Między młotem a kowadłem: Historia o teściowej, która chciała mnie zniszczyć
– Joanna, czy ty naprawdę myślisz, że jesteś wystarczająco dobra dla mojego syna? – głos pani Haliny przeszył ciszę w kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w pianie, i poczułam, jak serce podchodzi mi do gardła.
Nie odpowiedziałam od razu. Wiem, że powinnam była coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. To był pierwszy dzień po naszym ślubie, a ja już czułam się jak intruz we własnym domu. Paweł był w pracy, a ja zostałam sama z jego matką. W powietrzu wisiała niechęć, której nie dało się nie zauważyć.
– Odpowiedz mi, dziewczyno – ciągnęła dalej, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Paweł mógł mieć każdą. A wybrał ciebie. Dlaczego?
Zacisnęłam dłonie na talerzu tak mocno, że aż zaskrzypiał porcelanowy rant. – Może dlatego, że mnie kocha – wyszeptałam, ledwo słyszalnie.
Pani Halina prychnęła pogardliwie. – Miłość? Dziecko, miłość to nie wszystko. Ty nawet nie umiesz dobrze ugotować rosołu.
To był dopiero początek. Każdego dnia czułam na sobie jej wzrok, pełen krytyki i pogardy. Każdy mój ruch był oceniany: jak sprzątam, jak gotuję, jak rozmawiam z Pawłem. Nawet to, jak się ubieram. Czułam się jak pod mikroskopem.
Najgorsze było to, że Paweł nie widział problemu. – Mama po prostu jest wymagająca – tłumaczył. – Daj jej czas.
Ale czas nie pomagał. Wręcz przeciwnie – było coraz gorzej. Pani Halina zaczęła rozmawiać z sąsiadkami o tym, jaka jestem niezaradna i leniwa. Pewnego dnia usłyszałam przez uchylone okno rozmowę:
– Pani Halino, a ta nowa synowa to jaka? – zapytała sąsiadka z naprzeciwka.
– Ach, pani Krysiu… Szkoda gadać. Paweł mógłby mieć lepszą. Ta nawet prania dobrze nie rozwiesi.
Zacisnęłam zęby i wróciłam do prasowania koszul Pawła. Wiedziałam, że nie mogę się poddać.
Kiedyś próbowałam porozmawiać z Pawłem poważnie:
– Paweł, twoja mama mnie nie akceptuje. Czuję się tu obco.
– Przesadzasz – odpowiedział bez przekonania. – Ona po prostu tak ma. Musisz się przyzwyczaić.
Ale ja nie chciałam się przyzwyczajać do bycia poniżaną we własnym domu.
Pewnego wieczoru pani Halina przyszła do naszego pokoju bez pukania.
– Joanna, musimy porozmawiać – powiedziała chłodno.
Usiadła na brzegu łóżka i spojrzała mi prosto w oczy.
– Wiem, że próbujesz odebrać mi syna. Ale pamiętaj: ja byłam tu pierwsza. I zawsze będę najważniejsza dla Pawła.
Zamarłam. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czułam się jak dziecko przyłapane na czymś złym.
Od tego momentu zaczęła się prawdziwa wojna psychologiczna. Pani Halina podsuwała Pawłowi pomysły na wspólne wyjazdy bez mojego udziału, krytykowała każdy mój pomysł na spędzenie czasu razem i sugerowała, że powinnam wrócić do swoich rodziców „na trochę”.
W pracy też nie miałam lekko – szefowa coraz częściej dawała mi do zrozumienia, że nie jestem niezastąpiona. Zdarzało się, że wracałam do domu i płakałam w łazience tak cicho, żeby nikt nie usłyszał.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie mama:
– Asiu, co się dzieje? Słyszałam od cioci Basi, że twoja teściowa rozpowiada jakieś bzdury o tobie po rodzinie.
Zacisnęłam powieki i poczułam łzy pod powiekami.
– Mamo… Ja już nie mam siły.
Mama przyjechała następnego dnia. Usiadłyśmy w kuchni przy herbacie. Pani Halina patrzyła na nas spode łba.
– Joasiu – powiedziała mama cicho – musisz walczyć o siebie. Nie pozwól się zniszczyć.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok i myślałam o tym wszystkim: o Pawle, o jego matce, o sobie sprzed roku – pełnej nadziei i wiary w szczęście.
Następnego dnia postanowiłam działać. Zaczęłam szukać mieszkania do wynajęcia. Wiedziałam, że jeśli zostanę tu dłużej, stracę samą siebie.
Kiedy powiedziałam Pawłowi o swoim planie, był w szoku:
– Chcesz odejść?
– Chcę żyć normalnie – odpowiedziałam drżącym głosem. – Albo zamieszkamy sami, albo… ja odejdę.
Paweł długo milczał. W końcu powiedział:
– Daj mi czas do jutra.
Tej nocy spałam sama na kanapie w salonie. Nad ranem usłyszałam rozmowę Pawła z matką:
– Mamo, musimy coś zmienić. Joanna jest moją żoną i chcę być z nią szczęśliwy.
– A ja? – zapytała pani Halina z wyrzutem.
– Ty zawsze będziesz moją mamą. Ale teraz muszę zadbać o swoją rodzinę.
Po tej rozmowie pani Halina przez kilka dni prawie się do mnie nie odzywała. W końcu jednak przyszła do mnie do kuchni i powiedziała:
– Może przesadziłam… Ale wiesz, Paweł to moje jedyne dziecko.
Nie odpowiedziałam nic. W środku czułam pustkę i zmęczenie.
Po miesiącu wyprowadziliśmy się do małego mieszkania na obrzeżach miasta. Było ciasno i skromnie, ale pierwszy raz od dawna mogłam oddychać pełną piersią.
Czasem Paweł odwiedzał matkę sam – ja potrzebowałam jeszcze czasu na wybaczenie i zapomnienie tego wszystkiego.
Dziś patrzę na siebie sprzed roku i widzę zupełnie inną kobietę: przestraszoną, zagubioną i samotną. Teraz wiem, że warto walczyć o siebie i swoje szczęście – nawet jeśli oznacza to przeciwstawienie się całej rodzinie.
Czy można naprawdę wybaczyć komuś, kto próbował cię złamać? Czy rodzina zawsze musi oznaczać cierpienie? Może ktoś z was zna odpowiedź…