Gorzka kawa w Warszawie: Jak przyjaźń naszych matek zniszczyła moją miłość do Ewy

– Nie rozumiesz, Michał! – głos mamy drżał, a jej palce zaciskały się na filiżance. – Pani Barbara wie, co mówi. Ona już przez to przechodziła z Ewą. Musicie się zastanowić, czy to wszystko ma sens.

Siedziałem przy kuchennym stole, czując, jak ściany naszego mieszkania na Pradze zaczynają mnie dusić. Mama i pani Barbara – dwie kobiety, które jeszcze pół roku temu ledwo się znały – teraz były nierozłączne. Ich przyjaźń narodziła się nagle, podczas przypadkowej kawy w „Café Przystanek”. Od tamtej pory spotykały się codziennie, a ich rozmowy coraz częściej dotyczyły mnie i Ewy.

Ewa… Moja Ewa. Dziewczyna o oczach jak letnie niebo i śmiechu, który potrafił rozproszyć każdy mój lęk. Poznaliśmy się na studiach, zakochaliśmy się od pierwszego wejrzenia. Mieliśmy plany: wspólne mieszkanie, podróże, może kiedyś dzieci. Ale wszystko zaczęło się sypać, gdy nasze matki postanowiły „pomóc nam ułożyć sobie życie”.

– Michał, twoja mama ma rację – usłyszałem w słuchawce głos Ewy. Była cicha, jakby bała się, że ktoś ją podsłuchuje. – Odkąd one się przyjaźnią, czuję się jak dziecko. Rozmawiają o nas tak, jakbyśmy nie mieli własnych głosów.

– Musimy coś z tym zrobić – odpowiedziałem zdesperowany. – Nie możemy pozwolić, żeby decydowały za nas.

Ale łatwiej było to powiedzieć niż zrobić. Każda nasza decyzja była komentowana przez nasze matki. Gdy chcieliśmy wynająć mieszkanie na Mokotowie, one już miały dla nas „lepszą” propozycję na Ursynowie – bliżej mamy Ewy. Gdy planowaliśmy wyjazd do Hiszpanii na wakacje, usłyszeliśmy, że „to nieodpowiedzialne w tych czasach” i lepiej pojechać nad polskie morze z rodziną.

Z czasem zaczęliśmy się kłócić. O drobiazgi: o to, kto zadzwoni do której matki, kto powie „nie” na kolejną propozycję wspólnej niedzieli. Ale pod tym wszystkim kryło się coś głębszego – strach przed zawiedzeniem rodziców. Mama zawsze powtarzała: „Rodzina jest najważniejsza”. Ale czy rodzina może decydować za mnie?

Pewnego wieczoru Ewa przyszła do mnie zapłakana.

– Michał, nie dam rady… – wyszeptała. – Mama powiedziała, że jeśli nie posłucham jej rady i nie wrócę do domu na jakiś czas, to przestanie ze mną rozmawiać.

Objąłem ją mocno, czując jej drżenie.

– Kocham cię – powiedziałem. – Ale nie wiem już, jak mamy walczyć z nimi wszystkimi.

Wtedy po raz pierwszy poczułem prawdziwą bezsilność. Jakbyśmy byli marionetkami w rękach naszych matek. Ich przyjaźń była dla nich źródłem siły – dla nas stała się więzieniem.

Następnego dnia postanowiłem porozmawiać z mamą szczerze.

– Mamo, dlaczego nie możesz pozwolić mi żyć po swojemu? – zapytałem.

Spojrzała na mnie z wyrzutem.

– Boję się o ciebie. Chcę cię chronić przed błędami.

– Ale to moje błędy! – wybuchłem. – Jeśli nie pozwolisz mi ich popełnić, nigdy nie będę dorosły.

Milczała długo. Widziałem łzy w jej oczach.

– Chciałam tylko dobrze…

Wyszedłem z domu i długo chodziłem po mieście. Warszawa była tego wieczoru szara i zimna. Myślałem o tym, ile razy słyszałem od rodziców: „My wiemy lepiej”. Ile razy rezygnowałem z siebie dla ich spokoju.

Kilka dni później Ewa podjęła decyzję.

– Wyjeżdżam do Wrocławia na staż – powiedziała stanowczo. – Muszę spróbować żyć po swojemu. Jeśli chcesz… możesz pojechać ze mną.

Patrzyłem na nią i wiedziałem, że to jedyna szansa. Ale czułem też ciężar odpowiedzialności – za mamę, za Ewę, za siebie.

Ostatnia rozmowa z mamą była najtrudniejsza.

– Kocham cię, mamo. Ale muszę spróbować żyć po swojemu. Proszę… pozwól mi odejść.

Nie odpowiedziała od razu. Widziałem walkę w jej oczach: miłość i strach mieszały się ze sobą.

– Dobrze… – wyszeptała w końcu. – Ale pamiętaj, że zawsze możesz wrócić.

Wyjechałem z Ewą do Wrocławia. Było ciężko – tęsknota za domem, niepewność jutra, kłopoty finansowe. Ale pierwszy raz w życiu czułem się wolny.

Czasem zastanawiam się: czy można być szczęśliwym bez zgody rodziny? Czy odwaga do bycia sobą zawsze musi tyle kosztować? Co wy byście zrobili na moim miejscu?