Teściowa, która stała się moim najlepszym przyjacielem: Historia Alicji i Ewy

— Nie mów tak o mojej matce! — Wojciech uderzył pięścią w stół, aż filiżanki podskoczyły jak żywe. — Całe życie dla nas się stara!

Stałam przy kuchence w szlafroku, z rozczochranymi włosami i chochlą w ręku. Właśnie próbowałam uratować przypalający się sos, kiedy Ewa — moja teściowa — weszła bez pukania. Znowu. Poczułam, jak narasta we mnie złość. — Stara się? — odwróciłam się gwałtownie do Wojtka. — Twoja mamusia znów wzięła klucze i przyszła bez zapowiedzi! Byłam w szlafroku, włosy w nieładzie, a ona już oceniającym wzrokiem patrzy na kuchnię!

Ewa stała w progu, z torbą pełną zakupów i tym swoim uśmiechem, który miał być ciepły, ale dla mnie był jak szpilka. — Alicjo, przyniosłam świeże warzywa z rynku. Widziałam, że ostatnio nie miałaś czasu na zakupy…

— Dziękuję, ale naprawdę daję sobie radę — odpowiedziałam chłodno. Wojtek spojrzał na mnie z wyrzutem.

— Przesadzasz — mruknął. — Mama tylko chce pomóc.

Wtedy poczułam się kompletnie sama. Od miesięcy miałam wrażenie, że jestem niewidzialna we własnym domu. Ewa pojawiała się nagle, poprawiała poduszki na kanapie, przestawiała naczynia w szafkach, a Wojtek… zawsze stawał po jej stronie.

Wieczorem płakałam w łazience. Czułam się jak intruz w swoim życiu. Przypomniałam sobie dzień ślubu — jak bardzo chciałam być częścią tej rodziny, a teraz miałam wrażenie, że jestem tylko dodatkiem do ich układu matka-syn.

Następnego dnia Ewa znów przyszła. Tym razem z ciastem drożdżowym. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, usiadła przy stole i zaczęła mówić:

— Wiesz, Alicjo… Ja też kiedyś byłam młodą żoną. Też miałam teściową, która wtrącała się we wszystko. Myślałam wtedy, że nigdy jej nie zrozumiem.

Zaskoczyła mnie tym wyznaniem. Usiadłam naprzeciwko niej, niepewna, czy to początek kolejnej krytyki.

— Ale wiesz co? — kontynuowała cicho. — Teraz widzę siebie w tobie. I chyba za bardzo chcę ci pomóc… Może czasem przesadzam.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy, aż Ewa wyciągnęła rękę i dotknęła mojej dłoni.

— Przepraszam, jeśli czujesz się osaczona. Chciałabym być dla ciebie wsparciem, a nie ciężarem.

Te słowa coś we mnie przełamały. Po raz pierwszy zobaczyłam w niej nie tylko teściową, ale kobietę z własnymi lękami i wspomnieniami.

Od tamtej rozmowy zaczęło się powoli zmieniać. Zaczęłyśmy rozmawiać o wszystkim: o pracy, o marzeniach z młodości, o tym, jak trudno jest czasem być żoną i matką.

Pewnego dnia zadzwonił telefon. To był mój tata — mama trafiła do szpitala po udarze. Byłam roztrzęsiona. Wojtek był wtedy na delegacji pod Poznaniem i nie mógł wrócić od razu. To Ewa pojechała ze mną do szpitala, trzymała mnie za rękę i powtarzała: „Będzie dobrze”.

Siedziałyśmy razem na plastikowych krzesłach pod salą intensywnej terapii. Ewa opowiadała mi o tym, jak sama straciła matkę i jak długo nie mogła sobie z tym poradzić. Płakałyśmy razem.

Po powrocie do domu Ewa została ze mną na noc. Gotowała rosół, sprzątała mieszkanie i po prostu była obok. Nie musiała nic mówić — jej obecność wystarczała.

Z czasem zaczęłyśmy spędzać ze sobą coraz więcej czasu. Chodziłyśmy razem na bazar po warzywa, piłyśmy kawę na balkonie i śmiałyśmy się z głupot w telewizji. Zauważyłam też zmianę w Wojtku — widział, że dogadujemy się coraz lepiej i sam zaczął być bardziej obecny w domu.

Ale nie wszystko było idealnie. Pewnego dnia pokłóciłyśmy się o drobiazg — o to, czy lepiej prać firanki ręcznie czy w pralce. Wybuchłam wtedy:

— Ewo! To moje mieszkanie! Pozwól mi robić rzeczy po swojemu!

Spojrzała na mnie smutno.

— Masz rację… Czasem zapominam, że już nie jestem gospodynią tego domu.

Przez chwilę milczałyśmy obie zawstydzone. Potem Ewa podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno.

— Przepraszam… Po prostu tak bardzo chcę być potrzebna.

Wtedy zrozumiałam coś ważnego: ona nie chciała mnie kontrolować — bała się być niepotrzebna, bała się samotności.

Od tej pory zaczęłyśmy ustalać zasady: dzwoniła przed wizytą, pytała o zdanie zanim coś zmieniła w kuchni czy salonie. Ja za to częściej prosiłam ją o radę lub pomoc — nawet jeśli wiedziałam, że poradzę sobie sama.

Dziś mogę powiedzieć z pełnym przekonaniem: Ewa stała się moją najlepszą przyjaciółką. To ona była przy mnie podczas najtrudniejszych chwil — kiedy straciłam pracę i kiedy urodził się nasz syn Staś. To ona nauczyła mnie cierpliwości i pokazała, że za każdą „trudną” osobą kryje się historia i potrzeba bliskości.

Czasem patrzę na nią i myślę: ile bym straciła, gdybym zamknęła przed nią serce? Czy potrafimy naprawdę zobaczyć drugiego człowieka — nawet jeśli na początku wydaje nam się obcy lub zagrażający? Może właśnie największe przyjaźnie rodzą się z konfliktów…