Sprzedaj mieszkanie rodziców albo kończymy: ultimatum męża między przeszłością a małżeństwem
– Sprzedaj to mieszkanie, Anka. Albo kończymy – powiedział Michał, patrząc mi prosto w oczy. Jego głos był spokojny, ale w tej ciszy kryło się coś groźnego, czego nigdy wcześniej nie słyszałam. Stałam w kuchni, trzymając kubek z zimną już herbatą, a świat nagle zwęził się do tych kilku słów.
Nie odpowiedziałam od razu. W głowie dudniło mi tylko jedno: jak to możliwe, że człowiek, z którym dzielisz życie, nagle stawia cię pod ścianą? Jeszcze wczoraj śmialiśmy się z dzieciakami przy kolacji, a dziś czuję się, jakby ktoś wyrwał mi grunt spod nóg.
Mieszkanie po rodzicach… To nie były tylko cztery ściany. Tam dorastałam, tam mama uczyła mnie piec szarlotkę, tam tata wieczorami opowiadał historie z młodości. Po ich śmierci nie miałam serca niczego zmieniać – nawet firanki wisiały tak samo. Michał zawsze powtarzał, że to sentymentalizm, że trzeba iść do przodu. Ale nigdy nie sądziłam, że postawi sprawę tak ostro.
– Michał, przecież to mieszkanie… – zaczęłam cicho.
– Właśnie. To tylko mieszkanie. A my mamy kredyt na dom, dzieci rosną, potrzebujemy pieniędzy. Ile jeszcze będziesz żyła przeszłością? – przerwał mi ostro.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Nie chciałam płakać przy nim. Zawsze byłam tą silną, tą rozsądną. Ale teraz czułam się jak dziecko, któremu ktoś zabiera ulubioną zabawkę.
Wieczorem długo leżałam w łóżku, wsłuchując się w oddech śpiącego obok Michała. Przewracałam się z boku na bok, a w głowie kłębiły się wspomnienia: zapach świeżo upieczonego chleba w kuchni mamy, śmiech taty podczas rodzinnych gier planszowych… Czy naprawdę miałam to wszystko sprzedać? Czy to znaczyło zdradzić ich pamięć?
Następnego dnia zadzwoniła do mnie siostra, Kasia.
– Anka, co się dzieje? Michał do mnie dzwonił…
– Chce, żebym sprzedała mieszkanie po rodzicach. Postawił mi ultimatum.
– Zwariował? Przecież to nasze miejsce! – krzyknęła Kasia.
– On mówi, że to tylko sentymenty…
– A ty? Co ty czujesz?
Zamilkłam. Co ja czuję? Strach. Złość. Bezsilność. I ogromny żal do Michała, że nie rozumie, jak bardzo to dla mnie ważne.
Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta jak struna. Michał chodził ponury, dzieci wyczuwały napięcie i zadawały pytania, na które nie umiałam odpowiedzieć.
W pracy nie mogłam się skupić. Szefowa zwróciła mi uwagę na błędy w raportach.
– Wszystko w porządku? – zapytała z troską.
– Tak… Po prostu mam trochę spraw rodzinnych – skłamałam.
Wieczorami wracałam myślami do rozmowy z Michałem. Próbowałam z nim rozmawiać spokojnie:
– Może poczekajmy jeszcze rok? Może znajdziemy inne rozwiązanie?
– Nie ma na co czekać! – wybuchł. – Zawsze odkładasz decyzje na później! Ja już mam dość życia w cieniu twoich wspomnień!
Te słowa bolały najbardziej. Czy naprawdę byłam aż tak zapatrzona w przeszłość? Czy zaniedbałam nasze małżeństwo?
Pewnego dnia pojechałam do mieszkania rodziców sama. Przeszłam przez puste pokoje, dotknęłam starego kredensu, usiadłam na kanapie w salonie. W powietrzu unosił się jeszcze zapach ich perfum i kawy. Zamknęłam oczy i poczułam się tak bezpiecznie…
Wtedy zadzwonił telefon.
– Anka? – głos Michała był zimny i obcy. – Zdecydowałaś?
– Nie wiem…
– Ja już wiem. Jeśli nie potrafisz wybrać nas, to może powinnaś zostać tam na zawsze.
Rozłączył się pierwszy raz w naszym małżeństwie bez pożegnania.
Siedziałam długo w ciszy. W końcu zadzwoniła Kasia.
– Przyjedź do mnie na noc – poprosiła cicho.
U Kasi wypiłyśmy butelkę wina i długo rozmawiałyśmy o rodzicach, dzieciństwie i o tym, jak trudno dorosnąć naprawdę.
– Anka, nie możesz żyć tylko dla innych – powiedziała siostra. – Ale nie możesz też pozwolić innym decydować za ciebie.
Tej nocy nie spałam prawie wcale. Rano wróciłam do domu. Michał siedział przy stole z kubkiem kawy.
– I co postanowiłaś? – zapytał bez emocji.
– Chcę spróbować wynająć mieszkanie zamiast sprzedawać – powiedziałam cicho. – To kompromis.
– Nie interesuje mnie kompromis – odpowiedział twardo. – Albo sprzedajesz i idziemy dalej razem, albo…
Nie dokończył. Wstał i wyszedł z domu trzaskając drzwiami.
Dzieci patrzyły na mnie szeroko otwartymi oczami.
– Mamo, czy tata już nie wróci?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przez kolejne dni Michał wracał późno albo wcale. Unikaliśmy rozmów. Czułam się coraz bardziej samotna we własnym domu.
W końcu podjęłam decyzję: nie sprzedam mieszkania po rodzicach. To była część mnie, mojej historii i tego, kim jestem. Wiedziałam już, że jeśli Michał odejdzie – trudno. Ale nie mogę zdradzić siebie samej.
Kiedy powiedziałam mu o tym ostatni raz, spojrzał na mnie długo i smutno.
– Szkoda… Myślałem, że wybierzesz nas.
– Wybrałam siebie – odpowiedziałam cicho.
Michał spakował rzeczy i wyprowadził się tego samego dnia.
Dziś siedzę przy oknie w mieszkaniu rodziców i patrzę na zachodzące słońce nad Warszawą. Jest mi smutno i ciężko na sercu, ale czuję też ulgę. Może czasem trzeba stracić coś ważnego, żeby odzyskać siebie?
Czy można budować przyszłość bez szacunku dla własnej przeszłości? Czy kompromis zawsze jest możliwy? Ciekawa jestem waszych historii…