Mój syn chce, żebym sprzątała jego dom… za pieniądze! Historia matki, która poczuła się zdradzona przez własne dziecko
— Mamo, czy mogłabyś przychodzić do nas raz w tygodniu i posprzątać mieszkanie? Oczywiście zapłacimy Ci za to — głos Mateusza, mojego syna, zabrzmiał przez telefon zaskakująco oficjalnie. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Wpatrywałam się w okno kuchni, gdzie na parapecie stały zwiędłe pelargonie, a w mojej głowie rozbrzmiewało tylko jedno pytanie: jak to możliwe?
— Mateusz, czy ty żartujesz? — zapytałam cicho, czując jak serce zaczyna mi walić. — Przecież jestem twoją matką.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Słyszałam tylko szum telewizora w tle i cichy śmiech jego żony, Chiary. — Mamo, to nic osobistego — odpowiedział w końcu. — Po prostu oboje z Chiarą dużo pracujemy, a Ty jesteś na emeryturze. Pomyśleliśmy, że może chciałabyś sobie dorobić.
Dorobić? Ja? Kobieta, która przez trzydzieści lat prowadziła dom, gotowała obiady, prała jego ubrania i tuliła do snu po nocnych koszmarach? Teraz miałabym być sprzątaczką we własnej rodzinie?
Nie spałam tej nocy. Przewracałam się z boku na bok, czując narastającą gorycz. Przypominały mi się wszystkie chwile z dzieciństwa Mateusza: jak płakał po rozbitym kolanie, jak uczyłam go jeździć na rowerze, jak tulił się do mnie po pierwszym zawodzie miłosnym. Czy to wszystko nie znaczy już nic? Czy teraz jestem tylko „opcją” na liście usług do wynajęcia?
Następnego dnia zadzwoniłam do mojej siostry, Grażyny. — Wyobraź sobie — zaczęłam drżącym głosem — Mateusz chce, żebym sprzątała u niego za pieniądze! Jak jakaś obca kobieta!
Grażyna westchnęła ciężko. — Teraz młodzi są inni. Wszystko musi być na umowę, na rachunek. Ale wiesz co? To boli. Ja bym nie potrafiła.
Przez kolejne dni unikałam kontaktu z synem. Czułam się upokorzona i zdradzona. Kiedy w końcu spotkaliśmy się na niedzielnym obiedzie u mnie w domu, atmosfera była gęsta jak śmietana. Chiara uśmiechała się sztucznie i przyniosła ciasto z cukierni, jakby chciała coś zamaskować.
— Mamo, przemyślałaś naszą propozycję? — zapytał Mateusz przy kawie.
Spojrzałam mu prosto w oczy. — Tak. I powiem ci szczerze: nigdy nie czułam się tak upokorzona. Czy naprawdę uważasz, że jestem tylko od sprzątania? Że można mnie wynająć jak panią z ogłoszenia?
Mateusz spuścił wzrok. — Mamo, nie o to chodzi… Po prostu nie chcemy Cię wykorzystywać. Chcieliśmy być fair.
— Fair? — przerwałam mu ostro. — Fair byłoby poprosić o pomoc matkę, a nie proponować jej pieniądze za bycie częścią rodziny!
Chiara wtrąciła się cicho: — Pani Zosiu, ja też płacę mojej mamie za opiekę nad dziećmi. To normalne…
Poczułam się jeszcze gorzej. Czy naprawdę świat tak się zmienił? Czy relacje rodzinne muszą być wyceniane?
Wróciłam do domu roztrzęsiona. Przez kolejne dni nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Zaczęłam analizować swoje życie: samotność po śmierci męża, coraz rzadsze wizyty syna, puste mieszkanie pełne wspomnień. Może rzeczywiście jestem już tylko dodatkiem do ich życia?
Pewnego wieczoru zadzwonił Mateusz.
— Mamo… przepraszam. Nie chciałem Cię zranić. Po prostu… czuję się czasem zagubiony w tym wszystkim. Chciałem dobrze.
— Synku — odpowiedziałam łamiącym się głosem — ja też czuję się zagubiona. Chciałabym być dla was kimś więcej niż tylko pomocą domową.
— Jesteś dla mnie wszystkim — wyszeptał Mateusz.
Nie wiem, czy potrafię mu wybaczyć tę propozycję. Może świat naprawdę idzie naprzód i ja zostaję w tyle? Ale czy musimy wyceniać miłość i pomoc rodzinną?
Czasem patrzę na zdjęcie małego Mateusza i pytam siebie: gdzie popełniłam błąd? Czy można jeszcze odbudować to, co zostało zburzone przez pieniądze i brak zrozumienia?
A Wy? Czy zgodzilibyście się sprzątać u własnych dzieci za pieniądze? Czy to już nowa normalność, czy może coś poszło bardzo nie tak?