Zaczarowany sklep z używanymi rzeczami – opowieść o dorastaniu, stracie i nadziei
– Zofia, wracaj natychmiast do domu! – głos mamy rozbrzmiał na całej ulicy, a ja, stojąc z Basią i Kasią pod witryną sklepu z używanymi rzeczami, poczułam znajome ukłucie w żołądku. Znowu się spóźniłam. Ale jak mogłam odejść, skoro właśnie dziś w oknie pojawiła się nowa lalka – porcelanowa, z niebieskimi oczami i sukienką w drobne różyczki? Miała na sobie coś z innego świata. Patrzyła na mnie tak, jakby wiedziała o wszystkim, co dzieje się w moim domu.
Miałam wtedy jedenaście lat. Był początek listopada, a powietrze pachniało mokrymi liśćmi i dymem z kominów. Chodziłam do piątej klasy w podstawówce na Pradze, a świat wydawał mi się pełen tajemnic i nieodkrytych historii. Sklep pani Celiny był naszym azylem – miejscem, gdzie mogłyśmy być kim chciałyśmy. Każda rzecz miała swoją przeszłość: stare radio, które ponoć grało tylko smutne piosenki; sukienka z lat sześćdziesiątych, w której Basia wyglądała jak gwiazda filmowa; i ta lalka, która od dziś miała być moja.
– Zosiu, idziesz? – szepnęła Kasia, ciągnąc mnie za rękaw. – Twoja mama już się denerwuje.
Wiedziałam, że powinnam wracać. W domu czekał na mnie tata – od kilku miesięcy coraz bardziej nieobecny, zamknięty w swoim świecie po utracie pracy. Mama była nerwowa, krzyczała o byle co. Często słyszałam ich kłótnie przez cienkie ściany naszego mieszkania. Sklep pani Celiny był jedynym miejscem, gdzie mogłam zapomnieć o tym wszystkim.
Tego dnia nie wytrzymałam. Po raz pierwszy odważyłam się wejść do środka sama. Dzwonek nad drzwiami zadźwięczał cicho, a pani Celina spojrzała na mnie znad gazety.
– Dzień dobry, Zosiu. Co cię dziś sprowadza?
– Ta lalka… – wyszeptałam nieśmiało.
Pani Celina uśmiechnęła się tajemniczo.
– Wiesz, że każda rzecz tutaj ma swoją historię? Ta lalka należała kiedyś do dziewczynki, która bardzo tęskniła za swoim tatą. Może dlatego tak ci się spodobała?
Poczułam łzy napływające do oczu. Czy pani Celina wiedziała o moim tacie? O tym, że od miesięcy nie potrafię z nim rozmawiać?
– Mogę ją potrzymać?
– Oczywiście. Ale pamiętaj: rzeczy mają duszę. Trzeba o nie dbać i słuchać tego, co chcą powiedzieć.
Wzięłam lalkę do rąk. Była ciężka i zimna. Przez chwilę wydawało mi się, że naprawdę coś do mnie mówi – szeptem, którego nie mogłam zrozumieć.
Wróciłam do domu późno. Mama czekała w kuchni, zmartwiona i rozgniewana jednocześnie.
– Gdzie byłaś? Ile razy mam ci powtarzać…
Nie odpowiedziałam. Pobiegłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Przytuliłam lalkę do piersi i płakałam długo w poduszkę.
Następne dni były coraz trudniejsze. Tata coraz częściej wychodził z domu bez słowa, mama płakała po nocach. W szkole zaczęły się plotki – ktoś widział mojego tatę pod sklepem monopolowym. Basia i Kasia próbowały mnie pocieszać, ale czułam się coraz bardziej samotna.
Pewnego popołudnia znów poszłyśmy do sklepu pani Celiny. Tym razem Basia znalazła starą pozytywkę.
– Posłuchajcie! – zakręciła korbką i rozległa się cicha melodia.
Wtedy pani Celina podeszła do nas i powiedziała coś dziwnego:
– Każda z was nosi w sobie jakąś tajemnicę. Ten sklep jest miejscem dla takich dziewczyn jak wy – zagubionych, ale silnych.
Zastanowiło mnie to bardzo. Czy naprawdę jesteśmy silne? Czy tylko udajemy przed światem?
Wkrótce wydarzyło się coś, co zmieniło wszystko. Pewnej nocy tata nie wrócił do domu. Mama dzwoniła po szpitalach i na policję. Przez kilka dni żyliśmy w zawieszeniu – ja, mama i cisza w mieszkaniu.
Wtedy zaczęłam codziennie chodzić do sklepu pani Celiny. Siadałam na podłodze między starymi książkami i słuchałam opowieści o przedmiotach: o pierścionku zgubionym przez zakochaną kobietę; o zegarze, który zatrzymał się dokładnie w chwili czyjejś śmierci; o lustrze, które pokazuje nie tylko twarz, ale i duszę człowieka.
Któregoś dnia pani Celina zapytała:
– Czego najbardziej się boisz?
Nie potrafiłam odpowiedzieć od razu. Ale po chwili wyszeptałam:
– Że już nigdy nie będzie tak jak dawniej.
Pani Celina przytuliła mnie mocno.
– Czasami trzeba pozwolić odejść temu, co było. Tylko wtedy można zrobić miejsce na coś nowego.
Po tygodniu tata wrócił. Był zmieniony – smutny, zmęczony, ale jakby bardziej obecny niż wcześniej. Przeprosił nas obie i obiecał spróbować jeszcze raz. Nie wierzyłam mu wtedy do końca, ale chciałam wierzyć.
Lalka z magicznego sklepu stała się moim talizmanem. Trzymałam ją przy łóżku przez całą zimę. Za każdym razem, gdy czułam strach albo smutek, przypominałam sobie słowa pani Celiny: rzeczy mają duszę – ale to my decydujemy, jaką historię im opowiemy.
Dziś jestem dorosła i często wracam myślami do tamtego sklepu na Pradze. Już go nie ma – kamienicę wyburzono kilka lat temu pod nową inwestycję. Ale czasem wydaje mi się, że jeśli zamknę oczy i wsłucham się w ciszę, znów usłyszę dźwięk pozytywki albo cichy szept porcelanowej lalki.
Czy to miejsce naprawdę było magiczne? A może magia była w nas samych – w naszej przyjaźni i odwadze? Czasami zastanawiam się: ile takich zaczarowanych sklepów mijamy codziennie, nawet ich nie zauważając?