Kiedy teściowa dzwoni o 17:00: Czy jestem złą matką, czy tylko złą synową?
– Znowu nie odebrałaś na czas, Marto. Czy ty w ogóle wiesz, co to znaczy być odpowiedzialną matką? – głos teściowej rozbrzmiał w słuchawce, zanim zdążyłam powiedzieć „cześć”. Stałam w kuchni, z rękami mokrymi od mycia naczyń, a w tle rozlegał się płacz mojej czteroletniej córki, Zosi. Była 17:00, pora, kiedy dom zamienia się w pole bitwy: kolacja, kąpiel, bajka, a potem negocjacje o jeszcze pięć minut zabawy.
– Przepraszam, właśnie kąpałam Zosię – odpowiedziałam cicho, próbując nie dopuścić do głosu narastającej frustracji.
– Wiesz, ja zawsze miałam wszystko pod kontrolą. Twój mąż nigdy nie chodził głodny ani brudny. Może powinnaś bardziej się postarać? – westchnęła ciężko, jakby dźwigała na barkach cały świat.
Zacisnęłam zęby. To nie był pierwszy raz. Od kiedy wyszłam za Tomka, jej syna, czułam się jak aktorka na scenie, która nigdy nie dostaje owacji na stojąco. Zawsze coś było nie tak: za słona zupa, za późno położone dziecko spać, za mało ciepłych swetrów w szafie Zosi. Nawet sposób, w jaki śmiałam się przy stole, wydawał się jej podejrzany.
– Mamo Tomka, naprawdę się staram – powiedziałam, choć wiedziałam, że to niczego nie zmieni.
– Starasz się? To nie wystarczy. Dzieci czują, kiedy matka jest rozkojarzona. A ja widzę po Zosi, że jest nerwowa. Może powinnaś mniej pracować?
Zamilkłam. Praca była moją odskocznią. Po urlopie macierzyńskim wróciłam na pół etatu do biura rachunkowego. Lubiłam to – liczby były przewidywalne, w przeciwieństwie do ludzi. Ale dla teściowej to był dowód mojej nieudolności.
W tle usłyszałam trzask drzwi – Tomek wrócił z pracy. Zosia rzuciła się mu na szyję, a ja poczułam ukłucie zazdrości. On był bohaterem dnia, ja – tą złą policjantką.
– Marta, kto dzwoni? – zapytał Tomek, zdejmując buty.
– Twoja mama – odpowiedziałam szeptem.
– Daj mi ją – westchnął i przejął słuchawkę. Słuchałam ich rozmowy kątem ucha. Był spokojny, cierpliwy. Mówił „tak, mamo”, „masz rację”, „Marta się stara”. Ale wiedziałam, że to tylko gra pozorów. Po rozmowie spojrzał na mnie bezradnie.
– Wiesz, ona już taka jest…
– A ja już taka jestem? – przerwałam mu ostro. – Wiecznie niewystarczająca?
Tomek spuścił wzrok. – Nie o to chodzi…
Ale właśnie o to chodziło. Każdego dnia balansowałam na linie między byciem dobrą matką a dobrą synową. Czułam się rozdarta – jakby każda decyzja była z góry skazana na porażkę.
Wieczorem usiadłam przy łóżku Zosi. Gładziłam jej włosy i patrzyłam na jej spokojną twarz. Czy naprawdę była taka nerwowa? Czy to ja byłam winna jej złym dniom?
Następnego dnia teściowa przyszła bez zapowiedzi. Przyniosła słoik ogórków i torbę z ubrankami po kuzynce Zosi.
– Marta, musimy porozmawiać – zaczęła od progu.
Serce mi zamarło. Wiedziałam już, co usłyszę: że powinnam gotować więcej domowych obiadów, że Zosia powinna mieć cieplejszą czapkę i że Tomek wygląda na zmęczonego.
– Mamo Tomka… – zaczęłam niepewnie.
– Nie przerywaj mi – ucięła ostro. – Ja wiem, że mnie nie lubisz. Ale ja chcę dobrze dla mojego wnuczka i mojego syna.
Poczułam łzy pod powiekami. – Ja też chcę dobrze… Ale czasem mam wrażenie, że cokolwiek zrobię, to i tak będzie źle.
Teściowa spojrzała na mnie uważnie po raz pierwszy od dawna. – Może za bardzo się wtrącam… Ale boję się o was wszystkich. Tomek był moim jedynym dzieckiem po śmierci ojca…
Zamilkłyśmy na chwilę. W tej ciszy było więcej prawdy niż w tysiącu słów.
– Może powinniśmy spróbować inaczej? – zaproponowałam cicho. – Może mogłaby pani czasem po prostu zapytać mnie, jak się czuję?
Teściowa wzruszyła ramionami. – Nie umiem inaczej… Ale mogę spróbować.
Tego wieczoru długo rozmawiałam z Tomkiem. O tym, jak trudno być matką i synową jednocześnie. O strachu przed oceną i o tym, jak bardzo chciałabym być po prostu wystarczająca.
Czasem myślę: czy można być dobrą matką i jednocześnie nie spełniać oczekiwań rodziny męża? Czy muszę wybierać między własnym szczęściem a akceptacją innych? Może wy też znacie ten lęk przed byciem „nie dość dobrą”? Jak sobie z nim radzicie?