Włożyłam do prania jego marynarkę. W kieszeni znalazłam rachunek, którego nie dało się wytłumaczyć…

Najpierw wyczułam pod palcami coś twardego, gładką tekturę grubszą niż paragon z piekarni. Wyciągnęłam z wewnętrznej kieszeni marynarki złożoną na trzy części kartkę. Logo na górze – butikowy hotel nad rzeką, taki od „weekendów we dwoje”. Poniżej: Pakiet „Love Story” – apartament, późne wymeldowanie, kolacja degustacyjna dla dwóch osób, butelka prosecco do pokoju, śniadania x2. Data: zeszły miesiąc.

Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Stałam w naszej łazience, wśród zapachu proszku do prania i wilgotnych ręczników, a świat nagle zwęził się do tej jednej kartki. Przez chwilę miałam nadzieję, że to jakiś głupi żart, pomyłka, może prezent dla kogoś z pracy? Ale przecież znam ten hotel – to miejsce, o którym kiedyś rozmawialiśmy, marząc o wspólnym wyjeździe, na który nigdy nie było czasu.

– Mamo! Gdzie są moje legginsy? – krzyknęła Zosia z pokoju obok.

– Zaraz ci przyniosę! – odpowiedziałam automatycznie, chowając rachunek do kieszeni dresów. Ręce mi się trzęsły. Przez cały dzień chodziłam jak w transie. Michał wrócił późno, jak zwykle ostatnio. Znowu tłumaczył się nadgodzinami i nowym projektem w firmie.

Wieczorem siedzieliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole. On przeglądał coś na telefonie, ja udawałam, że czytam bajkę Zosi. W końcu nie wytrzymałam.

– Michał… – zaczęłam cicho.

Podniósł wzrok znad ekranu.

– Tak?

– Byłeś ostatnio w hotelu nad Wisłą?

Zamarł na sekundę. Widziałam to. Oczy mu pociemniały, usta zacisnęły się w cienką linię.

– O co ci chodzi?

Wyciągnęłam rachunek i położyłam go na stole między nami. Przez chwilę patrzył na niego bez słowa. Potem westchnął ciężko.

– To nie tak, jak myślisz…

– To powiedz mi, jak jest – przerwałam mu ostro.

Zosia przyszła do kuchni i przytuliła się do mnie. Michał spojrzał na nią i spuścił wzrok.

– Porozmawiamy później – powiedział cicho.

Całą noc nie spałam. Przewracałam się z boku na bok, słysząc jego ciche kroki w salonie. Nad ranem usiadł na brzegu łóżka.

– Przepraszam – powiedział. – To był błąd. Nie wiem, co się ze mną stało…

Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody.

– Z kim? – zapytałam głucho.

Milczał długo.

– Z Anką z pracy. To był tylko jeden raz…

Zacisnęłam pięści tak mocno, że aż zabolało. Przed oczami stanęły mi wszystkie nasze wspólne chwile: ślub w małym kościele pod Warszawą, narodziny Zosi, pierwsze mieszkanie na kredyt…

– Dlaczego? – wyszeptałam.

– Nie wiem… Byłem zmęczony, czułem się niewidzialny… Ty ciągle zajęta domem i Zosią… W pracy Anka mnie słuchała, śmiała się z moich żartów… To był impuls…

Wstałam i wyszłam do łazienki. Zamknęłam drzwi i rozpłakałam się jak dziecko. Nie wiedziałam, co robić. Z jednej strony chciałam go wyrzucić z domu, z drugiej – bałam się zostać sama z dzieckiem i kredytem na karku.

Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Michał próbował rozmawiać, tłumaczyć się, prosić o drugą szansę. Ja nie potrafiłam mu wybaczyć. Każde spojrzenie bolało jak ukłucie szpilki.

Mama zadzwoniła któregoś wieczoru.

– Coś się stało? Słyszę po głosie…

Nie wytrzymałam i wszystko jej powiedziałam. Milczała długo.

– Dziecko… To twoje życie. Ale pamiętaj – nie jesteś sama. Jeśli będziesz chciała wrócić do nas na wieś z Zosią, drzwi są otwarte.

Poczułam ulgę i jeszcze większy ból jednocześnie. Czy naprawdę miałabym rzucić wszystko i zacząć od nowa?

Zosia coraz częściej pytała:

– Mamo, dlaczego tata śpi w salonie?

Nie umiałam jej odpowiedzieć.

Któregoś dnia Michał przyniósł bukiet tulipanów i list.

„Wiem, że zawiodłem twoje zaufanie. Kocham cię i chcę naprawić to, co zepsułem. Proszę, daj mi szansę.”

Patrzyłam na te słowa i czułam tylko pustkę. Czy można odbudować coś, co zostało tak brutalnie zniszczone?

Wieczorem usiedliśmy razem przy stole.

– Chcę spróbować terapii dla par – powiedział Michał cicho. – Jeśli tylko ty też będziesz chciała…

Spojrzałam mu w oczy. Widziałam w nich strach i nadzieję jednocześnie.

– Nie wiem… Potrzebuję czasu – odpowiedziałam szczerze.

Minęły tygodnie. Chodziliśmy na terapię, rozmawialiśmy godzinami o tym, co poszło nie tak. Były dni lepsze i gorsze. Czasem myślałam o tym hotelu nad rzeką i czułam wściekłość tak wielką, że miałam ochotę wszystko rzucić i uciec jak najdalej.

Ale była też Zosia – nasza córka, która zasługiwała na szczerość i bezpieczeństwo.

Dziś mija rok od tamtego dnia. Nadal nie wiem, czy potrafię mu całkowicie wybaczyć. Ale wiem jedno: już nigdy nie będę udawać, że wszystko jest dobrze tylko po to, żeby zachować pozory.

Czy można odbudować zaufanie po zdradzie? Czy lepiej walczyć o rodzinę czy zacząć od nowa? Czasem zastanawiam się: ile jesteśmy w stanie wybaczyć dla miłości?