„Jutro pakujecie swoje rzeczy i wychodzicie” – Historia polskiej matki, która w końcu wybrała siebie

– Jutro pakujecie swoje rzeczy i wychodzicie.

Słowa, które wypowiedziałam tamtej nocy, odbijają mi się echem w głowie do dziś. Stałam w kuchni, oparta o blat, z rękami drżącymi tak mocno, że aż musiałam je schować za plecami. Przede mną stał mój syn, Paweł, z twarzą czerwoną od gniewu i rozczarowania. Obok niego – jego żona, Aneta, która nawet nie próbowała ukryć pogardy w spojrzeniu.

– Mamo, chyba żartujesz? – Paweł podniósł głos. – Gdzie my pójdziemy? Przecież wiesz, że nie mamy pieniędzy na wynajem!

– To nie mój problem – odpowiedziałam cicho, ale stanowczo. – Próbowałam wszystkiego. Nie mogę już dłużej żyć w tym napięciu.

Aneta prychnęła. – No tak, bo przecież wszystko musi być po twojemu. Zawsze byłaś egoistką.

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale nie pozwoliłam im spłynąć. Przez ostatnie miesiące płakałam już wystarczająco dużo. Każdego dnia budziłam się z poczuciem winy i bezsilności. Odkąd Paweł i Aneta wrócili do mnie po tym, jak stracili pracę i mieszkanie w Warszawie, mój dom przestał być moją przystanią. Stał się polem bitwy.

Na początku myślałam, że to tylko chwilowe. Że pomogę im stanąć na nogi, a potem znów będę mogła oddychać pełną piersią. Ale z każdym tygodniem było coraz gorzej. Aneta nie szanowała moich zasad – zostawiała brudne naczynia w zlewie, paliła papierosy na balkonie mimo moich próśb, a kiedy zwracałam jej uwagę, odpowiadała mi złośliwościami. Paweł… Mój ukochany syn… On tylko patrzył na mnie z wyrzutem, jakbym była winna temu, że ich życie się posypało.

Pamiętam jedną z tych kłótni sprzed kilku tygodni:

– Mamo, Aneta jest w ciąży! – wykrzyczał Paweł pewnego wieczoru.

Zamarłam. Zamiast radości poczułam strach. Jak damy radę? Jak ja dam radę?

– To cudownie… – wydusiłam z siebie. – Ale musicie zacząć szukać pracy. Nie mogę was utrzymywać w nieskończoność.

Aneta spojrzała na mnie z pogardą:

– Może powinnaś być wdzięczna, że będziesz miała wnuka.

Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Zawsze marzyłam o wnukach, ale nie tak to sobie wyobrażałam. Nie w atmosferze wzajemnych pretensji i ciągłego napięcia.

Z czasem zaczęłam się wycofywać. Chodziłam do pracy wcześniej niż zwykle, wracałam później. Zamykałam się w swoim pokoju pod pretekstem zmęczenia. Czułam się jak intruz we własnym domu. Nawet mój kot, Felek, zaczął unikać salonu, gdzie Aneta godzinami oglądała seriale na moim telewizorze.

Pewnego dnia wróciłam z pracy i zobaczyłam Pawła siedzącego przy stole z pustym wzrokiem.

– Co się dzieje? – zapytałam ostrożnie.

– Nic… Po prostu… Aneta powiedziała, że nie chce tu dłużej mieszkać.

Poczułam ulgę i strach jednocześnie.

– To może czas coś zmienić? – zaproponowałam cicho.

Paweł spojrzał na mnie tak, jakby widział mnie pierwszy raz w życiu.

– Ty naprawdę chcesz się nas pozbyć?

Nie odpowiedziałam wtedy. Ale tej nocy, kiedy znów usłyszałam trzask drzwi i krzyk Anety: „Twoja matka to tyran!”, coś we mnie pękło.

Wyszłam z pokoju i powiedziałam to jedno zdanie: „Jutro pakujecie swoje rzeczy i wychodzicie.”

Następnego dnia dom był cichy jak nigdy wcześniej. Paweł nie odzywał się do mnie ani słowem podczas pakowania. Aneta rzucała mi spojrzenia pełne nienawiści. Kiedy zamknęły się za nimi drzwi, usiadłam na podłodze w przedpokoju i rozpłakałam się jak dziecko.

Przez kolejne dni czułam się jak potwór. W pracy nie mogłam się skupić, znajomi pytali o Pawła i Anetę, a ja tylko wzruszałam ramionami. W nocy budziłam się zlana potem, słysząc w głowie ich głosy: „Zawsze byłaś egoistką.”

Ale potem zaczęło do mnie docierać coś innego. Po raz pierwszy od miesięcy mogłam spokojnie wypić kawę na balkonie bez zapachu papierosów. Felek znów zaczął mruczeć na moich kolanach. Zaczęłam czytać książki przed snem i słuchać muzyki bez słuchawek.

Po kilku tygodniach Paweł zadzwonił.

– Mamo… Przepraszam za wszystko. Mamy pokój u znajomych. Szukam pracy…

Poczułam ulgę i ból jednocześnie.

– Kocham cię, synku – powiedziałam tylko.

Nie wiem, co będzie dalej. Może kiedyś mi wybaczą. Może ja sama sobie wybaczę.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy naprawdę miałam prawo wybrać siebie? Czy bycie matką oznacza poświęcenie aż do końca? A może czasem trzeba postawić granicę – nawet jeśli serce pęka na pół?