Sznurówki zawiązane w ciszy: poranne nieporozumienia w domu. Historia Magdy i Pawła

Sznurówki zawiązywałam w ciszy, choć w głowie huczało mi od słów, których nie powinnam była wypowiadać. Paweł stał w drzwiach kuchni, z kubkiem kawy, patrząc na mnie tak, jakbyśmy byli sobie obcy. Wczoraj wieczorem znowu się pokłóciliśmy – o pieniądze, o moją matkę, o to, że nie mamy dzieci. O wszystko i o nic.

– Magda, ile jeszcze będziemy się tak męczyć? – jego głos był cichy, ale wibrował od tłumionych emocji.

Nie odpowiedziałam. Wolałam skupić się na sznurówkach, na tej prostej czynności, która dawała mi złudzenie kontroli. W środku czułam się jak roztrzaskana filiżanka – niby cała, ale każdy ruch groził pęknięciem.

Paweł westchnął ciężko i odstawił kubek na blat. – Twoja mama znowu dzwoniła. Pytała, czy już jestem bezrobotny, skoro wracam tak wcześnie do domu.

– Nie musisz jej słuchać – rzuciłam przez ramię. – Ona po prostu się martwi.

– Martwi? Raczej kontroluje. Zawsze musisz jej wszystko tłumaczyć? Nawet to, co się dzieje między nami?

Zacisnęłam pięści. Wiedziałam, że ma rację, ale nie mogłam się przyznać. Mama była moją podporą od zawsze – po śmierci taty trzymała naszą rodzinę żelazną ręką. Paweł nigdy tego nie rozumiał.

– Magda, ja już nie mam siły – powiedział nagle. – Próbujemy od sześciu lat. Kliniki, badania, hormony… A potem wracasz do domu i słyszysz od własnej matki, że to pewnie przez ciebie.

Odwróciłam się gwałtownie. – Przez mnie?! To ty nie chcesz rozmawiać z lekarzami! Ty zawsze masz coś ważniejszego!

– Bo mam dość tego upokorzenia! – krzyknął. – Wszyscy patrzą na mnie jak na jakiegoś wybrakowanego faceta!

Wtedy pękłam. Łzy popłynęły mi po policzkach, a sznurówki zostały niedbale zawiązane. Usiadłam na podłodze w przedpokoju i schowałam twarz w dłoniach.

– Przepraszam… – wyszeptałam. – Ja też mam dość.

Paweł ukląkł obok mnie i objął mnie ramieniem. Przez chwilę siedzieliśmy tak w milczeniu, słuchając tylko oddechów i stukotu windy za ścianą.

– Może powinniśmy odpuścić? – spytał cicho.

– Nie umiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Nie umiem przestać wierzyć, że kiedyś będziemy rodziną.

Wiedziałam jednak, że nie chodzi tylko o dziecko. Chodziło o nas – o to, że coraz trudniej było nam się dogadać nawet w najprostszych sprawach. Ostatnio kłóciliśmy się nawet o to, kto kupi mleko albo kto wyniesie śmieci.

Po południu zadzwoniła mama. Odbierając telefon, już wiedziałam, co usłyszę.

– Magda, on cię niszczy. Widzisz siebie w lustrze? Wyglądasz jak cień człowieka! Po co ci taki mąż?

– Mamo…

– Nie przerywaj mi! Zawsze byłaś za miękka! Gdyby twój ojciec żył…

Zacisnęłam zęby. – Ale nie żyje! I nie chcę już tego słuchać!

Rozłączyłam się i przez chwilę miałam ochotę rzucić telefonem o ścianę. Zamiast tego wyszłam na balkon i patrzyłam na szare bloki Ursynowa. Zimny listopadowy wiatr szczypał mnie w policzki.

Wieczorem Paweł wrócił późno. Pachniał papierosami i zimnym powietrzem.

– Byłem u Tomka – rzucił krótko.

– U Tomka? Znowu?

– Tak. Przynajmniej on mnie nie ocenia.

Wiedziałam, że Tomek jest jego powiernikiem od lat. Ale ostatnio coraz częściej miałam wrażenie, że Paweł ucieka do niego przed naszym życiem.

Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy stole. Cisza była gęsta jak mleko skondensowane.

