„Nie jestem waszą służącą” – Historia Pauliny, która odważyła się postawić granicę rodzinie
– Paulina, możesz na chwilę zająć się Olkiem? – głos Justyny, mojej szwagierki, przebił się przez harmider rozmów i śmiechów. Siedziałam przy stole u teściów, próbując wreszcie zjeść ciepły kawałek makowca, kiedy poczułam na sobie jej spojrzenie. Dzieciaki biegały wokół stołu, ktoś płakał, ktoś inny już coś rozlał – typowa rodzinna niedziela w domu moich teściów na warszawskim Ursynowie.
– Przepraszam, Justyna, ale naprawdę chciałabym chwilę odpocząć – odpowiedziałam cicho, mając nadzieję, że temat się urwie. Ale Justyna tylko uniosła brwi i teatralnie westchnęła.
– No tak, bo ty masz tylko jedno dziecko, więc pewnie nie wiesz, jak to jest mieć trójkę! – rzuciła głośno, a kilka głów odwróciło się w naszą stronę. Poczułam, jak robi mi się gorąco na twarzy.
– Justyna, ja też jestem zmęczona… – próbowałam tłumaczyć, ale ona już wstała i zaczęła mówić jeszcze głośniej:
– Zawsze to samo! Paulina nigdy nie chce pomóc! My tu wszyscy mamy dzieci i jakoś sobie radzimy! – Jej głos przeszedł w krzyk. – Może gdybyś miała więcej dzieci, wiedziałabyś, co to znaczy prawdziwe zmęczenie!
Wszyscy patrzyli na mnie. Mój mąż Tomek spuścił wzrok i udawał, że nie słyszy. Teściowa tylko pokręciła głową z dezaprobatą. Poczułam się jak intruz we własnej rodzinie.
Nie wiem, co mnie bardziej zabolało – to, że nikt nie stanął w mojej obronie, czy to, że Justyna tak łatwo mogła mnie upokorzyć. Przecież zawsze pomagałam – piekłam ciasta na święta, odbierałam dzieciaki z przedszkola, kiedy ktoś nie mógł. Ale tego dnia po prostu nie miałam siły. Nasza córka Lena była chora przez ostatni tydzień, nie spałam po nocach. Chciałam tylko przez chwilę poczuć się jak gość, a nie darmowa opiekunka.
Po tej scenie atmosfera przy stole zgęstniała. Rozmowy ucichły, a ja czułam na sobie spojrzenia pełne oceny i krytyki. Siedziałam sztywno, dłubiąc widelcem w cieście. Tomek nawet nie próbował ze mną rozmawiać – wiedziałam, że nie chce konfliktu z siostrą.
Po obiedzie podeszła do mnie ciotka Halina:
– Wiesz, Paulina… Może faktycznie mogłabyś czasem pomóc Justynie. Ona ma ciężko z tą trójką.
Zacisnęłam pięści pod stołem.
– A ja? Ja też mam swoje życie i problemy. Czy naprawdę muszę zawsze być tą „miłą”?
Ciotka tylko wzruszyła ramionami i poszła do kuchni.
Wieczorem w domu wybuchłam płaczem. Tomek próbował mnie pocieszyć:
– Daj spokój, Justyna jest wykończona. Wiesz jaka ona jest…
– A ja? Ja też jestem wykończona! Dlaczego nikt tego nie widzi? Dlaczego zawsze muszę być tą dobrą?
Tomek milczał. Wiedziałam, że nie zrozumie.
Następnego dnia telefon od teściowej:
– Paulina, może powinnaś przeprosić Justynę? Wiesz, ona się bardzo zdenerwowała…
Zacisnęłam zęby.
– Mamo, ja też mam granice. Nie jestem służącą.
– Ale rodzina powinna sobie pomagać…
Odłożyłam słuchawkę i poczułam się jeszcze bardziej samotna.
Przez kolejne dni unikałam kontaktu z rodziną Tomka. Lena pytała:
– Mamusiu, dlaczego jesteś smutna?
Nie umiałam jej odpowiedzieć. Jak wytłumaczyć dziecku, że czasem nawet dorośli są bezradni wobec oczekiwań innych?
W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka zauważyła:
– Coś się stało?
Opowiedziałam jej całą historię. Pokiwała głową:
– U nas w domu to samo. Zawsze ta „najmilsza” dostaje po głowie.
Poczułam ulgę – może nie jestem sama?
Minął tydzień. Justyna napisała mi SMS-a: „Może jednak przemyślisz swoje zachowanie?”.
Nie odpisałam.
Wieczorem Tomek powiedział:
– Może pojedziemy do nich na kawę? Pogodzicie się…
Popatrzyłam na niego bez słowa. Czy naprawdę mam przepraszać za to, że postawiłam granicę?
W końcu napisałam do Justyny: „Przykro mi, że poczułaś się urażona. Ale ja też mam prawo do odpoczynku”.
Odpisała krótko: „Nie rozumiesz mnie”.
Może faktycznie nie rozumiem? Może nigdy nie będziemy blisko? Ale czy to znaczy, że muszę pozwalać się wykorzystywać?
Czasem myślę: ile razy jeszcze pozwolę innym przekraczać moje granice? Czy naprawdę bycie „tą dobrą” jest warte własnego spokoju? Co wy byście zrobili na moim miejscu?