianą. — Marek, ja też mam ciężko. Cały dzień jestem sama z dzieckiem. Potrzebuję wsparcia.

— Wsparcia? Ty? Może najpierw zacznij wspierać siebie! — wybuchnął i wyszedł z kuchni.

Po tej kłótni przez kilka dni rozmawialiśmy tylko o sprawach koniecznych. Czułam się coraz bardziej samotna i zagubiona. Próbowałam wrócić do formy — ćwiczyłam w domu, jadłam mniej, ale efekty były mizerne. Każde spojrzenie Marka przypominało mi o mojej porażce.

Pewnego dnia odwiedziła mnie przyjaciółka, Ania. Od razu zauważyła, że coś jest nie tak.

— Kasia, co się dzieje? Wyglądasz na przygaszoną.

Nie wytrzymałam i rozpłakałam się na jej ramieniu.

— Marek mnie nie kocha… On patrzy na mnie jak na kogoś obcego. Mówi okropne rzeczy… Czuję się brzydka i niepotrzebna.

Ania mocno mnie przytuliła.

— Kasia, jesteś wspaniałą kobietą i matką. To Marek ma problem, nie ty! Nie możesz pozwolić mu siebie niszczyć.

Te słowa długo dźwięczały mi w głowie. Zaczęłam zastanawiać się nad swoim życiem. Czy naprawdę chcę być z kimś, kto mnie nie szanuje? Czy dla dobra Stasia powinnam udawać szczęśliwą rodzinę?

Wieczorem zebrałam się na odwagę i porozmawiałam z Markiem.

— Musimy pogadać — zaczęłam stanowczo.

Spojrzał na mnie zaskoczony.

— O czym?

— O nas. O tym, co się z nami dzieje. Czuję się samotna i odrzucona. Potrzebuję partnera, a nie kogoś, kto mnie poniża.

Marek wzruszył ramionami.

— Przesadzasz. Po prostu chciałbym mieć żonę taką jak dawniej.

— A ja chciałabym mieć męża, który mnie wspiera! — podniosłam głos.

Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. W jego oczach zobaczyłam chłód.

— Może powinniśmy sobie zrobić przerwę — powiedział cicho.

Te słowa były jak cios w serce. Ale jednocześnie poczułam ulgę. Może to właśnie była szansa na odzyskanie siebie?

Następne tygodnie były trudne. Marek wyprowadził się do kolegi. Zostałam sama z Stasiem i własnymi myślami. Były dni, kiedy płakałam po nocach, ale były też takie, kiedy czułam się wolna i silna jak nigdy wcześniej.

Zaczęłam chodzić na spacery z synkiem, spotykać się z Anią i innymi mamami z osiedla. Powoli odzyskiwałam pewność siebie. Zrozumiałam, że nie muszę być idealna dla nikogo poza sobą i swoim dzieckiem.

Marek czasem dzwonił, pytał o Stasia, ale rozmowy były chłodne i rzeczowe. Nie próbował wracać ani przepraszać.

Pewnego dnia spojrzałam w lustro i zobaczyłam kobietę zmęczoną, ale silną. Kobietę, która przeszła przez piekło i wyszła z niego mocniejsza.

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę można odbudować siebie po takim upokorzeniu? Czy warto walczyć o miłość za wszelką cenę? Może czasem trzeba pozwolić odejść temu, co nas niszczy? Co wy byście zrobili na moim miejscu?