„Nie jestem dla nich rodziną, tylko majątkiem” – historia, która złamała mi serce i nauczyła mnie odwagi
– Mamo, musisz się zgodzić na ten zabieg – głos Magdy drżał, ale nie z troski. Siedziała przy moim łóżku w szpitalu, ściskając w dłoni telefon. Obok niej stał Paweł, mój zięć, z miną urzędnika, który właśnie przyszedł po podpis na ważnym dokumencie.
Upalne lato rozlało się po sali szpitalnej. Pot lał mi się po skroniach, a serce waliło jak oszalałe. Lekarz mówił coś o powikłaniach po zapaleniu płuc, ale ja czułam, że to nie tylko choroba mnie dusi. To coś innego – ciężar rozczarowania.
– Mamo, lekarze mówią, że musisz podpisać zgodę na operację. Wiesz… to wszystko kosztuje – Magda spojrzała na Pawła, jakby szukała potwierdzenia.
– Tak, mama. Trzeba będzie pomyśleć o finansach. Może już teraz warto uporządkować sprawy majątkowe? – Paweł mówił spokojnie, ale jego oczy były zimne jak lód.
Przez chwilę patrzyłam na nich oboje. Moja córka – ta sama dziewczynka, którą tuliłam do snu po burzliwych nocach. Paweł – chłopak, którego przyjęłam do rodziny z otwartymi ramionami. Teraz siedzieli naprzeciwko mnie jak dwójka obcych ludzi.
Zgodziłam się na zabieg. Nie miałam siły walczyć. Ale tej nocy nie spałam ani minuty. Słyszałam ich rozmowy na korytarzu:
– Jeśli mama umrze, dom będzie nasz. W końcu… ile można czekać?
– Cicho! Jeszcze usłyszy.
Udawałam, że śpię. Łzy spływały mi po policzkach i wsiąkały w poduszkę. Przez całe życie starałam się być dobrą matką. Po śmierci męża sama wychowywałam Magdę. Pracowałam w szkole jako polonistka, żeby niczego jej nie brakowało. Odkładałam każdy grosz na jej studia i przyszłość.
A teraz? Teraz byłam dla niej tylko przeszkodą do spadku.
Po tygodniu wypisali mnie do domu. Magda i Paweł przyjechali po mnie nowym samochodem – prezentem od teściów Pawła. W drodze milczeliśmy. Czułam się jak balast.
W domu Magda zaczęła przeglądać dokumenty.
– Mamo, gdzie jest akt własności domu? Musimy go znaleźć…
– Po co ci?
– No wiesz… Gdyby coś się stało…
Nie odpowiedziałam. W nocy długo patrzyłam w sufit. Przypomniałam sobie dzieciństwo Magdy: jej pierwsze kroki, pierwsze słowa, łzy po rozbitym kolanie. Przypomniałam sobie też samotne wieczory po śmierci męża – jak trzymałyśmy się razem, jak obiecałam sobie, że nigdy nie pozwolę jej cierpieć.
A teraz to ja cierpiałam najbardziej.
Następnego dnia zadzwoniłam do notariusza.
– Dzień dobry, tu Anna Nowak. Chciałabym umówić się na spotkanie w sprawie testamentu.
Głos drżał mi ze wzruszenia i gniewu zarazem.
Tydzień później poszłam sama do kancelarii. Upał był jeszcze większy niż wtedy w szpitalu. Siedziałam naprzeciwko notariusza i czułam się jak ktoś zupełnie inny – nie matka, nie wdowa, tylko kobieta, która musi zawalczyć o resztki godności.
– Chcę zmienić testament – powiedziałam stanowczo.
– Na kogo chciałaby pani przepisać majątek?
Zastanawiałam się długo. W końcu powiedziałam:
– Na Fundację Pomocy Samotnym Matkom. Niech te pieniądze pomogą komuś, kto naprawdę tego potrzebuje.
Notariusz spojrzał na mnie z uznaniem.
– To odważna decyzja.
Wyszłam z kancelarii lżejsza o cały ból ostatnich tygodni. Po raz pierwszy od dawna poczułam się wolna.
Wieczorem Magda przyszła do mnie z pretensjami:
– Mamo! Dlaczego byłaś u notariusza? Co ty wyprawiasz?
– Zrozumiałam jedno: nie jestem dla was rodziną, tylko majątkiem – odpowiedziałam spokojnie.
Magda rozpłakała się, ale to były łzy gniewu i rozczarowania, nie żalu czy miłości.
– Jak możesz nam to robić?
– A jak wy mogliście mi to zrobić?
Przez kolejne dni w domu panowała cisza. Paweł unikał mnie wzrokiem. Magda zamknęła się w swoim pokoju i przestała ze mną rozmawiać.
Czułam samotność jak nigdy dotąd. Ale była to samotność wybrana – lepsza niż życie wśród ludzi, którzy widzą we mnie tylko wartość materialną.
Czasem myślę o tym wszystkim i pytam siebie: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy matka powinna wybaczać wszystko swoim dzieciom? A może czasem trzeba postawić granicę i zawalczyć o siebie?
Czy wy bylibyście w stanie podjąć taką decyzję? Czy rodzina to naprawdę coś więcej niż wspólny adres i majątek?