„Oddaj mieszkanie bratu, przecież jesteście rodziną!” – historia, która rozdarła moje serce i rodzinę
– Aniu, przecież to twój brat! – głos mamy drżał, a ja czułam, jakby ktoś ściskał mnie za gardło. Stałam w kuchni, ściskając telefon tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Za oknem padał deszcz, a krople spływały po szybie, jakby płakały razem ze mną.
– Mamo, to moje mieszkanie. Sama na nie pracowałam przez pięć lat. Nikt mi nic nie dał – odpowiedziałam, starając się, by mój głos nie zadrżał. Ale w środku już byłam roztrzęsiona.
– Ale Paweł jest w trudnej sytuacji! – mama nie dawała za wygraną. – Stracił pracę, nie ma gdzie mieszkać. Jesteście rodziną, musicie się wspierać.
Zamknęłam oczy. Przed oczami stanęły mi wszystkie chwile, kiedy Paweł był dla mnie tylko cieniem. Starszy brat, który zawsze miał łatwiej, któremu rodzice wybaczali wszystko. Ja byłam tą odpowiedzialną, tą, która nie sprawiała problemów. To ja odkładałam każdą złotówkę, rezygnowałam z wakacji, by w końcu kupić kawalerkę na Pradze. To było moje miejsce na ziemi. Moje schronienie.
A teraz miałam to oddać? Bo Paweł znowu coś zawalił?
– Aniu, proszę cię…
– Mamo, nie mogę. – Głos mi się załamał. – Nie mogę tak po prostu oddać mu mieszkania. Przecież on nawet nie zapytał mnie o zdanie!
– On się wstydził. Wiesz, jaki jest dumny…
Prychnęłam. Dumny? Paweł był dumny tylko wtedy, gdy trzeba było się pokazać przed znajomymi. Gdy przyszło do odpowiedzialności, zawsze znikał.
Odłożyłam telefon i usiadłam na podłodze. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. W głowie kłębiły mi się myśli: czy jestem złą córką? Złą siostrą? A może wreszcie powinnam pomyśleć o sobie?
Wieczorem zadzwonił Paweł. Nie rozmawialiśmy od miesięcy.
– Cześć, Anka…
– Cześć – odpowiedziałam chłodno.
– Słuchaj, wiem, że mama z tobą gadała. Nie chcę robić problemów, ale…
– Ale co? – przerwałam mu. – Chcesz, żebym oddała ci mieszkanie, na które sama pracowałam?
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Nie wiem, co mam robić. Straciłem wszystko. Magda mnie wyrzuciła, nie mam pracy, nie mam gdzie spać. – Jego głos był cichy, złamany.
Poczułam ukłucie współczucia, ale zaraz potem gniew. Ile razy już słyszałam tę historię? Ile razy miałam ratować Pawła?
– Paweł, ja cię kocham, ale nie mogę ciągle być twoją deską ratunku. To mieszkanie to wszystko, co mam.
– Wiem… Przepraszam. – Rozłączył się.
Przez kolejne dni nie mogłam spać. Mama dzwoniła codziennie, coraz bardziej zdesperowana. Tata milczał, jak zwykle. W pracy byłam rozkojarzona, szefowa zwróciła mi uwagę, że popełniam błędy. Znajomi pytali, co się dzieje, ale nie miałam siły tłumaczyć.
W końcu pojechałam do rodziców. W domu panowała napięta cisza. Mama siedziała przy stole, tata czytał gazetę, Paweł patrzył w okno.
– Aniu, usiądź – powiedziała mama. – Musimy porozmawiać.
Usiadłam. Czułam się jak oskarżona na sali sądowej.
– Wiem, że to trudne – zaczęła mama. – Ale rodzina powinna się wspierać. My nie mamy pieniędzy, żeby pomóc Pawłowi. Ty masz mieszkanie…
– Mam, bo na nie zapracowałam! – wybuchłam. – Dlaczego zawsze ja mam się poświęcać? Dlaczego nikt nie pyta, czego ja chcę?
– Bo jesteś silniejsza – powiedział cicho tata, nie odrywając wzroku od gazety.
Zatkało mnie. Silniejsza? Czy to znaczy, że moje potrzeby się nie liczą?
Paweł wstał i podszedł do mnie.
– Anka, przepraszam. Wiem, że zawiodłem. Ale nie mam już siły. Jeśli mi nie pomożesz, nie wiem, co zrobię…
Spojrzałam mu w oczy. Były czerwone, zmęczone. Po raz pierwszy zobaczyłam w nim nie tylko brata, ale człowieka na dnie.
– Mogę ci pomóc znaleźć pracę. Możesz u mnie pomieszkać przez miesiąc, ale mieszkania ci nie oddam – powiedziałam stanowczo.
Mama zaczęła płakać. Tata wyszedł z pokoju. Paweł spuścił głowę.
Przez następne tygodnie atmosfera w rodzinie była lodowata. Paweł zamieszkał u mnie na kanapie, szukał pracy, czasem wracał pijany. Mama przestała się odzywać. Czułam się jak zdrajczyni.
Ale z każdym dniem rosło we mnie przekonanie, że zrobiłam dobrze. Że wreszcie postawiłam granicę. Że mam prawo do swojego życia.
Dziś Paweł wynajął pokój, znalazł pracę w magazynie. Mama powoli zaczyna się do mnie odzywać, ale wiem, że coś się zmieniło na zawsze.
Czasem patrzę na klucze do mieszkania i zastanawiam się: czy można być dobrą córką i dobrą siostrą, nie poświęcając siebie? Czy rodzina naprawdę powinna wymagać od nas wszystkiego? Co wy byście zrobili na moim miejscu?