Zdrada w stołówce: Ile naprawdę kosztuje zaufanie?

– Michał, weź mi też schabowego, oddam ci potem, dobra? – usłyszałem głos Tomka, gdy już stałem w kolejce do stołówki. Zawsze miałem miękkie serce do ludzi, zwłaszcza do tych, z którymi dzieliłem codzienny trud na hali. Tomek był jednym z tych, którzy potrafili rozbawić całą zmianę, ale też jednym z tych, którzy zawsze coś zapominali – a to portfela, a to karty do szafki.

Zamówiłem dwa obiady, zapłaciłem i wróciłem do stolika. Tomek już tam siedział, opowiadając coś reszcie ekipy. Podałem mu talerz i usiadłem obok.

– Dzięki, stary! – rzucił z uśmiechem. – Oddam ci po przerwie, bo teraz nie mam drobnych.

Machnąłem ręką. – Spoko, nie śpieszy się.

Ale w środku czułem ukłucie niepokoju. To nie pierwszy raz. Zawsze oddawał, ale zawsze po czasie, zawsze z jakimś tłumaczeniem. Może to drobiazg, ale zaczęło mnie to męczyć.

Po przerwie wróciliśmy na halę. Praca szła jak zwykle – hałas maszyn, zapach smaru i potu, rutyna. Ale gdzieś z tyłu głowy cały czas miałem tę myśl: czy tym razem odda? Czy znowu będę musiał się upominać?

Minęły dwa dni. Tomek jakby unikał mojego wzroku. W końcu podszedłem do niego podczas zmiany.

– Słuchaj, pamiętasz o tym obiedzie?

Spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem.

– O kurde, zapomniałem! Wiesz co, oddam ci jutro, bo dzisiaj znowu nie mam przy sobie gotówki.

Westchnąłem ciężko. – Dobra, ale wiesz… to już nie pierwszy raz.

Wzruszył ramionami i odszedł. Poczułem się jak idiota. Przecież to tylko dwadzieścia złotych, ale chodziło o coś więcej. O zasadę. O zaufanie.

Wieczorem opowiedziałem o wszystkim żonie.

– Michał, ty zawsze wszystkim ufasz – powiedziała Magda, nalewając mi herbaty. – A potem się dziwisz, że ludzie to wykorzystują.

– Ale przecież to koledzy z pracy…

– Koledzy? Czy tylko ludzie, z którymi musisz wytrzymać osiem godzin dziennie?

Nie spałem tej nocy dobrze. Przewracałem się z boku na bok, analizując każdą sytuację, w której ktoś mnie wykorzystał. Przypomniało mi się, jak kiedyś pożyczyłem Darkowi pieniądze na naprawę samochodu i nigdy ich nie zobaczyłem. Jak Anka obiecała pomóc mi zamienić się na zmianę, a potem udawała, że zapomniała.

Rano w pracy Tomek znów mnie unikał. W końcu złapałem go przy automacie z kawą.

– Słuchaj, Tomek – powiedziałem cicho – ja naprawdę nie chcę się upominać o te pieniądze co chwilę. To głupio wygląda.

Spojrzał na mnie chłodno.

– Michał, nie przesadzaj. To tylko dwie dychy. Co ty, biedny jesteś?

Zatkało mnie. Poczułem gorąco na twarzy i ścisk w żołądku.

– Nie chodzi o kasę – wycedziłem przez zęby – tylko o to, że umawiamy się na coś i tego nie dotrzymujesz.

Wzruszył ramionami i odszedł bez słowa.

Przez resztę dnia czułem się jak intruz we własnym zespole. Ludzie patrzyli na mnie ukradkiem, szeptali coś między sobą. Wiedziałem już – Tomek opowiedział swoją wersję historii. Pewnie zrobił ze mnie sknerę albo donosiciela.

Po pracy podszedł do mnie Andrzej, najstarszy pracownik na zmianie.

– Michał, nie przejmuj się tym gówniarzem – powiedział cicho. – On zawsze taki był. Każdego kiedyś oszukał.

– Ale ja… chciałem wierzyć, że ludzie są lepsi – odpowiedziałem bezradnie.

Andrzej poklepał mnie po ramieniu.

– W tej robocie trzeba mieć twardą skórę i miękkie serce tylko dla tych, którzy na to zasługują.

Wróciłem do domu zmęczony jak nigdy. Magda spojrzała na mnie ze współczuciem.

– I co teraz zrobisz?

– Nie wiem… Chyba muszę przestać być naiwny. Ale boję się, że jak zamknę się na ludzi, to zostanę sam.

Wieczorem długo siedziałem przy oknie, patrząc na światła miasta i zastanawiając się nad swoim życiem. Ile razy jeszcze dam się oszukać? Czy warto ufać ludziom w świecie, gdzie każdy myśli tylko o sobie?

Może to tylko dwadzieścia złotych za schabowego… Ale dla mnie to cena za lekcję o zaufaniu i rozczarowaniu.

Czy naprawdę musimy wybierać między byciem dobrym człowiekiem a byciem naiwnym? A może są jeszcze ludzie warci naszego zaufania?