Po 20 latach razem, on odszedł: wybierając samotność zamiast drugiego małżeństwa
Stałam w kuchni, patrząc na krople deszczu spływające po szybie. Każda kropla przypominała mi o łzach, które wylewałam przez ostatnie miesiące. „Mamo, co robisz?” – głos Hani wyrwał mnie z zamyślenia. Moja córka zawsze miała talent do wyczuwania, kiedy coś jest nie tak. „Nic, kochanie. Po prostu myślę” – odpowiedziałam, próbując uśmiechnąć się przez ból.
Dwudziestu lat nie da się tak po prostu wymazać z pamięci. Józef był moją pierwszą miłością. Poznaliśmy się w liceum w Krakowie. Był wysokim, przystojnym chłopakiem z klasy matematycznej, a ja byłam nieśmiałą dziewczyną z klasy humanistycznej. Nasze drogi skrzyżowały się na szkolnej dyskotece. Pamiętam, jak poprosił mnie do tańca przy piosence „Czas nas uczy pogody”. To był początek naszej wspólnej historii.
Ślub wzięliśmy zaraz po maturze. Miałam na sobie białą suknię, którą uszyła mi babcia. Byłam pełna nadziei i marzeń o wspólnej przyszłości. Przez lata budowaliśmy nasze życie, dom, rodzinę. Narodziny Hani były jednym z najpiękniejszych momentów naszego życia. Józef był wspaniałym ojcem i mężem… do czasu.
Zaczęło się niewinnie. Dłuższe godziny w pracy, częstsze wyjazdy służbowe. Tłumaczył to potrzebą zapewnienia nam lepszego życia. Ale ja czułam, że coś jest nie tak. Pewnego dnia znalazłam w jego telefonie wiadomość od kobiety o imieniu Marta. „Dziękuję za wczorajszą noc” – przeczytałam i poczułam, jak świat wali mi się na głowę.
Konfrontacja była bolesna. „To tylko przyjaciółka” – tłumaczył się Józef, ale ja wiedziałam swoje. Po miesiącach kłótni i prób ratowania naszego małżeństwa, podjął decyzję o odejściu. „Nie mogę dłużej żyć w kłamstwie” – powiedział pewnego wieczoru, pakując walizki.
Zostałam sama z Hanią i pustym domem pełnym wspomnień. Przez długi czas nie mogłam się pozbierać. Każdy kąt przypominał mi o Józefie i naszej przeszłości. Ale życie toczyło się dalej.
Kilka lat później poznałam Bryna na spotkaniu autorskim w Warszawie. Był pisarzem z pasją do życia i uśmiechem, który potrafił rozjaśnić nawet najciemniejszy dzień. Zaczęliśmy się spotykać i szybko staliśmy się sobie bliscy. Bryn był inny niż Józef – bardziej spontaniczny, otwarty na świat.
Jednak mimo uczucia, które nas łączyło, wiedziałam, że nie chcę ponownie wychodzić za mąż. Może to strach przed kolejnym rozczarowaniem, a może po prostu nauczyłam się cenić swoją niezależność. Hania często żartuje: „Mamo, boisz się znów założyć białą suknię?” Może ma rację.
Czasem zastanawiam się, czy mogłam zrobić coś inaczej, by uratować moje pierwsze małżeństwo. Czy mogłam być lepszą żoną? Ale potem przypominam sobie słowa mojej babci: „Nie można zmusić kogoś do miłości”.
Teraz żyję dniem dzisiejszym, ciesząc się chwilami spędzonymi z Hanią i Brynem. Życie nauczyło mnie, że czasem trzeba pozwolić odejść przeszłości, by móc zacząć nowy rozdział.
Czy warto było przejść przez ten ból, by odnaleźć siebie na nowo? Czy samotność jest ceną za niezależność? Może nigdy nie znajdę odpowiedzi na te pytania.