List do kochanki mojego męża — 5 lat później: Teraz jesteś tylko złym wspomnieniem

— Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś, Michał! — krzyknęłam, czując jak łzy palą mnie pod powiekami. Stał w kuchni, blady jak ściana, z rękami opartymi o blat. W powietrzu wisiała cisza, którą przerywało tylko tykanie zegara i moje przyspieszone oddechy. — To nie tak, Aniu… Ja… — zaczął, ale nie pozwoliłam mu dokończyć. — Nie tak?! Spałeś z inną kobietą! Z nią! Z tą, którą znałam z przedszkola naszych dzieci! — głos mi się załamał. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to dopiero początek mojego upadku i powolnego podnoszenia się z kolan.

Pięć lat temu świat mi się zawalił. Byłam typową polską żoną: praca w urzędzie miasta, dwójka dzieci — Zosia i Staś — dom na obrzeżach Warszawy. Michał był moim pierwszym chłopakiem, pierwszą miłością. Myślałam, że jesteśmy szczęśliwi. Do czasu, aż znalazłam w jego telefonie wiadomości od Magdy. Tak, Magda — ta sama Magda, która zawsze uśmiechała się do mnie na wywiadówkach i pytała, czy nie chcemy razem pojechać na zieloną szkołę.

Pamiętam tamten wieczór jak dziś. Siedziałam na podłodze w łazience, trzymając telefon Michała w drżących dłoniach. „Tęsknię za tobą. Nie mogę się doczekać naszego spotkania” — czytałam po raz setny jej wiadomość. Czułam się jak idiotka. Jak ktoś, kto przez lata żył w iluzji. Przez kolejne dni chodziłam jak cień samej siebie. Michał próbował rozmawiać, tłumaczyć się, ale każde jego słowo było jak sól sypana na ranę.

Najgorsze były rozmowy z dziećmi. Zosia miała wtedy dziewięć lat i była bardzo wrażliwa. — Mamusiu, dlaczego tata śpi na kanapie? — pytała cicho wieczorami. Staś był młodszy i nie rozumiał jeszcze wszystkiego, ale widział łzy mamy i czuł napiętą atmosferę w domu.

Przez długi czas obwiniałam siebie. Może za mało się starałam? Może powinnam była częściej mówić Michałowi, że go kocham? Może powinnam była schudnąć po drugiej ciąży? Magda była szczupła, zawsze zadbana, miała czas na siłownię i paznokcie. Ja miałam czas na pranie, gotowanie i odrabianie lekcji z dziećmi.

W końcu przyszedł dzień, kiedy postanowiłam napisać do niej list. Nie wysłałam go wtedy — nie miałam odwagi. Ale dziś, pięć lat później, wiem już, co bym jej napisała.

Droga Magdo,

Nie potrafię nazwać Cię po imieniu bez goryczy w ustach. Przez długi czas byłaś dla mnie tą kobietą, która próbowała ukraść mi męża i ojca moich dzieci. Tak, Michał był głupcem, że dał się uwieść Twoim słodkim słówkom i uśmiechom rzucanym zza kubka kawy na szkolnym korytarzu. Ale to nie o niego chodzi — to o Ciebie.

Pamiętasz ten dzień w parku? Siedziałaś na ławce z moją córką i swoją córką obok siebie. Uśmiechałaś się do mnie szeroko, a ja czułam się jak idiotka — nie wiedząc jeszcze wtedy, że już wtedy szeptałaś Michałowi do ucha te wszystkie rzeczy, których ja nigdy nie powiedziałam. Myślałaś pewnie, że wygrasz. Że Twoje życie stanie się lepsze kosztem mojego.

Ale wiesz co? To Ty przegrałaś.

Michał wrócił do mnie po kilku miesiącach. Przepraszał, płakał, błagał o drugą szansę. Przeszliśmy przez piekło terapii małżeńskiej, przez setki rozmów do rana i przez tysiące łez. Nie było łatwo wybaczyć. Ale zrobiłam to — dla siebie i dla dzieci. Dziś jesteśmy innymi ludźmi niż wtedy. Silniejszymi.

A Ty? Słyszałam od innych mam z przedszkola, że zostałaś sama. Że Twój mąż dowiedział się o wszystkim i wyprowadził się do innego miasta. Że Twoja córka płacze wieczorami i pyta, dlaczego tata już jej nie przytula.

Nie życzę Ci źle. Naprawdę nie. Ale chcę Ci powiedzieć jedno: nie da się zbudować szczęścia na cudzym nieszczęściu.

Dziś patrzę na siebie w lustrze i widzę kobietę silniejszą niż kiedykolwiek wcześniej. Nauczyłam się stawiać granice. Nauczyłam się mówić „nie” i dbać o siebie. Zaczęłam biegać — nie po to, żeby schudnąć dla Michała czy kogokolwiek innego, ale dla siebie samej. Zosia i Staś widzą mamę uśmiechniętą i spokojną.

Czasem jeszcze wracają do mnie wspomnienia tamtych dni: zapach kawy o poranku w pustej kuchni, dźwięk zamykanych drzwi wieczorem, gdy Michał wychodził „na spotkanie z kolegami”. Ale to już tylko wspomnienia — złe wspomnienia.

Magdo, jeśli to czytasz — wiedz jedno: nie udało Ci się mnie złamać. Próbowałaś odebrać mi wszystko, co kochałam najbardziej na świecie. Ale to ja wygrałam tę walkę o siebie samą.

Dziś wiem już, że nie jestem winna jego zdrady ani Twojego wyboru. Każdy z nas ponosi odpowiedzialność za swoje decyzje.

Czasem zastanawiam się: ile kobiet przechodzi przez podobne piekło? Ile z nas obwinia siebie za cudze błędy? Czy potrafimy wybaczyć — sobie i innym?

Może Ty też kiedyś znajdziesz w sobie siłę, by zacząć od nowa.

A Wy? Czy potrafilibyście wybaczyć zdradę? Czy można odbudować zaufanie po takim upokorzeniu?