„Synu, po co ci chora żona? Może jeszcze nie jest za późno na rozwód?” – Historia, która podzieliła naszą rodzinę

– Synu, po co ci chora żona? Może jeszcze nie jest za późno na rozwód?

Te słowa mojej mamy, wypowiedziane cicho, niemal szeptem, rozbrzmiewały w mojej głowie jak dzwon. Stałem w kuchni, oparty o blat, patrząc przez okno na szarą, listopadową ulicę. Za drzwiami słychać było kaszel Magdy. Mój świat zatrzymał się na chwilę.

– Mamo… – zacząłem, ale głos mi zadrżał. – Jak możesz tak mówić?

Mama spojrzała na mnie z troską, ale i z czymś, czego nie potrafiłem nazwać. Może to była rezygnacja? A może rozczarowanie? Przecież jeszcze dwadzieścia lat temu była dumna z Magdy. Opowiadała wszystkim sąsiadkom: „Moja przyszła synowa to nauczycielka angielskiego! Po studiach! Taka mądra, taka ładna!”

A ja? Byłem tylko mechanikiem. Samouk, który ledwo zdał maturę. Ale Magda mnie pokochała. I ja ją. Wzięliśmy ślub w małym kościele na Pradze. Było skromnie, ale szczęśliwie. Mama płakała ze wzruszenia.

Dziś płacze z bezsilności.

Choroba przyszła nagle. Najpierw zmęczenie, potem bóle głowy, aż w końcu diagnoza: stwardnienie rozsiane. Magda miała wtedy trzydzieści osiem lat. Nasz syn, Kuba, właśnie zaczynał liceum.

Początkowo wszyscy byliśmy silni. „Poradzimy sobie!” – powtarzałem jak mantrę. Ale życie szybko zweryfikowało nasze plany. Magda coraz częściej zostawała w domu. Przestała uczyć. Z czasem nawet wstanie z łóżka stało się wyzwaniem.

Mama przychodziła codziennie pomagać. Gotowała obiady, sprzątała, czasem nawet myła Magdę. Ale coraz częściej widziałem w jej oczach zmęczenie i żal.

– Synu, ty jesteś jeszcze młody – powtarzała. – Możesz mieć normalne życie. Po co ci to wszystko?

A ja… Ja nie wiedziałem już, co jest normalne.

Pewnego wieczoru usiadłem przy łóżku Magdy. Była blada, oczy miała podkrążone, ale uśmiechnęła się do mnie słabo.

– Przepraszam – wyszeptała. – Nie tak miało być.

– Nie mów tak – odpowiedziałem szybko. – Jesteśmy razem i to się liczy.

Ale czy naprawdę byłem tego pewien?

Kuba coraz częściej zamykał się w swoim pokoju. Unikał rozmów, wychodził z domu na całe popołudnia. Raz usłyszałem, jak rozmawia przez telefon:

– Nie wiem, stary… Mama jest chora, tata ciągle smutny… Chciałbym stąd uciec.

Serce mi pękło.

Mama zaczęła naciskać coraz mocniej:

– Synu, pomyśl o sobie! Magda i tak już nie wyzdrowieje. Jesteś młody, możesz jeszcze ułożyć sobie życie…

Pewnego dnia przyniosła mi ulotkę jakiejś prywatnej kliniki:

– Tam się nią zajmą lepiej niż ty! Ty musisz żyć!

Wybuchłem:

– Mamo! To moja żona! Przysięgałem jej miłość i w zdrowiu, i w chorobie!

Mama rozpłakała się i wyszła trzaskając drzwiami.

Zostałem sam z myślami. Czy naprawdę jestem egoistą? Czy poświęcam życie swoje i syna dla kogoś, kto już nigdy nie będzie tą samą osobą?

Wieczorem usiadłem przy stole z Kubą.

– Synu… Jak się czujesz?

Wzruszył ramionami.

– Nie wiem… Chciałbym, żeby wszystko było jak dawniej.

– Ja też – przyznałem cicho.

Cisza między nami była ciężka jak ołów.

Następnego dnia odwiedził mnie kolega z warsztatu, Tomek.

– Stary, wyglądasz jak cień człowieka… Może byś gdzieś wyskoczył? Oderwał się trochę?

Popatrzyłem na niego bezradnie.

– Nie mogę zostawić Magdy samej…

Tomek pokręcił głową:

– Ale siebie też nie możesz zostawić.

Tej nocy długo nie mogłem zasnąć. Wpatrywałem się w sufit i myślałem o tym wszystkim, co straciliśmy przez chorobę Magdy: wspólne wyjazdy nad morze, spacery po lesie, śmiech przy kolacji…

Ale przecież ona wciąż tu jest. Moja żona. Moja Magda.

Rano poszedłem do mamy.

– Mamo… Wiem, że chcesz dla mnie dobrze. Ale nie zostawię Magdy. Nie potrafię.

Mama spojrzała na mnie długo.

– Jesteś uparty jak twój ojciec – powiedziała w końcu cicho. – Ale pamiętaj… życie masz tylko jedno.

Wróciłem do domu i usiadłem przy łóżku Magdy.

– Kocham cię – powiedziałem po prostu.

Uśmiechnęła się przez łzy.

Czasem myślę: czy naprawdę można być szczęśliwym mimo wszystkiego? Czy miłość wystarczy tam, gdzie kończy się nadzieja?