Nie jeszcze jeden pokój dla mojej teściowej: Dom, który rozdzielił rodzinę

— Nie rozumiesz, Aniu? To przecież moja mama! — głos Pawła odbijał się echem od pustych ścian naszego nowego domu. Stałam na środku salonu, w dłoniach ściskając katalog z meblami, który jeszcze rano wydawał się zapowiedzią szczęścia. Teraz był tylko ciężarem.

— Rozumiem, Paweł. Ale to nasz dom. Nasz! — odpowiedziałam cicho, czując jak łzy napływają mi do oczu. — Miało być inaczej.

Paweł odwrócił się do okna. Za szybą majaczyły jeszcze resztki śniegu, a ja czułam, jak mróz wkrada się do mojego serca. Właśnie spełniliśmy nasze największe marzenie — kupiliśmy dom pod Warszawą. Miał być miejscem spokoju, azylem po latach wynajmowania ciasnych mieszkań. Tymczasem już pierwszego dnia po przeprowadzce Paweł oznajmił mi, że jego mama, pani Halina, nie może dłużej mieszkać sama i powinniśmy ją do siebie przyjąć.

— Aniu, ona jest sama. Tata nie żyje, a brat mieszka w Gdańsku. Przecież nie zostawimy jej na pastwę losu — próbował tłumaczyć Paweł.

— Ale Paweł… Ja też mam prawo do swojego życia! — wyrwało mi się. — Przez tyle lat czekałam na ten dom. Chciałam urządzić go po swojemu, mieć miejsce tylko dla nas i dzieci…

Paweł milczał. Wiedziałam, że kocha swoją mamę, ale czy naprawdę muszę poświęcić własne szczęście?

Pani Halina pojawiła się u nas już następnego dnia. Weszła bez pukania, jakby od zawsze tu mieszkała. Rozglądała się krytycznie po pokojach.

— O, tu by można zrobić moją sypialnię — powiedziała, wskazując na pokój, który miał być moim gabinetem. — A tu postawimy kredens po babci.

Zacisnęłam zęby. Nie chciałam robić sceny przy dzieciach, ale czułam, jak narasta we mnie bunt.

Wieczorem usiedliśmy z Pawłem w kuchni. Dzieci już spały.

— Paweł, musimy porozmawiać — zaczęłam ostrożnie. — Twoja mama zachowuje się tak, jakby to był jej dom.

— Przesadzasz — westchnął Paweł. — Ona po prostu chce się poczuć potrzebna.

— A ja? Ja nie jestem potrzebna? — zapytałam z goryczą.

Przez kolejne tygodnie sytuacja tylko się pogarszała. Pani Halina krytykowała wszystko: mój sposób gotowania („U nas w domu zawsze robiło się rosół inaczej”), wychowanie dzieci („Za dużo im pozwalasz”), nawet wybór zasłon („Te są za ciemne, Aniu”).

Czułam się jak intruz we własnym domu. Zaczęłam unikać wspólnych posiłków, zamykałam się w łazience pod pretekstem długich kąpieli. Paweł coraz częściej stawał po stronie mamy.

— Przesadzasz, Aniu. Mama jest starsza, trzeba jej ustąpić.

— A kto ustąpi mnie? — pytałam coraz ciszej.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Pawła z mamą przez uchylone drzwi.

— Ona nigdy mnie nie zaakceptuje — mówiła pani Halina z żalem. — Może powinnam wrócić do siebie…

— Mamo, nie przesadzaj… Ania po prostu musi się przyzwyczaić.

Łzy spływały mi po policzkach. Czy naprawdę byłam taka zła? Czy moje pragnienie własnej przestrzeni było egoizmem?

W pracy zaczęłam popełniać błędy. Szefowa zaprosiła mnie na rozmowę.

— Aniu, co się dzieje? Zawsze byłaś taka sumienna…

Nie potrafiłam odpowiedzieć. W głowie miałam tylko jedno: dom przestał być domem.

Pewnego dnia wróciłam wcześniej z pracy. W kuchni pani Halina uczyła dzieci lepić pierogi.

— Mama nigdy nie ma czasu na takie rzeczy — powiedziała do wnuków.

Zamarłam w progu. Poczułam ukłucie zazdrości i wstydu jednocześnie.

Wieczorem wybuchłam.

— Dość! — krzyknęłam do Pawła. — Albo ona się wyprowadza, albo ja!

Paweł patrzył na mnie długo i ciężko.

— Nie mogę cię zmusić do życia z moją mamą… Ale nie mogę jej wyrzucić na bruk.

Spakowałam walizkę i pojechałam do rodziców na kilka dni. Mama przyjęła mnie bez słowa, tylko mocno przytuliła.

— Córciu, czasem trzeba walczyć o siebie — powiedziała cicho.

Po tygodniu wróciłam do domu. Pani Halina była już spakowana.

— Przepraszam cię, Aniu — powiedziała niespodziewanie ciepło. — Chciałam tylko poczuć się potrzebna… Ale widzę, że was rozdzielam.

Paweł stał obok niej ze spuszczoną głową.

Pomogłam jej wynieść walizki do taksówki. Po raz pierwszy od dawna poczułam ulgę… i smutek jednocześnie.

Dziś minął rok od tamtych wydarzeń. Nasze małżeństwo przetrwało, ale blizny pozostały. Często zastanawiam się: czy można pogodzić własne szczęście z oczekiwaniami innych? Czy naprawdę musimy wybierać między rodziną a sobą?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?