– Magda…

– Tak?

– Może powinniśmy spróbować terapii? Razem. Albo osobno…

Zaskoczył mnie tym pomysłem. Zawsze uważał psychologów za szarlatanów.

– Chcesz? – spytałam ostrożnie.

Wzruszył ramionami. – Nie wiem już, czego chcę. Ale wiem, że tak dalej być nie może.

Przez chwilę miałam ochotę go przytulić, ale coś mnie powstrzymało. Może duma? Może strach?

Następnego dnia zadzwoniła teściowa. Zawsze dzwoniła rano, kiedy wiedziała, że Paweł jest już w pracy.

– Magdo, czy ty naprawdę myślisz, że on cię kocha? Bo ja widzę tylko zmęczonego faceta i kobietę na skraju załamania nerwowego!

– Pani Aniu…

– Nie przerywaj mi! Ja wiem lepiej! Powinnaś była posłuchać mojej rady i nie wychodzić za niego! Teraz masz za swoje!

Odstawiłam telefon i zaczęłam płakać bezgłośnie. Czułam się osaczona przez dwie matki: swoją i Pawła. Każda ciągnęła mnie w swoją stronę.

Wieczorem Paweł wrócił wcześniej niż zwykle.

– Dzwoniła mama? – zapytał bez ogródek.

– Tak.

– I co tym razem?

– To samo co zawsze: że jesteś zmęczony mną i życiem ze mną.

Paweł usiadł ciężko na kanapie i schował twarz w dłoniach.

– Może ona ma rację…

Podniosłam się gwałtownie.

– Nie mów tak! Nie pozwolę ci się poddać! Przeszliśmy razem tyle rzeczy…

Spojrzał na mnie ze łzami w oczach – pierwszy raz widziałam go takiego bezbronnego.

– Magda… Ja już nie wiem, czy jeszcze cię kocham…

Te słowa uderzyły mnie jak policzek. Przez chwilę świat przestał istnieć – był tylko ból i pustka.

Wyszłam z domu bez słowa. Szłam przed siebie po ciemnych ulicach Warszawy, mijając ludzi spieszących się do swoich spraw. W końcu usiadłam na ławce pod blokiem i zadzwoniłam do siostry.

– Ola… Mogę u ciebie przenocować?

Nie pytała o nic więcej. Wiedziała wszystko bez słów.

U niej było cicho i spokojnie. Jej mąż Michał bawił się z córką w salonie, a ona zrobiła mi herbatę z cytryną.

– Magda… Może czas pomyśleć o sobie? O tym, czego ty chcesz?

Zastanowiłam się nad tym długo tej nocy. Czy naprawdę chcę dalej walczyć o dziecko za wszelką cenę? Czy może powinnam zawalczyć o siebie?

Rano wróciłam do domu. Paweł siedział przy stole z walizką spakowaną przy drzwiach.

– Wyjeżdżam do Wrocławia na kilka dni – powiedział bez emocji.

– Dobrze – odpowiedziałam cicho.

Gdy zamknął za sobą drzwi, poczułam ulgę pomieszaną z żalem. Usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać jak dziecko.

Kilka dni później zadzwoniła mama:

– Magda… Może przyjedziesz na obiad? Upiekłam twoje ulubione ciasto…

Pojechałam do niej po raz pierwszy od miesięcy bez Pawła. Siedziałyśmy przy stole w milczeniu, aż w końcu powiedziała:

– Przepraszam cię… Chciałam dobrze, ale chyba tylko pogorszyłam sprawy między wami.

Objęłyśmy się i obie płakałyśmy długo.

Wieczorem wróciłam do pustego mieszkania i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Byłam zmęczona, ale po raz pierwszy od dawna poczułam spokój.

Paweł wrócił po tygodniu. Usiadł naprzeciwko mnie przy stole i długo milczał.

– Magda… Może spróbujemy jeszcze raz? Ale tym razem dla siebie… nie dla innych?

Uśmiechnęłam się przez łzy.

Może właśnie o to chodziło: żeby zawalczyć o siebie nawzajem, a nie tylko o marzenia narzucone przez innych?

Czy można odbudować miłość po tylu ranach? Czy wy też czasem czujecie się zagubieni we własnym domu?