„Oddaj mieszkanie bratu, przecież jesteście rodziną!” – historia, która rozdarła moje serce i rodzinę
– Anka, przecież to tylko mieszkanie! – głos mamy drżał, a jej oczy błyszczały łzami. – Oddaj je Kamilowi, on ma dzieci, ty jesteś sama…
Stałam w kuchni, ściskając kubek z zimną już herbatą. Za oknem szarzał listopadowy wieczór, a w mojej głowie kłębiły się myśli. To nie był zwykły dzień. To był dzień, w którym moja rodzina postanowiła rozstrzygnąć, kto bardziej zasługuje na dach nad głową. Mieszkanie po babci – moje miejsce na ziemi, które przez lata remontowałam po pracy, odkładając każdy grosz na nowe okna, kafelki i meble. Teraz miałam je oddać bratu. Bo „rodzina”.
– Mamo, to nie jest tylko mieszkanie! – odpowiedziałam cicho, ale stanowczo. – To mój dom. Moje życie…
Kamil siedział przy stole, patrząc w blat. Jego żona, Magda, nie spuszczała ze mnie wzroku. W jej oczach widziałam pretensję i coś jeszcze – może zazdrość? Może żal? Ich dwójka dzieci bawiła się w salonie klockami LEGO, nieświadome burzy, która rozgrywała się tuż obok.
– Aniu, my naprawdę nie mamy gdzie się podziać – odezwał się w końcu Kamil. – Wiesz, że straciłem pracę. Magda zarabia grosze w przedszkolu. Kredyt nas zjada…
Zacisnęłam zęby. Wiedziałam o ich problemach finansowych. Ale czy to znaczyło, że miałam oddać wszystko, na co pracowałam przez lata? Przecież nikt mi nie pomagał, kiedy po rozwodzie zostałam sama z długami i pustką w sercu. Nikt nie pytał wtedy: „Anka, jak sobie radzisz?”
– A ja? – zapytałam cicho. – Gdzie ja mam pójść?
Mama spojrzała na mnie z wyrzutem.
– Jesteś silna. Dasz sobie radę. Zawsze dawałaś…
W tej jednej chwili poczułam się tak bardzo sama. Jakby cała rodzina była po jednej stronie stołu, a ja po drugiej. Przypomniałam sobie dzieciństwo – jak zawsze musiałam ustępować młodszemu bratu. On dostawał nowe zabawki, ja „po nim”. On był chory – ja musiałam być cicho i nie przeszkadzać. Teraz historia zatoczyła koło.
– Możemy się dogadać – odezwała się nagle Magda. – Może Anka zostanie tu jeszcze pół roku? My się wprowadzimy i jakoś to ogarniemy…
– Czyli mam mieszkać z wami? – zapytałam z niedowierzaniem.
– No… przez chwilę…
Poczułam gulę w gardle. To już nie była propozycja – to był rozkaz ubrany w ładne słowa.
Wyszłam na balkon, żeby zaczerpnąć powietrza. Warszawskie blokowisko rozciągało się przede mną jak szachownica losów. W oknach sąsiednich mieszkań paliły się światła – ktoś gotował kolację, ktoś inny oglądał telewizję. Zazdrościłam im tej zwykłości.
Telefon zadzwonił. To była Ola, moja przyjaciółka.
– Anka? Wszystko okej?
Nie wytrzymałam. Rozpłakałam się.
– Chcą mi zabrać mieszkanie…
Ola milczała przez chwilę.
– Nie pozwól na to – powiedziała stanowczo. – To twoje życie! Oni zawsze będą chcieli więcej.
Wróciłam do kuchni z czerwonymi oczami.
– Mamo… Kamilu… Ja naprawdę rozumiem waszą sytuację. Ale to mieszkanie jest moje. Babcia zapisała je mnie nie bez powodu…
Mama spojrzała na mnie z bólem.
– Babcia zawsze cię faworyzowała…
Zamarłam.
– To nieprawda! Po prostu byłam przy niej do końca! Ty nawet nie przyszłaś się pożegnać!
W kuchni zapadła cisza tak gęsta, że można ją było kroić nożem.
Kamil spuścił głowę.
– Anka… Ja cię nie zmuszam. Ale jeśli nam nie pomożesz… nie wiem, co będzie z moją rodziną.
Poczułam się winna. Jakbym była odpowiedzialna za ich losy. Ale czy naprawdę byłam?
Przez kolejne dni rodzina dzwoniła do mnie codziennie. Ciotka Basia: „Anka, nie bądź taka samolubna”. Wujek Marek: „Rodzina jest najważniejsza”. Nawet kuzynka Kasia napisała SMS-a: „Pomóż Kamilowi, on zawsze był dobrym bratem”.
A ja coraz bardziej zamykałam się w sobie.
Pewnej nocy śniła mi się babcia. Siedziała w swoim ulubionym fotelu i patrzyła na mnie łagodnie.
– Aniu, pamiętaj: dobro wraca… ale nie pozwól sobą pomiatać.
Obudziłam się z mokrą od łez poduszką.
Następnego dnia poszłam do pracy jak automat. Koleżanka z biura zapytała:
– Coś się stało?
Uśmiechnęłam się blado.
– Rodzinne sprawy…
Wieczorem zadzwonił Kamil.
– Anka… Przepraszam za presję. Po prostu jestem zdesperowany…
Milczałam długo.
– Kamilu… Pomogę wam znaleźć mieszkanie do wynajęcia. Pożyczę wam trochę pieniędzy na start… Ale swojego domu nie oddam.
Po drugiej stronie słuchawki usłyszałam ciężki oddech.
– Rozumiem…
Od tamtej pory nasze relacje są chłodne. Mama przestała dzwonić codziennie. Magda unika mnie na rodzinnych spotkaniach. Dzieci Kamila już nie przychodzą na moje urodziny.
Czasem pytam siebie: czy zrobiłam dobrze? Czy egoizm jest zawsze czymś złym? Czy rodzina ma prawo żądać od nas wszystkiego?
Może wy mi powiecie: co wy byście zrobili na moim miejscu? Czy naprawdę powinnam była oddać mieszkanie „dla dobra rodziny”?