Teściowa przyniosła nam wiadro przerośniętych ogórków. Ale Zośce dała coś innego… Czy to tylko przypadek?
— No, masz, Aniu, to dla was — powiedziała teściowa, stawiając przede mną wiadro pełne ogromnych, przerośniętych ogórków. Jej głos był suchy, a spojrzenie jakby wyzywające. Przez chwilę patrzyłam na te zielone kolosy, które bardziej przypominały maczugi niż warzywa do sałatki.
— Dziękuję, mamo — odpowiedziałam cicho, próbując ukryć rozczarowanie. W głowie już słyszałam głos męża: „Znowu teściowa musiała coś odwalić”. Ale zanim zdążyłam się otrząsnąć, zobaczyłam, jak podchodzi do Zośki — mojej szwagierki — i wręcza jej mały koszyk pełen świeżych, jędrnych ogóreczków, takich idealnych do kiszenia.
— Zośka, dla ciebie najlepsze! — zawołała z uśmiechem.
Poczułam ukłucie zazdrości i wstydu. Przecież to tylko ogórki, powtarzałam sobie w myślach. Ale w tej rodzinie nic nie jest „tylko”. Każdy gest znaczy więcej niż słowa.
Wieczorem siedziałam w kuchni, patrząc na wiadro ogórków. Mąż, Tomek, wszedł i rzucił okiem na warzywa.
— Znowu cię tak urządziła? — spytał z goryczą.
— Może po prostu jej zostały… — próbowałam tłumaczyć teściową, ale sama nie wierzyłam w swoje słowa.
— A Zośce dała najlepsze. Jak zwykle. — Tomek wzruszył ramionami i wyszedł do salonu.
Zostałam sama z myślami i ogórkami. Przypomniałam sobie wszystkie te sytuacje: jak na święta Zośka dostawała najładniejsze prezenty, jak teściowa zawsze chwaliła jej dzieci, a o moim synku mówiła tylko „no, taki trochę nieśmiały”.
W nocy nie mogłam spać. W głowie kłębiły mi się pytania: Czy naprawdę jestem gorsza? Czy ona mnie nie lubi? A może to ja przesadzam?
Następnego dnia zadzwoniła Zośka.
— Anka, słyszałam, że mama ci przyniosła te wielkie ogórki. Chcesz trochę moich? — zapytała z troską w głosie.
— Nie trzeba, dam sobie radę — odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
— Wiesz… mama mówiła, że ty lubisz robić sałatki z dużych ogórków. — Jej głos był niepewny.
— Tak powiedziała? — zapytałam z niedowierzaniem.
— Tak… Ale jeśli chcesz, mogę się podzielić. — Zośka była szczera. Poczułam się jeszcze gorzej. Nie chciałam być tą zazdrosną synową.
Wieczorem postanowiłam zrobić coś z tymi ogórkami. Przeszukałam internet: „Co zrobić z przerośniętych ogórków?” Okazało się, że można z nich zrobić pyszną zupę ogórkową albo leczo. Postanowiłam spróbować.
Kroiłam ogórki na kawałki i nagle poczułam łzy w oczach. Nie przez cebulę — przez wszystko to, co we mnie siedziało od lat. Przypomniałam sobie pierwsze spotkanie z teściową: jej chłodne spojrzenie i pytanie „A ty to skąd jesteś?” Jakby już wtedy wiedziała, że nie będę jej ulubioną synową.
Gdy gotowałam zupę, do kuchni wszedł mój synek, Michałek.
— Mamo, a czemu płaczesz?
— To przez cebulę — skłamałam szybko.
Przytulił mnie mocno. Wtedy poczułam, że muszę być silna. Dla niego.
Następnego dnia zaprosiłam Zośkę na obiad. Przyszła z uśmiechem i własnym słoikiem kiszonych ogórków.
— Zrobiłam dla ciebie! — powiedziała radośnie.
Usiadłyśmy razem przy stole. Podałam jej talerz gorącej zupy z przerośniętych ogórków.
— Wiesz co? Jest pyszna! — zachwyciła się Zośka.
Zaczęłyśmy rozmawiać szczerze o naszych relacjach z teściową. Okazało się, że ona też czuje presję i ciągłe porównywanie.
— Mama zawsze chce być sprawiedliwa, ale czasem nie wychodzi… — westchnęła Zośka.
— A ja zawsze myślę, że to ja jestem gorsza…
Wtedy zadzwonił telefon. To była teściowa.
— Aniu, chciałam ci powiedzieć… Przepraszam, jeśli poczułaś się urażona tymi ogórkami. Nie pomyślałam… Po prostu miałam ich za dużo i nie wiedziałam, co z nimi zrobić…
Zaniemówiłam. Po raz pierwszy usłyszałam od niej coś na kształt przeprosin.
Po tej rozmowie poczułam ulgę. Może czasem warto po prostu powiedzieć głośno o swoich uczuciach? Może nie wszystko jest tak czarno-białe?
Dziś patrzę na resztki zupy i myślę: ile rodzinnych konfliktów zaczyna się od drobiazgów? Czy naprawdę warto tłumić w sobie żal przez kilka przerośniętych ogórków?
A wy? Czy też czasem czujecie się gorzej traktowani przez rodzinę? Jak sobie z tym radzicie?