Mój mąż zerwał kontakt z moją rodziną — czy można jeszcze wszystko naprawić?
– Nie chcę ich tu widzieć. Ani razu więcej, rozumiesz? – głos Michała był zimny jak lód, a jego spojrzenie wbijało się we mnie jak szpilki.
Stałam w kuchni, ściskając kubek z herbatą tak mocno, że aż bolały mnie palce. W powietrzu wisiała cisza, którą przerywało tylko tykanie zegara. To był ten moment, kiedy wiedziałam, że coś się skończyło – coś ważnego, czego nie potrafiłam jeszcze nazwać.
– Michał… przecież to moi rodzice. – Głos mi zadrżał. – Co oni ci zrobili?
Odwrócił się do mnie plecami i zaczął nerwowo myć ręce. Woda lała się długo, jakby próbował zmyć z siebie gniew.
– Nie pytaj. Po prostu nie chcę ich tu widzieć. I tyle.
To był trzeci rok naszego małżeństwa. Mieliśmy dom na kredyt na obrzeżach Warszawy, dwa samochody i stabilną pracę. Z pozoru wszystko układało się idealnie. Ale od kilku miesięcy czułam, że coś się psuje. Michał stawał się coraz bardziej zamknięty, drażliwy, a ja coraz częściej czułam się jak intruz we własnym domu.
Pamiętam dzień, kiedy wszystko się zaczęło. Była niedziela, rodzice przyjechali na obiad. Mama przyniosła sernik, tata żartował o polityce. Michał był spięty, odpowiadał półsłówkami. W pewnym momencie mama zapytała:
– Michałku, a może już czas pomyśleć o dziecku?
Zamarłam. Wiedziałam, że to temat drażliwy. Staraliśmy się od roku bez skutku. Michał spojrzał na nią z chłodem.
– To chyba nasza sprawa, prawda?
Mama speszyła się i zaczęła przepraszać. Tata próbował rozładować atmosferę żartem, ale już było za późno. Po obiedzie Michał zamknął się w gabinecie i nie wyszedł aż do wieczora.
Od tamtej pory zaczął unikać mojej rodziny. Najpierw wymówki: „Jestem zmęczony”, „Mam dużo pracy”. Potem coraz bardziej stanowcze: „Nie chcę ich widzieć”. Aż w końcu padło to zdanie: „Nie chcę ich tu widzieć. Ani razu więcej”.
Próbowałam rozmawiać z mamą. Dzwoniła codziennie, pytała, czy wszystko w porządku. Kłamałam: „Tak, wszystko dobrze”. Ale ona czuła, że coś jest nie tak.
– Kasiu, on cię nie bije? – zapytała pewnego dnia szeptem.
– Mamo! Oczywiście, że nie! – oburzyłam się.
Ale prawda była taka, że czułam się coraz bardziej osaczona. Michał nie podnosił na mnie ręki, ale jego słowa raniły równie mocno.
Pewnego wieczoru zebrałam się na odwagę.
– Michał, musimy porozmawiać. Nie możesz tak po prostu odciąć mnie od rodziny.
Spojrzał na mnie z irytacją.
– Twoja matka mnie prowokuje. Ciągle wtrąca się w nasze życie. A twój ojciec? Ciągle te żarty o mojej pracy… Mam tego dość!
– Ale przecież oni cię lubią! – próbowałam bronić rodziców.
– Może i lubią, ale ja ich nie chcę w swoim domu. Koniec tematu.
Zaczęłam się zastanawiać: czy to naprawdę tylko o te drobne uwagi? Czy może jest coś więcej? Może Michał czuje się gorszy? Może boi się, że nie spełnia oczekiwań mojej rodziny?
W pracy coraz trudniej było mi się skupić. Koleżanka z biura, Ania, zauważyła moje rozkojarzenie.
– Kasiu, co się dzieje? Wyglądasz jak cień samej siebie.
Opowiedziałam jej wszystko. Siedziałyśmy w kuchni przy automacie do kawy.
– Wiesz… mój mąż też miał trudny okres z moimi rodzicami – powiedziała Ania cicho. – Ale nigdy nie zabronił mi ich widywać. To nie jest normalne.
