Kiedy mąż wybiera matkę zamiast mnie: Moja walka o rodzinę i wiarę

— Znowu? — wyszeptałam, patrząc na męża, który znowu spakował torbę i wyszedł z domu, bo jego matka „potrzebowała pomocy”. Była sobota, mieliśmy z dziećmi jechać do zoo. Zosia już od tygodnia o tym mówiła, a Staś nawet narysował mapę trasy. Ale dla Marka ważniejsze było, że mama zadzwoniła i poprosiła go, żeby przyjechał naprawić kran.

Stałam w kuchni, ściskając kubek z zimną już kawą, i czułam jak łzy napływają mi do oczu. Ile razy jeszcze? Ile razy jeszcze będę musiała tłumaczyć dzieciom, że tata nie może z nami być, bo babcia jest ważniejsza?

— Mamo, a tata wróci na obiad? — zapytała Zosia, patrząc na mnie wielkimi oczami.

— Nie wiem, kochanie. Może… — odpowiedziałam cicho, próbując się nie rozpłakać.

Wiedziałam, że Marek kocha swoją matkę. Wiem też, że po śmierci jego ojca to ona była dla niego wszystkim. Ale czy to znaczy, że ja i dzieci jesteśmy na drugim miejscu? Czy zawsze będziemy tylko dodatkiem do jego życia?

Wieczorem, kiedy dzieci już spały, usiadłam na kanapie i zaczęłam się modlić. Nie pamiętam nawet kiedy ostatnio tak szczerze rozmawiałam z Bogiem. Prosiłam o siłę, o cierpliwość, o to, żeby Marek w końcu zobaczył nas — swoją rodzinę. Żeby przestał wybierać między nami a swoją matką.

Następnego dnia próbowałam z nim rozmawiać. — Marek, musimy pogadać — zaczęłam niepewnie.

— O czym znowu? — westchnął zmęczony.

— O nas. O tym, że czuję się niewidzialna. Że dzieci tęsknią za tobą. Że zawsze wybierasz mamę zamiast nas.

Spojrzał na mnie jakbym mówiła w obcym języku.

— Przesadzasz. Mama jest sama, potrzebuje mnie. Ty masz dzieci, masz dom… Czego ci brakuje?

— Ciebie! — krzyknęłam nagle. — Brakuje mi ciebie! Brakuje mi męża, partnera, ojca dla naszych dzieci!

Marek wzruszył ramionami i wyszedł z pokoju. Zostałam sama ze swoim bólem.

Z czasem zaczęłam się wycofywać. Przestałam prosić go o pomoc przy dzieciach. Przestałam planować wspólne weekendy. Nawet święta spędzaliśmy osobno — on u mamy, ja z dziećmi u moich rodziców. Każda rozmowa kończyła się kłótnią albo milczeniem.

Moja teściowa była królową manipulacji. Potrafiła zadzwonić do Marka nawet w środku nocy z błahostką: „Synku, nie mogę zasnąć, przyjedź na chwilę”. A on jechał. Zawsze jechał.

Pewnego dnia Staś zapytał: — Mamo, czy tata nas nie kocha?

To pytanie rozdarło mi serce na pół. Jak mam wytłumaczyć dziecku, że tata kocha… ale nie umie tego okazać? Że jest rozdarty między lojalnością wobec matki a miłością do własnej rodziny?

Zaczęłam chodzić do psychologa. Potrzebowałam pomocy, bo czułam się coraz bardziej samotna i zagubiona. Psycholog zapytała mnie: — Czego pani chce dla siebie?

Nie umiałam odpowiedzieć. Przez lata żyłam tylko dla innych: dla Marka, dla dzieci, nawet dla teściowej. Zapomniałam o sobie.

Zaczęłam pisać dziennik. Każdego wieczoru zapisywałam swoje myśli, lęki i marzenia. Pisałam o tym, jak bardzo chciałabym poczuć się ważna. Jak bardzo chciałabym usłyszeć od Marka: „Jesteś dla mnie najważniejsza”.

Pewnego wieczoru Marek wrócił późno. Był zmęczony i rozdrażniony.

— Co się stało? — zapytałam ostrożnie.

— Mama jest chora. Muszę tam być częściej — odpowiedział bez emocji.

— A my? Co z nami?

— Nie wiem… — powiedział cicho i wyszedł do drugiego pokoju.

Tamtej nocy długo nie mogłam zasnąć. Modliłam się o znak, o jakąś odpowiedź. Czy powinnam odejść? Czy powinnam walczyć dalej?

Kilka dni później dostałam telefon od teściowej.

— Aniu, Marek mówił mi, że jesteś niezadowolona z tego, jak często do mnie przyjeżdża. Chciałam ci powiedzieć, że rodzina jest najważniejsza i powinnaś to zrozumieć.

— Pani Hanno — odpowiedziałam spokojnie — rodzina to też ja i dzieci. Chciałabym tylko trochę równowagi.

Rozłączyła się bez słowa.

W pracy zaczęłam spędzać więcej czasu niż zwykle. Tam czułam się doceniana i potrzebna. Ale kiedy wracałam do pustego domu, samotność przygniatała mnie coraz bardziej.

Któregoś dnia Marek wrócił wcześniej niż zwykle.

— Musimy porozmawiać — powiedział poważnie.

Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole.

— Wiem, że cię raniłem — zaczął niepewnie. — Ale nie umiem inaczej. Mama mnie wychowała sama po śmierci taty… Czuję się za nią odpowiedzialny.

— Rozumiem to — odpowiedziałam cicho. — Ale ja też jestem twoją rodziną. Dzieci są twoją rodziną. Potrzebujemy cię tutaj.

Marek spuścił głowę.

— Boję się ją zawieść… Boję się stracić ją tak samo jak tatę…

Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam w nim małego chłopca, który panicznie boi się samotności.

— Nie musisz wybierać między nami a nią — powiedziałam łagodnie. — Ale musisz znaleźć równowagę. Inaczej stracisz nas wszystkich.

Nie wiem jeszcze jak potoczy się nasza historia. Wiem tylko jedno: nie chcę już być niewidzialna we własnym domu. Chcę być partnerką, a nie tylko dodatkiem do życia mojego męża.

Czasem zastanawiam się: ile kobiet w Polsce przeżywa to samo co ja? Ile z nas milczy latami, bo boi się zawalczyć o siebie? Czy naprawdę musimy wybierać między lojalnością a szczęściem? Może czas zacząć mówić głośno o tym, co boli…