Miłość, która przegrała z matką – historia o wyborach, których nie da się cofnąć
– Znowu? – wyszeptałam przez zaciśnięte zęby, patrząc jak Paweł po raz kolejny odkłada widelec i sięga po telefon. Wiedziałam już, co usłyszę. „Mama dzwoni, muszę odebrać.” W tej chwili nawet nie próbowałam ukryć rozczarowania. Nasza kolacja, którą przygotowywałam od rana, znów zeszła na dalszy plan. Paweł był moim mężem od dwóch lat, ale czasem miałam wrażenie, że jestem tylko dodatkiem do jego życia – dodatkiem, który zawsze przegrywa z jego matką.
Z Anią przyjaźniłyśmy się od podstawówki. Razem przeżywałyśmy pierwsze miłości, pierwsze rozczarowania i wspólne marzenia o wielkim świecie. Kiedy dostałyśmy się na studia w Poznaniu, czułyśmy się jak królowe życia. Wynajęłyśmy małe mieszkanie na Jeżycach i snułyśmy plany na przyszłość. To właśnie wtedy poznałam Pawła – przystojnego, inteligentnego chłopaka z sąsiedztwa. Był inny niż wszyscy: czuły, troskliwy, zawsze gotowy pomóc. Zakochałam się bez pamięci.
Wszystko zaczęło się jak bajka – od niespodziewanego spadku po mojej babci. Dostałam niewielki domek pod Poznaniem. To była szansa na nowe życie: własny kąt, ogród, miejsce na rodzinę. Paweł był zachwycony. Przeprowadziliśmy się zaraz po ślubie. Myślałam, że teraz już nic nie stanie nam na drodze do szczęścia.
Ale wtedy pojawiła się ona – teściowa. Pani Jadwiga od początku dawała mi do zrozumienia, że nie jestem wystarczająco dobra dla jej syna. „Paweł zawsze lubił domowe pierogi, a ty nawet nie wiesz, jak się je lepi” – mówiła z uśmiechem, który miał być uprzejmy, ale czułam w nim ukrytą pogardę. Paweł śmiał się z jej żartów i powtarzał: „Mama żartuje, nie przejmuj się”.
Z czasem jej wizyty stawały się coraz częstsze. Najpierw raz w tygodniu, potem co drugi dzień. W końcu zaczęła przychodzić codziennie – niby tylko na kawę, ale zawsze kończyło się na krytykowaniu mojego gotowania, sprzątania czy nawet sposobu wychowywania naszego kota. Paweł nigdy jej nie upominał. Wręcz przeciwnie – bronił jej za każdym razem.
Pewnego dnia Ania przyszła do mnie zapłakana. Jej chłopak zostawił ją dla innej. Siedziałyśmy razem na tarasie, piłyśmy herbatę i rozmawiałyśmy o życiu. „Wiesz co? Zazdroszczę ci” – powiedziała nagle. „Masz dom, męża… Wszystko ci się układa.” Uśmiechnęłam się smutno. Nie miałam serca powiedzieć jej prawdy.
Najgorsze przyszło kilka miesięcy później. Moja mama zachorowała na raka. Potrzebowała mojej pomocy – musiałam jeździć do niej do Gniezna kilka razy w tygodniu. Prosiłam Pawła o wsparcie: „Możesz zostać ze mną u mamy przez weekend? Potrzebuję cię.” Spojrzał na mnie bezradnie: „Nie mogę, mama zaprosiła mnie na obiad. Obiecałem jej już tydzień temu.” Poczułam wtedy, jakby ktoś wyciągnął mi serce z piersi.
Zaczęliśmy się kłócić coraz częściej. Każda rozmowa kończyła się tym samym: „Przesadzasz”, „Moja mama chce tylko dobrze”, „Nie rozumiesz jej”. Czułam się coraz bardziej samotna we własnym domu.
W międzyczasie Ania zaczęła spotykać się z nowym chłopakiem – Michałem. Była szczęśliwa jak nigdy wcześniej. Cieszyłam się jej szczęściem, ale jednocześnie czułam ukłucie zazdrości. Dlaczego ona potrafiła ułożyć sobie życie na nowo, a ja tkwiłam w martwym punkcie?
Pewnego wieczoru wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. W kuchni siedziała teściowa i Paweł. Rozmawiali szeptem. Kiedy weszłam, oboje zamilkli.
– O czym rozmawiacie? – zapytałam podejrzliwie.
Paweł spuścił wzrok.
– Mama uważa, że powinniśmy sprzedać dom i zamieszkać bliżej niej – powiedział cicho.
– Co? Przecież to mój dom! – wybuchłam.
Teściowa spojrzała na mnie z wyższością:
– Dziecko, Paweł zawsze był przywiązany do rodziny. Ty tego nie rozumiesz.
Wybiegłam z domu i zadzwoniłam do Ani.
– Nie mogę już tak żyć – płakałam do słuchawki.
– Musisz postawić granice – poradziła mi Ania. – Albo on wybierze ciebie, albo swoją matkę.
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Pawłem szczerze.
– Musisz wybrać – powiedziałam drżącym głosem. – Albo ja i nasz dom, albo twoja matka i jej oczekiwania.
Patrzył na mnie długo w milczeniu.
– Nie mogę zostawić mamy samej – odpowiedział w końcu.
To był koniec naszego małżeństwa.
Wyprowadziłam się do Ani na kilka tygodni. Pomogła mi stanąć na nogi, znaleźć nową pracę i odzyskać wiarę w siebie. Paweł został z matką – podobno zamieszkali razem w nowym mieszkaniu w centrum Poznania.
Czasami mijam ich przypadkiem na ulicy. Paweł wygląda na zmęczonego i przygaszonego. Teściowa trzyma go pod rękę jak małego chłopca.
Często zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy miłość naprawdę wystarczy, by pokonać wszystko? A może są granice, których nie powinno się przekraczać nawet dla najbliższych?