Kiedy matka staje się gościem: dlaczego już nie otwieram jej drzwi
– Mamo, kiedy planujesz wracać do domu? – zapytałam, patrząc na nią przez stół, na którym wciąż parowała zupa pomidorowa. W tej chwili cisza w kuchni była gęsta jak śmietana, którą właśnie dolała do talerza. Jadwiga spojrzała na mnie zaskoczona, jakby nie spodziewała się tego pytania. Może liczyła, że nie będę jej poganiać, że pozwolę jej zostać tyle, ile zechce. Ale ja już nie potrafiłam.
Nie wiem, kiedy to się stało. Kiedy moja własna matka przestała być domownikiem, a zaczęła być gościem. Może wtedy, gdy po raz pierwszy zamknęłam drzwi na klucz i nie otworzyłam jej od razu, kiedy zadzwoniła. Może wtedy, gdy zaczęłam czuć ulgę, słysząc jej kroki oddalające się po schodach. Albo wtedy, gdy zorientowałam się, że jej obecność męczy mnie bardziej niż samotność.
Jadwiga zawsze była silną kobietą – tak przynajmniej mówiła o sobie. W rzeczywistości była raczej uparta i nieustępliwa. W naszym domu wszystko musiało być po jej myśli: obiad o trzynastej, firanki wyprane w sobotę, a ja – zawsze grzeczna i posłuszna. Kiedy dorosłam i wyprowadziłam się do własnego mieszkania na Pradze, myślałam, że wreszcie będę wolna. Ale ona przychodziła coraz częściej – najpierw z ciastem, potem z narzekaniem na ojca, aż w końcu zaczęła zostawać na noc.
– Chciałabym zostać jeszcze parę dni – odpowiedziała cicho, jakby bała się mojej reakcji.
– Wydaje mi się, że już czas – powiedziałam spokojnie, choć w środku wszystko we mnie krzyczało. Chciałam być stanowcza, ale nie okrutna. Przecież to moja matka.
Odsunęła talerz i spojrzała przez okno. Za szybą padał deszcz, krople spływały po szybie jak łzy. Przez chwilę miałam ochotę podejść do niej i przytulić ją tak jak kiedyś – kiedy byłam mała i bałam się burzy. Ale teraz to ona była burzą.
– Nie rozumiem cię, Marto – powiedziała nagle. – Zawsze byłam przy tobie. A teraz…
– Teraz chcę być sama – przerwałam jej. – Potrzebuję tego.
Wstała od stołu i zaczęła zbierać naczynia. Ręce jej drżały. Przez chwilę miałam ochotę powiedzieć: „Zostań jeszcze jedną noc”, ale słowa ugrzęzły mi w gardle.
Pamiętam, jak miałam siedem lat i zachorowałam na ospę. Leżałam w łóżku cała w czerwonych plamkach, a ona siedziała przy mnie całą noc, zmieniając mi kompresy na czole. Wtedy wydawało mi się, że jest niezastąpiona. Ale potem przyszły inne noce – te pełne kłótni o oceny, o chłopaków, o wybory życiowe. Każda z nich zostawiała rysę na naszej relacji.
Najgorzej było po śmierci babci. Jadwiga zamknęła się w sobie i zaczęła wymagać ode mnie jeszcze więcej uwagi. Dzwoniła codziennie, czasem po kilka razy dziennie. Gdy nie odbierałam telefonu, potrafiła przyjechać bez zapowiedzi i czekać pod drzwiami. Czułam się osaczona.
– Marto… czy ja naprawdę jestem dla ciebie ciężarem? – zapytała nagle.
Zamarłam. To pytanie wisiało nad nami od lat, ale nigdy nie zostało wypowiedziane tak wprost.
– Nie jesteś ciężarem – skłamałam. – Po prostu… potrzebuję przestrzeni.
– Przestrzeni? – powtórzyła z goryczą. – Przez tyle lat oddychałyśmy tym samym powietrzem.
– Teraz chcę oddychać sama – odpowiedziałam cicho.
Usiadła z powrotem przy stole i przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. W jej oczach widziałam żal i coś jeszcze – może strach przed samotnością?
Wiedziałam, że u niej w domu jest pusto. Ojciec od lat zamknięty w swoim świecie telewizji i gazet, brat wyjechał do Anglii i dzwoni tylko na święta. Zostałyśmy tylko my dwie – dwie kobiety próbujące znaleźć swoje miejsce w świecie, który nas rozdzielił.
– Może powinnam wrócić do domu – powiedziała w końcu.
– Tak będzie lepiej – odpowiedziałam bez przekonania.
Pomogłam jej spakować torbę. Wkładała do niej sweter, książkę i słoik ogórków kiszonych, które sama zrobiła. Przez chwilę poczułam ukłucie winy – przecież ona tylko chciała być blisko mnie.
Na klatce schodowej objęłyśmy się niezręcznie. Jej ramiona były chude i drżące.
– Zadzwonię jutro – powiedziała.
– Dobrze – odpowiedziałam mechanicznie.
Kiedy zamknęły się za nią drzwi, usiadłam na podłodze i rozpłakałam się jak dziecko. Czułam ulgę i ból jednocześnie. Czy jestem złą córką? Czy mam prawo odcinać się od własnej matki tylko dlatego, że jej obecność mnie przytłacza?
Wieczorem zadzwonił telefon. To była ona.
– Marto… chciałam tylko powiedzieć dobranoc.
– Dobranoc, mamo – odpowiedziałam szeptem.
Leżąc w łóżku długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o wszystkich kobietach takich jak ja – rozdartych między potrzebą wolności a poczuciem obowiązku wobec rodziców. Czy można kochać kogoś i jednocześnie nie chcieć go widzieć codziennie? Czy to egoizm czy samoobrona?
Może kiedyś będę potrafiła otworzyć jej drzwi bez lęku przed utratą siebie. Ale dziś… dziś jeszcze nie jestem gotowa.