„Zabierz go do siebie na zawsze” – powiedziała nasza córka. Historia o tym, jak rodzina może rozpaść się w jednej chwili

— Mamo, nie mamy innego wyjścia. — Głos Agaty drżał, choć próbowała brzmieć stanowczo. Stała w progu mojego mieszkania, trzymając za rękę siedmioletniego Jasia. — Zabierz go do siebie. Na zawsze.

Słowa mojej córki uderzyły mnie jak zimny prysznic. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Wpatrywałam się w nią, próbując zrozumieć, czy to żart, czy może jakaś okrutna próba sprawdzenia mojej cierpliwości. Ale jej oczy były poważne, a Jasio ściskał pluszowego misia tak mocno, że aż zbielały mu knykcie.

— Co ty mówisz, Agata? — wyszeptałam. — Przecież to twoje dziecko…

— Mamo, nie damy rady. — Jej głos był już cichszy, bardziej zmęczony niż kiedykolwiek wcześniej. — Tomek dostał pracę w Irlandii. Ja… ja nie mogę rzucić wszystkiego i jechać z nim. Nie stać nas na dwa mieszkania, a tam nie ma miejsca dla Jasia. On tu będzie miał szkołę, kolegów…

Patrzyłam na nią i czułam, jak narasta we mnie bunt. Przecież całe życie starałam się być dobrą matką. Pomagałam, kiedy tylko mogłam. Ale oddać mi własnego wnuka? Na zawsze?

— Przecież możesz go zabrać ze sobą — powiedziałam z goryczą. — To twoje dziecko!

Agata spuściła wzrok.

— On cię kocha, mamo. Ty go wychowasz lepiej niż my byśmy mogli teraz. Będziemy dzwonić, odwiedzać…

Jasio patrzył na mnie wielkimi oczami. W jego spojrzeniu była nadzieja i strach jednocześnie. Przypomniałam sobie, jak trzymałam Agatę za rękę w jej pierwszym dniu w szkole. Jak płakała, gdy zgubiła ulubioną lalkę. Jak obiecywałam jej wtedy, że zawsze będę przy niej.

Teraz ona odchodziła.

— Mamo… — Agata podeszła bliżej i objęła mnie ramieniem. — Proszę cię…

Nie odpowiedziałam od razu. W głowie kłębiły mi się myśli: co powiedzą sąsiedzi? Jak poradzę sobie z energicznym chłopcem w moim wieku? Czy będę umiała zastąpić mu matkę?

Ale kiedy spojrzałam na Jasia, zobaczyłam w nim nie tylko wnuka, ale i małego chłopca, który właśnie został porzucony przez rodziców.

— Dobrze — powiedziałam cicho. — Ale pamiętajcie: to nie jest łatwe ani dla mnie, ani dla niego.

Agata przytuliła mnie mocno i wyszeptała: — Dziękuję, mamo.

Tego wieczoru Jasio zasnął wtulony w mojego starego kota na kanapie w salonie. Siedziałam przy stole i patrzyłam na zdjęcia rodzinne rozstawione na półkach: Agata jako mała dziewczynka, Tomek z Jasiem na kolanach podczas świąt Bożego Narodzenia… Wszystko wydawało się takie odległe i nierealne.

Następne dni były trudne. Jasio płakał nocami, tęsknił za rodzicami. Ja próbowałam być dla niego wszystkim: babcią, matką, przyjaciółką. Gotowałam jego ulubione naleśniki, chodziłam z nim na plac zabaw, pomagałam w lekcjach. Ale czułam się coraz bardziej samotna.

Pewnego dnia zadzwoniła Agata.

— Mamo, jak sobie radzicie?

— Jakoś… — odpowiedziałam wymijająco. — Jasio tęskni za wami.

— My też za nim tęsknimy… Ale tu jest tak ciężko… Tomek pracuje po dwanaście godzin dziennie…

W jej głosie słyszałam żal i zmęczenie. Ale nie usłyszałam ani razu: „Przyjedziemy po niego”.

Czas mijał. Jasio coraz rzadziej pytał o rodziców. Zaczynał mówić do mnie „mamo”, choć za każdym razem poprawiał się speszony.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Jasia z kolegą przez telefon:

— A twoi rodzice gdzie są? — zapytał kolega.
— W Irlandii — odpowiedział Jasio cicho.
— A ty?
— Ja jestem u babci… Ale ona jest jak mama.

Serce mi pękło.

Zaczęłam mieć pretensje do Agaty i Tomka. Dlaczego wybrali wygodę zamiast własnego dziecka? Dlaczego ja muszę dźwigać ciężar ich decyzji?

W święta przyjechali na kilka dni. Było sztywno i niezręcznie. Jasio nie wiedział, czy ma się cieszyć, czy płakać. Agata próbowała udawać, że wszystko jest w porządku.

— Mamo, dobrze sobie radzisz — powiedziała przy stole.
— A ty? — zapytałam ostro.
Zamilkła.

Po ich wyjeździe długo nie mogłam zasnąć. Czułam się zdradzona przez własną córkę. Zastanawiałam się, czy to ja popełniłam błąd wychowując ją tak, by zawsze stawiała siebie na pierwszym miejscu?

Jasio dorastał szybciej niż inne dzieci. Stał się zamknięty w sobie, czasem wybuchał gniewem bez powodu. Szkoła zaczęła zgłaszać problemy z jego zachowaniem.

Pewnego dnia wezwała mnie wychowawczyni:
— Pani Anno, Jasio potrzebuje wsparcia psychologa. On bardzo tęskni za rodzicami.

Wróciłam do domu i długo płakałam w poduszkę.

Wieczorem usiadłam z Jasiem na kanapie.
— Kochasz mnie? — zapytał nagle.
— Bardzo — odpowiedziałam bez wahania.
— A mama i tata?
Zamilkłam na chwilę.
— Oni też cię kochają… tylko czasem dorośli podejmują trudne decyzje.
Jasio wtulił się we mnie mocno.

Czasem myślę o tym wszystkim i pytam siebie: czy można być dobrą matką i babcią jednocześnie? Czy miłość do dziecka usprawiedliwia porzucenie własnych obowiązków? Może to ja powinnam była powiedzieć „nie”? Jak wy byście postąpili na moim miejscu?