Na krawędzi odwagi: Moja walka o godność mojej mamy
– Andrzej, nie możesz jej tak zostawić! – głos mojej siostry Ewy drżał od złości i rozpaczy. Stałem w kuchni, oparty o blat, patrząc na nią bezradnie. Mama leżała w pokoju obok, oddychając ciężko, a ja czułem, jakby ktoś ściskał mnie za gardło.
– Ewa, ja już nie daję rady – wyszeptałem. – Pracuję, zajmuję się dziećmi, a potem wracam i przez całą noc pilnuję mamy. Ty przyjeżdżasz raz w tygodniu i mówisz mi, co mam robić?
– Bo ty chcesz ją oddać do domu opieki! – wykrzyczała. – Przecież ona zawsze mówiła, że chce umrzeć w domu!
To był ten moment, kiedy poczułem, że pękam. Przez ostatnie miesiące żyłem jak w matni. Mama po udarze nie była już tą samą osobą. Czasem patrzyła na mnie z wyrzutem, czasem z lękiem. Częściej jednak nie poznawała mnie wcale. Zmieniałem jej pieluchy, karmiłem, myłem. Każdego dnia traciłem kawałek siebie.
Mój brat Tomek milczał przez większość czasu. Mieszkał w Krakowie, miał własną firmę i rodzinę. Dzwonił raz na dwa tygodnie, pytał o stan mamy i obiecywał, że „coś wymyśli”. Ale to ja byłem tym, który codziennie słyszał jej płacz i czuł jej drżącą dłoń na swoim ramieniu.
Pewnej nocy mama zaczęła krzyczeć przez sen. Wbiegłem do jej pokoju, zobaczyłem łzy na jej policzkach. – Andrzejku… nie zostawiaj mnie…
Usiadłem przy niej i głaskałem ją po włosach. – Jestem tu, mamo. Nie zostawię cię.
Ale kłamałem. Bo już wtedy wiedziałem, że nie dam rady dłużej. Moja żona Ania coraz częściej patrzyła na mnie z wyrzutem. Nasze dzieci zaczęły się mnie bać – byłem wiecznie zmęczony, rozdrażniony, krzyczałem o byle co. Kiedyś usłyszałem, jak córka mówi do brata: „Tata już nas nie kocha. Kocha tylko babcię”.
Zacząłem szukać pomocy. Najpierw pielęgniarka środowiskowa – przychodziła dwa razy w tygodniu, ale to było za mało. Potem opiekunka z MOPS-u – miła pani Basia, ale mama nie chciała jej wpuszczać do pokoju. „Obca baba!” – krzyczała.
W końcu zacząłem rozważać dom opieki. Przeglądałem oferty w internecie, czytałem opinie. Większość miejsc była przepełniona albo kosztowała tyle, ile zarabiałem przez pół roku. Kiedy powiedziałem o tym Ewie i Tomkowi, wybuchła burza.
– Ty chcesz się jej pozbyć! – krzyczała Ewa przez telefon.
– Nie rozumiesz, że ona tam umrze szybciej? – dodał Tomek.
A ja? Ja czułem się jak potwór.
Pewnego dnia mama upadła w łazience. Znalazłem ją leżącą na zimnych kafelkach, z rozciętą głową. Karetka, szpital, szycie rany. Lekarz spojrzał na mnie poważnie:
– Panie Andrzeju, mama wymaga całodobowej opieki. To ponad siły jednej osoby.
Wróciłem do domu i rozpłakałem się jak dziecko. Ania przytuliła mnie mocno.
– Musisz pomyśleć też o sobie… O nas.
Tego wieczoru zadzwoniłem do Tomka i Ewy. Po raz pierwszy od dawna rozmawialiśmy spokojnie.
– Może spróbujemy znaleźć prywatny dom opieki? Podzielimy się kosztami…
– Ja mogę dołożyć więcej – powiedział Tomek cicho.
– A ja będę przyjeżdżać częściej – dodała Ewa.
Mama trafiła do małego domu opieki pod Warszawą. Było tam czysto, spokojnie, personel był serdeczny. Ale kiedy odwiedziłem ją pierwszy raz, spojrzała na mnie z wyrzutem:
– Zostawiłeś mnie tutaj…
Nie umiałem odpowiedzieć. Wyszedłem na zewnątrz i długo siedziałem na ławce pod drzewem.
Dziś mijają trzy miesiące od tamtego dnia. Mama jest zadbana, spokojniejsza. Ja powoli wracam do życia – do żony, dzieci, pracy. Ale nocami budzę się zlany potem i słyszę jej głos: „Nie zostawiaj mnie…”
Czy zrobiłem dobrze? Czy można być dobrym synem i jednocześnie nie poświęcić wszystkiego? Czy ktoś z Was też musiał wybierać między własnym życiem a opieką nad bliskim?