„Nie chcę być twoją córką!” – historia o tym, jak jedno zdanie potrafi złamać serce matki

– Nienawidzę cię! – Ola rzuciła plecak na podłogę i spojrzała na mnie z takim gniewem, jakiego nie widziałam nigdy wcześniej. Stałam w progu kuchni, z rękami wciąż mokrymi od zmywania naczyń. W tle słychać było cichy szum telewizora, a zza drzwi dobiegał stłumiony kaszel mojego męża. Przez chwilę miałam wrażenie, że czas się zatrzymał.

– Ola, proszę cię… – zaczęłam cicho, ale ona już była na schodach. – Nie chcę być twoją córką! – krzyknęła jeszcze i zatrzasnęła drzwi do swojego pokoju.

Usiadłam przy stole i poczułam, jak łzy same napływają mi do oczu. To nie był pierwszy raz, kiedy się pokłóciłyśmy, ale nigdy nie padły takie słowa. Przez chwilę miałam ochotę po prostu wyjść z domu i nigdy nie wrócić. Ale wiedziałam, że nie mogę. Muszę być silna – dla niej, dla siebie, dla naszego syna Kuby.

Mój mąż, Andrzej, od lat walczy z alkoholizmem. Kiedyś był czułym ojcem i partnerem, ale od kilku lat coraz częściej znikał na całe noce, wracał pijany i wywoływał awantury. Próbowałam wszystkiego: rozmów, terapii, groźby rozwodu. Nic nie działało. Ola miała wtedy dwanaście lat i zaczęła zamykać się w sobie. Kuba był młodszy, jeszcze nie rozumiał wszystkiego.

Pamiętam jedną z tych nocy. Andrzej wrócił po północy, ledwo trzymając się na nogach. Ola siedziała skulona na kanapie, udając, że śpi. Ja próbowałam go uciszyć, żeby nie obudził dzieci. – Znowu się czepiasz! – wrzasnął wtedy na mnie. – Może ty masz problem, a nie ja?!

Następnego dnia Ola nie chciała iść do szkoły. – Wszyscy wiedzą, co się u nas dzieje – powiedziała cicho. – Wstydzę się.

Próbowałam jej tłumaczyć, że to nie jej wina. Że tata jest chory i potrzebuje pomocy. Ale ona patrzyła na mnie z wyrzutem. – A ty? Ty też potrzebujesz pomocy? Dlaczego nic z tym nie robisz?

To pytanie bolało najbardziej. Bo przecież robiłam wszystko, co mogłam. Pracowałam na dwa etaty, żeby utrzymać dom. Chodziłam na spotkania Al-Anon, szukałam wsparcia u przyjaciółek. Ale czasem miałam wrażenie, że to wszystko na nic.

Kiedy Ola zaczęła liceum, coraz częściej znikała z domu. Wracała późno, była opryskliwa i zamknięta w sobie. Zauważyłam też ślady po papierosach na jej ubraniach i dziwne wiadomości w telefonie. Próbowałam z nią rozmawiać, ale zawsze kończyło się awanturą.

– Ty nic nie rozumiesz! – krzyczała. – Myślisz tylko o sobie!

A ja naprawdę myślałam o niej cały czas. Bałam się o nią bardziej niż o siebie samą.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie wychowawczyni Oli. – Pani córka opuściła już dziesięć lekcji w tym miesiącu – powiedziała z troską w głosie. – Czy coś się dzieje w domu?

Wtedy poczułam się jak najgorsza matka świata.

Wieczorem próbowałam porozmawiać z Andrzejem. Siedział przy stole z butelką piwa i patrzył w pustkę.
– Andrzej… Ola ma problemy w szkole. Musimy coś zrobić.
– Zostaw mnie w spokoju – mruknął tylko.

Wtedy pierwszy raz pomyślałam o rozwodzie na poważnie. Ale bałam się. Bałam się samotności, bałam się reakcji dzieci, bałam się opinii rodziny i sąsiadów.

Kilka dni później Ola przyszła do domu zapłakana. Miała podbite oko.
– Co się stało?!
– Nic cię to nie obchodzi! – rzuciła przez łzy i zamknęła się w łazience.

Siedziałam pod drzwiami przez godzinę, błagając ją, żeby mi powiedziała prawdę. W końcu wyszła i rzuciła mi w twarz:
– To przez ciebie! Gdybyś była normalną matką, nic by się nie stało!

Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego.

W końcu zebrałam się na odwagę i powiedziałam Andrzejowi, że odchodzę.
– Rób co chcesz – odpowiedział tylko obojętnie.

Spakowałam siebie i dzieci i wyprowadziłam się do mojej mamy do Piaseczna. Było ciężko – ciasno, biednie, bez prywatności. Ola przez pierwsze tygodnie nie odzywała się do mnie wcale.

Ale powoli zaczęłyśmy rozmawiać. Najpierw o szkole, potem o jej przyjaciółkach, potem o tym wszystkim, co ją bolało przez te lata.

Pewnego wieczoru usiadłyśmy razem na łóżku.
– Przepraszam cię za wszystko – powiedziałam cicho.
Ola spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– Ja też przepraszam…

Nie wiem jeszcze, czy potrafię jej wybaczyć te wszystkie raniące słowa. Nie wiem też, czy ona potrafi wybaczyć mi moją bezradność.

Ale wiem jedno: walka o rodzinę to najtrudniejsza rzecz na świecie.

Czy można naprawić coś, co tak długo było zepsute? Czy naprawdę wystarczy miłości i odwagi? Co wy byście zrobili na moim miejscu?