Zaczęłam szukać pomocy w internecie. Fora pełne były historii kobiet takich jak ja: odciętych od rodziny przez mężów. Jedne radziły: „Stawiaj granice!”, inne: „Ratuj małżeństwo za wszelką cenę”.
Wróciłam do domu późno tego dnia. Michał siedział w salonie przed telewizorem.
– Gdzie byłaś? – zapytał bez cienia zainteresowania.
– U Ani z pracy. Musiałam pogadać.
Wzruszył ramionami.
– Rób co chcesz, byleby twoja matka tu nie przychodziła.
Zacisnęłam pięści ze złości i bezsilności.
Wieczorem zadzwoniła mama.
– Kasiu… my już chyba nie będziemy was odwiedzać, prawda?
Poczułam łzy pod powiekami.
– Mamo… ja nie wiem co robić…
– Kochanie, pamiętaj: zawsze możesz do nas wrócić. Zawsze będziesz naszą córką.
Po tej rozmowie długo płakałam w łazience, żeby Michał nie słyszał.
Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Zawsze spędzaliśmy je u moich rodziców – cała rodzina przy jednym stole, śmiechy dzieciaków, zapach barszczu i pierogów. Tym razem Michał powiedział stanowczo:
– W tym roku zostajemy w domu. Nie mam ochoty na twoją rodzinę.
Poczułam się jak dziecko, któremu ktoś zabrał ukochaną zabawkę.
W Wigilię siedzieliśmy we dwoje przy stole. Cisza była ciężka jak ołów. Próbowałam rozmawiać o czymkolwiek: o pracy, o pogodzie, o planach na przyszłość. Michał odpowiadał zdawkowo albo wcale.
Po kolacji poszłam do sypialni i długo patrzyłam w sufit. Przypomniały mi się słowa mamy: „Zawsze możesz do nas wrócić”.
Ale przecież kochałam Michała! Przecież byliśmy razem szczęśliwi… kiedyś.
Następnego dnia zadzwoniła siostra:
– Kasiu… mama płakała całą noc. Tata udaje twardziela, ale widzę jak cierpi…
Nie wytrzymałam. Wybiegłam z domu bez słowa wyjaśnienia i pojechałam do rodziców. Mama rzuciła mi się na szyję i płakałyśmy razem przez długi czas.
Tata usiadł obok i powiedział cicho:
– Kasieńko… nikt nie powinien cię od nas odcinać. Nawet twój mąż.
Wróciłam do domu późno wieczorem. Michał czekał w salonie.
– Gdzie byłaś?
– U rodziców – odpowiedziałam spokojnie.
Spojrzał na mnie z wyrzutem.
– Mówiłem ci…
Przerwałam mu:
– Michał… ja tak nie potrafię żyć. Nie możesz mi zabronić kontaktu z rodziną! Jeśli naprawdę mnie kochasz… musisz to zaakceptować.
Patrzył na mnie długo w milczeniu. W końcu wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
Przez kolejne dni unikaliśmy się nawzajem. Ja chodziłam do pracy wcześniej niż zwykle i wracałam później; on zamykał się w swoim gabinecie albo wychodził na długie spacery.
W końcu przyszedł wieczór przełomu. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie przy stole kuchennym; między nami leżała cisza cięższa niż kiedykolwiek wcześniej.
– Kasia… – zaczął cicho Michał – Ja po prostu czuję się przy twoich rodzicach gorszy… Oni mają wszystko poukładane, są tacy idealni… A ja? Kredyt na głowie, praca której nienawidzę… Czuję się jak nieudacznik przy twoim ojcu…
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem i współczuciem jednocześnie.
– Michał… nigdy nie musisz nikomu nic udowadniać! Moi rodzice cię kochają za to kim jesteś… Ja też!
Łzy napłynęły mu do oczu – pierwszy raz odkąd go znam widziałam go takiego bezbronnego.
Przytuliłam go mocno i długo płakaliśmy razem – pierwszy raz od miesięcy naprawdę razem.
Nie wiem co będzie dalej; czy uda nam się odbudować relacje z moją rodziną? Czy Michał znajdzie w sobie siłę by wybaczyć im drobne potknięcia i zaakceptować siebie?
Czasem zastanawiam się: czy miłość wystarczy by pokonać lęki i uprzedzenia? Czy warto walczyć o rodzinę za wszelką cenę? Co wy byście zrobili na moim miejscu?