Moja siostra poprosiła mnie o zamianę mieszkań, bo spodziewała się dziecka — od tej chwili nic już nie było takie samo

– Anka, musisz mi pomóc. Proszę cię, nie odmawiaj – głos mojej siostry, Magdy, drżał po drugiej stronie słuchawki. Był środek listopada, szare popołudnie, a ja właśnie wróciłam z pracy i marzyłam tylko o kubku herbaty i ciszy. Zamiast tego usłyszałam słowa, które miały zmienić wszystko.

– O co chodzi? – zapytałam, próbując ukryć irytację. Magda nigdy nie dzwoniła bez powodu.

– Jestem w ciąży. Z Kubą. Wiesz… nie planowaliśmy tego, ale… – urwała na chwilę. – Nasze mieszkanie jest za małe. Ty masz dwa pokoje, balkon, windę… Czy moglibyśmy się zamienić? Przynajmniej na rok?

Poczułam, jak serce wali mi w piersi. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Moje mieszkanie na Mokotowie było moją twierdzą. Pracowałam na nie latami, oszczędzałam każdy grosz, rezygnowałam z wakacji i przyjemności. Magda zawsze miała łatwiej – rodzice pomagali jej finansowo, a ja byłam tą „samodzielną”.

– Magda… To nie jest takie proste – wyszeptałam.

– Anka, proszę cię! To tylko rok! Ty i tak jesteś sama, a my naprawdę nie damy rady w naszej klitce…

Zamilkłam. W głowie kłębiły mi się wspomnienia z dzieciństwa: jak Magda dostawała nowe ubrania, a ja nosiłam po niej; jak rodzice zawsze ją usprawiedliwiali, bo była „delikatniejsza”. Zawsze musiałam być silna.

– Muszę się zastanowić – powiedziałam w końcu i rozłączyłam się.

Przez kolejne dni nie mogłam spać. W pracy byłam rozkojarzona, szefowa zwróciła mi uwagę na błędy w raportach. Wieczorami patrzyłam na swoje mieszkanie – na książki poukładane według kolorów, na zdjęcia z podróży, na ulubiony fotel przy oknie. Miałam to wszystko oddać? Dla Magdy?

Mama zadzwoniła dwa dni później.

– Aniu, Magda mówiła mi o wszystkim. Wiesz, ona naprawdę potrzebuje pomocy. Jesteś jej starszą siostrą…

– Mamo, ja też mam swoje życie! – wybuchłam. – Nikt mnie nigdy o nic nie prosił, tylko wymagał!

– Nie przesadzaj. Zawsze byłaś rozsądna. Magda jest w trudnej sytuacji…

Poczułam znajome ukłucie żalu. Znów to samo: ja mam być tą odpowiedzialną.

Wieczorem przyszła Magda. Miała podpuchnięte oczy i trzymała się za brzuch.

– Anka… Ja wiem, że to dużo proszę. Ale ja się boję. Kuba pracuje po nocach, a ja… Ja nie wiem, czy dam radę sama z dzieckiem w tym naszym mieszkaniu bez windy…

Patrzyłam na nią długo. Widziałam w niej tę samą dziewczynkę, która kiedyś płakała po rozbitym kolanie i zawsze dostawała ode mnie plasterek.

– A co ze mną? – zapytałam cicho. – Czy ktoś kiedyś zapytał mnie, czego chcę?

Magda spuściła głowę.

– Przepraszam – wyszeptała.

W końcu się zgodziłam. Przeprowadzka była koszmarem. Moje rzeczy ledwo mieściły się w jej kawalerce na Bródnie. Sąsiedzi patrzyli na mnie jak na intruza. Każdego dnia czułam narastającą frustrację i żal.

Rodzina była zachwycona: „Anka taka dobra”, „Anka zawsze pomoże”. Tylko ja czułam się coraz bardziej samotna.

Po kilku miesiącach Magda zaczęła rzadziej dzwonić. Zajęta dzieckiem, nowym życiem w moim mieszkaniu. Ja siedziałam wieczorami w ciasnej kuchni i płakałam w poduszkę.

Pewnego dnia spotkałam sąsiadkę Magdy.

– Pani siostra to ma szczęście! Takie ładne mieszkanie dostać! – powiedziała z uśmiechem.

Poczułam ukłucie zazdrości i gniewu.

W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do Magdy.

– Kiedy się zamieniamy z powrotem? – zapytałam stanowczo.

– Anka… Myśleliśmy z Kubą… Może moglibyśmy zostać tu dłużej? Mały już chodzi, a tam jest tak ciasno…

Zaniemówiłam.

– To miało być na rok! – krzyknęłam.

– Ale przecież tobie tam też jest dobrze…

Rozłączyłam się bez słowa. Po raz pierwszy poczułam prawdziwą wściekłość na Magdę i całą rodzinę.

Od tamtej pory nasze relacje się ochłodziły. Mama próbowała mediować, ale ja już nie chciałam słuchać jej tłumaczeń. Czułam się zdradzona przez wszystkich.

Minęły dwa lata. Nadal mieszkam na Bródnie. Magda nie oddała mi mieszkania. Rodzina udaje, że nic się nie stało. Ja nauczyłam się żyć z żalem i pustką po stracie swojego miejsca na ziemi.

Czasem zastanawiam się: czy warto było poświęcić siebie dla innych? Czy rodzina naprawdę powinna wymagać od nas aż tyle? A może to ja jestem egoistką? Co wy byście zrobili na moim miejscu?