Wzięłam Ogromny Kredyt na Operację Ojca – On Przepuścił Wszystko na Hazard w Warszawie
– Nie rozumiesz, Marto! To jest sprawa życia i śmierci! – głos ojca drżał, a ja czułam, jak serce bije mi coraz szybciej. Stałam w kuchni, ściskając telefon tak mocno, że aż pobielały mi knykcie.
– Tato, ale… dlaczego nie powiedziałeś wcześniej? Przecież zawsze mogłeś na mnie liczyć – odpowiedziałam, próbując ukryć łzy.
– Lekarze powiedzieli mi to dzisiaj. Muszę mieć operację serca. Prywatnie. Nie ma czasu na NFZ. Marta, proszę cię…
Pamiętam ten wieczór jak przez mgłę. Byłam świeżo po awansie w pracy – w końcu kierowniczka działu marketingu w dużej firmie w Warszawie. Czułam się dorosła, odpowiedzialna, silna. Ale wtedy, słysząc głos ojca, znów byłam tą małą dziewczynką z Radomia, która zawsze chciała go ratować.
Mama zmarła pięć lat temu. Od tamtej pory tata był coraz bardziej zamknięty w sobie. Czasem dzwonił, czasem nie odbierał tygodniami. Wiedziałam, że nie radzi sobie z samotnością, ale nie sądziłam, że jest aż tak źle.
– Ile potrzeba? – zapytałam cicho.
– Siedemdziesiąt tysięcy… Marta, ja ci to oddam! Przysięgam!
Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, analizując wszystkie za i przeciw. Rano poszłam do banku. Kredyt gotówkowy na siedemdziesiąt tysięcy złotych. Podpisałam umowę z drżącą ręką.
Przelałam pieniądze tacie jeszcze tego samego dnia. Zadzwonił wieczorem.
– Dziękuję ci, córeczko. Uratowałaś mi życie.
Przez kolejne dni dzwoniłam codziennie. Najpierw odbierał, mówił, że czeka na termin operacji. Potem przestał odbierać. Pisałam SMS-y: „Tato, odezwij się”, „Jak się czujesz?”, „Kiedy operacja?”. Cisza.
Po tygodniu zadzwoniła do mnie ciotka Basia.
– Marta… twój ojciec jest w Warszawie?
– Nie… powinien być w Radomiu. Dlaczego pytasz?
– Bo widziałam go dziś na Dworcu Centralnym. Z jakąś kobietą. I… wyglądał na bardzo zadowolonego.
Serce mi zamarło. Zaczęłam dzwonić do ojca bez przerwy. W końcu odebrał.
– Tato! Gdzie jesteś?!
– Marta… nie teraz… jestem zajęty…
– Zajęty czym?! Przecież miałeś być po operacji! Co się dzieje?!
Rozłączył się.
Nie spałam całą noc. Rano wzięłam wolne i pojechałam do Radomia. Mieszkanie ojca było puste. Sąsiadka powiedziała, że widziała go kilka dni temu z walizką.
Wróciłam do Warszawy i zaczęłam szukać. Przeglądałam media społecznościowe, pytałam znajomych. W końcu znalazłam zdjęcie – tata siedzi przy stoliku w kasynie na Służewcu, uśmiechnięty od ucha do ucha, obok niego kobieta w czerwonej sukience.
Zadzwoniłam do niego jeszcze raz.
– Tato, wiem wszystko. Widziałam zdjęcia z kasyna.
Cisza po drugiej stronie trwała wieczność.
– Marta… ja… przepraszam…
– Na co wydałeś pieniądze?!
– Marta… ja musiałem spróbować… miałem plan… chciałem wygrać więcej i oddać ci wszystko…
Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam złapać oddechu.
– Ty… Ty przegrałeś wszystko?
– Nie wszystko… jeszcze mam trochę… Marta, ja to odrobię! Przysięgam!
Rozłączyłam się i rozpłakałam jak dziecko.
Przez kolejne tygodnie żyłam jak w amoku. Spłacałam raty kredytu, nie jadłam, nie spałam. W pracy zaczęli pytać, czy wszystko ze mną w porządku.
W końcu zebrałam się na odwagę i pojechałam do kasyna na Służewcu. Weszłam do środka i zobaczyłam ojca przy automacie do gry. Był blady, zmęczony, postarzały o dziesięć lat.
– Tato – powiedziałam cicho.
Odwrócił się powoli.
– Marta…
– Dlaczego mi to zrobiłeś?
Usiadł ciężko na krześle.
– Po śmierci mamy wszystko się posypało… Próbowałem znaleźć sens… Hazard dawał mi złudzenie kontroli… A potem przyszły długi… Marta, ja naprawdę myślałem, że tym razem się uda…
Patrzyłam na niego i czułam mieszankę gniewu i współczucia.
– Wiesz, ile mnie to kosztowało? Nie tylko pieniędzy… Zaufania już nie odzyskasz tak łatwo.
Ojciec spuścił głowę.
– Pomogę ci wyjść z tego bagna – powiedziałam po chwili ciszy – ale pod jednym warunkiem: idziesz na terapię.
Zgodził się niechętnie. Przez kolejne miesiące chodził na spotkania Anonimowych Hazardzistów. Ja spłacałam kredyt i próbowałam odbudować swoje życie.
Rodzina podzieliła się na dwa obozy – ciotka Basia i kuzyn Tomek stali po mojej stronie; wujek Andrzej uważał, że przesadzam i powinnam „wybaczyć ojcu bezwarunkowo”.
W pracy zaczęto plotkować – ktoś widział mnie płaczącą w łazience, ktoś inny słyszał rozmowę przez telefon z bankiem.
Przyjaciele odsunęli się ode mnie – nikt nie wiedział, jak rozmawiać o tym wszystkim.
Ojciec powoli wychodził na prostą. Zaczął pracować jako portier w jednym z biurowców na Mokotowie. Czasem dzwonił wieczorem i mówił: „Dziękuję ci za drugą szansę”.
Ale ja już nigdy nie byłam taka sama. Straciłam coś ważnego – poczucie bezpieczeństwa i bezwarunkowego zaufania do najbliższych.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy zrobiłabym to samo jeszcze raz? Czy można naprawdę wybaczyć zdradę kogoś, kogo kochasz najbardziej na świecie?
A wy? Czy potrafilibyście zaufać jeszcze raz?