Poznaj Bartka, Mamo: Mój Przyszły Mąż i Nasze Dwoje Dzieci – Tak, Jak Chciałaś
– Nie rozumiem, dlaczego nie możesz po prostu być szczęśliwa z Bartkiem. Przecież to porządny chłopak, ma dobrą pracę, nie pije, nie bije… – głos mamy drżał, a ja czułam, jak jej słowa wbijają się we mnie jak szpilki. Stałyśmy naprzeciwko siebie w kuchni, między nami stół, na którym leżał niedokończony obiad. Pachniało koperkiem i rozczarowaniem.
Od dziecka słyszałam: „Bądź grzeczna, ucz się dobrze, znajdź sobie porządnego chłopaka, wyjdź za mąż, urodź dzieci”. Mama powtarzała to jak mantrę, a ja – jak zahipnotyzowana – próbowałam spełnić jej oczekiwania. Zawsze chciałam być tą idealną córką. Ale im bardziej się starałam, tym bardziej czułam się jak aktorka w źle napisanej sztuce.
Poznałam Bartka na studiach. Był miły, spokojny, nigdy nie podnosił głosu. Moje koleżanki mówiły: „Zazdroszczę ci! On jest taki stabilny”. Mama była zachwycona. „Wreszcie ktoś normalny!” – powtarzała przy każdej okazji. Kiedy Bartek oświadczył mi się na Mazurach, nad jeziorem, mama płakała ze szczęścia. Ja też płakałam – ale z innego powodu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, dlaczego.
Z czasem zaczęłam czuć się jak w klatce. Bartek był dobry, ale przewidywalny do bólu. Każdy dzień wyglądał tak samo: śniadanie, praca, zakupy, seriale wieczorem. Rozmawialiśmy o kredycie na mieszkanie i imionach dla dzieci. Mama była w siódmym niebie. „Tak się cieszę! W końcu będziesz miała normalne życie!”
Ale ja… Ja czułam się coraz bardziej obca we własnym ciele. Zaczęłam mieć sny o ucieczce – widziałam siebie na dworcu PKP z walizką w ręku, patrzącą na rozkład jazdy i nie wiedzącą, dokąd pojechać. Czasem budziłam się zlana potem i patrzyłam na Bartka śpiącego obok mnie. Zastanawiałam się: czy to naprawdę moje życie?
Pewnego dnia wróciłam wcześniej z pracy. W mieszkaniu panowała cisza. Usiadłam na kanapie i zaczęłam płakać bez powodu. Zadzwoniła mama.
– Jak tam? Bartek już wrócił? – zapytała od razu.
– Nie… Jeszcze nie.
– To dobrze! To ci powiem coś ważnego. Zrobiłam dla was bigos! Przyjedźcie jutro na obiad.
Nie miałam siły odmówić. Następnego dnia siedzieliśmy przy stole – ja, Bartek i mama. Rozmawiali o kredytach hipotecznych i przedszkolach. Ja milczałam.
– A wy kiedy planujecie dzieci? – zapytała mama nagle.
Bartek spojrzał na mnie z uśmiechem.
– Myślę, że już czas – powiedział spokojnie.
Poczułam, jak coś we mnie pęka.
Po obiedzie wyszłam na balkon i zadzwoniłam do Magdy – mojej przyjaciółki jeszcze z liceum.
– Muszę z kimś pogadać – wyszeptałam.
– Co się dzieje?
– Nie wiem… Czuję się jakby ktoś inny żył za mnie moje życie.
– A kochasz Bartka?
Zamilkłam. Nie potrafiłam odpowiedzieć.
Wieczorem Bartek zapytał:
– Wszystko w porządku?
– Tak… Po prostu jestem zmęczona.
Ale nie byłam zmęczona pracą. Byłam zmęczona udawaniem.
Kilka dni później mama przyszła do nas bez zapowiedzi.
– Przyniosłam wam świeże pierogi! – oznajmiła radośnie.
Bartek był zachwycony. Ja miałam ochotę uciec do łazienki i zamknąć się na klucz.
Mama usiadła obok mnie na kanapie i ściszyła głos:
– Wiesz, że zawsze chciałam dla ciebie najlepiej? Chcę tylko, żebyś była szczęśliwa…
Spojrzałam jej w oczy i zobaczyłam w nich lęk – lęk przed tym, że mogę wybrać inaczej niż ona by chciała.
Tego wieczoru długo patrzyłam w lustro. Kim jestem? Czy jestem córką mojej mamy czy sobą?
W końcu zebrałam się na odwagę i powiedziałam Bartkowi:
– Musimy porozmawiać.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole – tym samym, przy którym rozmawiałam z mamą kilka tygodni wcześniej.
– Bartek… Ja nie wiem, czy chcę tego wszystkiego. Kredytu, dzieci…
Spojrzał na mnie zdziwiony:
– Ale przecież zawsze mówiłaś, że chcesz rodziny!
– Bo tego ode mnie oczekiwano…
Zapanowała cisza. Słyszałam tylko tykanie zegara.
– To co chcesz zrobić? – zapytał cicho.
– Nie wiem… Muszę to przemyśleć.
Następnego dnia pojechałam do mamy sama. Siedziałyśmy w kuchni przy herbacie z malinami.
– Mamo…
– Co się stało?
– Nie wiem, czy chcę tego wszystkiego…
Mama spojrzała na mnie z niedowierzaniem:
– Ale przecież zawsze mówiłaś…
– Bo chciałam cię uszczęśliwić!
Łzy napłynęły mi do oczu.
– A co z Bartkiem? Co z rodziną?
– Nie wiem… Może kiedyś… Ale teraz muszę być sobą.
Mama milczała długo. W końcu powiedziała:
– Myślałam, że robisz to z miłości…
– Robiłam to z miłości do ciebie…
Wyszłam z domu mamy z ciężkim sercem, ale też z poczuciem ulgi. Po raz pierwszy od lat poczułam się wolna – choć przerażona tym, co będzie dalej.
Bartek wyprowadził się kilka tygodni później. Mama przez długi czas nie odzywała się do mnie. Magda była przy mnie każdego dnia – słuchała moich żali i wspierała mnie w najgorszych chwilach.
Dziś mija rok od tamtej rozmowy z mamą. Nadal nie mam dzieci ani męża. Ale mam siebie – i to jest najważniejsze.
Czasem zastanawiam się: czy można być szczęśliwym, jeśli spełnia się tylko cudze marzenia? Czy odwaga bycia sobą zawsze musi tyle kosztować?