Łzy teściowej na weselu – historia, której nikt nie chciał usłyszeć

„Gorzko! Gorzko!” – krzyczeli goście, a szampan musował w kieliszkach. Wszyscy patrzyli na młodą parę, która właśnie wymieniała pocałunek pod welonem. W tej chwili powinnam była czuć szczęście, dumę, może nawet ulgę, że wszystko się udało. Ale ja patrzyłam na moją teściową, panią Halinę, która siedziała przy stole z twarzą ukrytą w dłoniach i płakała tak głośno, że aż kelnerka zawahała się z podaniem tortu. Nikt nie rozumiał jej łez. Tylko ja wiedziałam, dlaczego płacze.

Nazywam się Marta Kowalska. Mam trzydzieści dwa lata i od dziesięciu lat jestem żoną Piotra. To nie był mój ślub – to była uroczystość mojego szwagra, Michała, i jego narzeczonej, Justyny. Wszyscy mówili, że są dla siebie stworzeni: ona piękna i delikatna, on przystojny i ambitny. Ale ja wiedziałam, że to wszystko jest tylko fasadą. Wiedziałam, bo sama byłam częścią tej farsy.

Zaczęło się kilka miesięcy wcześniej. Pewnego wieczoru Halina zadzwoniła do mnie z płaczem. „Marta, musisz przyjechać” – powiedziała drżącym głosem. Pojechałam do niej bez wahania. Siedziała w kuchni z czerwonymi oczami i pustą butelką wina na stole. „On ją zdradza” – wyszeptała. „Michał zdradza Justynę”.

Nie chciałam wierzyć. Michał zawsze wydawał się ideałem – pomocny, czuły brat mojego męża, ulubieniec rodziny. Ale Halina była pewna. Znalazła wiadomości w jego telefonie, widziała zdjęcia. „Nie mogę tego powiedzieć Justynie” – mówiła przez łzy. „Nie mogę zniszczyć jej życia przed ślubem”.

Przez kolejne tygodnie żyłam z tym ciężarem. Spotykałam Justynę na kawie, słuchałam jej opowieści o planach na przyszłość, o dzieciach, które chce mieć z Michałem. Patrzyłam na nią i czułam się jak zdrajczyni. Piotr niczego nie zauważył – był pochłonięty pracą i przygotowaniami do wesela brata.

W dniu ślubu Halina była blada jak ściana. Próbowała się uśmiechać do gości, ale jej oczy były puste. Kiedy młoda para zatańczyła pierwszy taniec, Halina wyszła na zewnątrz i zapaliła papierosa za papierosem. Poszłam za nią.

– Musimy coś zrobić – powiedziałam cicho.
– Za późno – odpowiedziała gorzko. – Teraz już nic nie zmienimy.

Wróciłyśmy do sali akurat na moment, kiedy wszyscy zaczęli skandować „Gorzko!”. Michał i Justyna pocałowali się pod welonem – nienaturalnie, jakby odgrywali scenę dla tłumu. Widziałam to wszystko i czułam narastającą panikę.

Po północy Halina nie wytrzymała. Zaczęła płakać tak głośno, że wszyscy spojrzeli w jej stronę. Ktoś próbował ją pocieszyć, ktoś inny szeptał coś o menopauzie albo o tym, że pewnie za dużo wypiła. Ale ja wiedziałam prawdę.

Po weselu wróciliśmy do domu w milczeniu. Piotr był zły na matkę za „zepsucie atmosfery”, a ja nie mogłam zasnąć całą noc. Następnego dnia Halina zadzwoniła do mnie z prośbą o spotkanie.

– Nie mogę tego dłużej ukrywać – powiedziała mi przez łzy. – Muszę powiedzieć Justynie.
– A jeśli ona mu wybaczy? – zapytałam.
– To będzie jej wybór – odpowiedziała stanowczo.

Spotkałyśmy się z Justyną w kawiarni. Halina długo nie mogła zacząć mówić. W końcu wyciągnęła telefon i pokazała jej zdjęcia oraz wiadomości Michała do innej kobiety.

Justyna zbladła. Przez chwilę siedziała w ciszy, patrząc w okno.
– Wiedziałam – powiedziała nagle cicho. – Czułam to od dawna… Ale myślałam, że po ślubie wszystko się zmieni.

Halina zaczęła płakać jeszcze mocniej.
– Przepraszam cię… Przepraszam za wszystko…

Justyna wstała i wyszła bez słowa. Zostawiła nas przy stoliku pełnym niedopitych kaw i łez.

Wieczorem zadzwonił do mnie Michał.
– Co ty zrobiłaś? – krzyczał do słuchawki. – Zrujnowałaś mi życie!
– To nie ja je zrujnowałam – odpowiedziałam spokojnie.

W domu Piotr był wściekły.
– Po co się mieszałaś? To ich sprawa!
– A jeśli kiedyś mnie zdradzisz? Też mam milczeć?

Nie odpowiedział. Wyszedł trzaskając drzwiami.

Od tamtej pory nasza rodzina już nigdy nie była taka sama. Michał próbował ratować małżeństwo, ale Justyna wyprowadziła się po kilku tygodniach. Halina zamknęła się w sobie i przestała rozmawiać z synem. Piotr coraz częściej nocuje poza domem pod pretekstem pracy.

Czasem zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam. Czy powinnam była milczeć? Czy prawda zawsze jest ważniejsza od spokoju rodziny? Patrzę na zdjęcia ze ślubu Michała i Justyny i widzę tam siebie – kobietę rozdartą między lojalnością wobec rodziny a własnym sumieniem.

Może czasem lepiej nie wiedzieć wszystkiego? A może właśnie odwaga do powiedzenia prawdy jest tym, co nas definiuje? Co wy byście zrobili na moim miejscu?