Wakacje, które zamieniły się w koszmar przez moją teściową – historia, która mogła przydarzyć się każdemu

– Naprawdę musiałaś przyjechać akurat teraz? – zapytałam, patrząc na moją teściową, która stała w progu z ogromną walizką i miną niewiniątka.

– Kochana, przecież sama mówiłaś, że zawsze jesteście szczęśliwi, kiedy mnie widzicie! – odpowiedziała z uśmiechem, który znałam aż za dobrze. Ten uśmiech zwiastował kłopoty.

To miał być nasz pierwszy prawdziwy urlop od lat. Piotr i ja planowaliśmy wszystko od miesięcy: domek nad morzem w Dębkach, codzienne spacery po plaży, gofry z bitą śmietaną i czas tylko dla nas i naszej dziesięcioletniej Zosi. Zosia nie mogła się doczekać – marzyła o tym wyjeździe od zimy. Ale kiedy zobaczyłam mamę Piotra na naszym progu dzień przed wyjazdem, wiedziałam już, że nasze plany legły w gruzach.

– Mamo, ale my… – Piotr próbował coś powiedzieć, ale teściowa już rozpakowywała walizkę w salonie.

– Przecież nie będę wam przeszkadzać! Pomogę z Zosią, ugotuję coś dobrego. Tyle czasu was nie widziałam! – mówiła, jakby to wszystko było oczywiste.

Nie miałam siły protestować. Piotr spojrzał na mnie przepraszająco, a Zosia podskakiwała z radości – kochała babcię i nie rozumiała jeszcze, jak bardzo jej obecność potrafi być przytłaczająca.

Następnego dnia jechaliśmy już w czwórkę. W samochodzie panowała napięta cisza, przerywana tylko pytaniami teściowej:

– A dlaczego jedziemy tą trasą? Ja zawsze jeżdżę przez Toruń, mniej korków!
– Zosia, nie jedz tych chipsów, bo potem będziesz miała ból brzucha!
– Piotrze, zwolnij! Przecież tu jest ograniczenie do 70!

Po pięciu godzinach byłam wykończona. Kiedy wreszcie dotarliśmy do domku, miałam ochotę wrócić do domu. Ale Zosia była zachwycona – biegała po ogrodzie, a Piotr próbował udawać, że wszystko jest w porządku.

Pierwszy wieczór minął spokojnie. Zjedliśmy kolację przygotowaną przez teściową (oczywiście nie pozwoliła mi nawet dotknąć garnków), a potem usiedliśmy na tarasie. Myślałam, że może jednak dam radę się zrelaksować. Ale już następnego dnia zaczęły się problemy.

– Zosia nie powinna tyle siedzieć na słońcu! – krzyczała teściowa, kiedy chciałam zabrać córkę na plażę.
– Nie pozwalaj jej jeść lodów przed obiadem! – upominała mnie przy każdej okazji.
– Piotrze, pomóż mi powiesić pranie! – wołała mojego męża za każdym razem, gdy chciał spędzić ze mną chwilę sam na sam.

Czułam się jak gość we własnych wakacjach. Każda decyzja była kwestionowana. Każdy plan zmieniany pod dyktando teściowej. Nawet wieczorne spacery zamieniły się w marsze według jej harmonogramu.

Pewnego dnia postanowiłam się zbuntować. Chciałam zabrać Piotra na romantyczną kolację do pobliskiej restauracji. Poprosiłam teściową, żeby została z Zosią.

– A dlaczego ja mam siedzieć sama? Przecież możemy iść wszyscy razem! – oburzyła się.

Piotr spojrzał na mnie bezradnie. W końcu poszliśmy wszyscy. Kolacja zamieniła się w kolejną awanturę o to, czy Zosia może zamówić pizzę i czy powinna pić colę.

Z każdym dniem czułam coraz większą frustrację. Próbowałam rozmawiać z Piotrem:

– Musisz coś powiedzieć swojej mamie! To nasze wakacje, a ona traktuje nas jak dzieci!

Ale Piotr tylko wzdychał:

– Wiesz jaka jest mama… Nie chcę robić jej przykrości.

W końcu wybuchłam. To był wieczór, kiedy teściowa zaczęła krytykować sposób, w jaki wychowuję Zosię:

– Gdybyś była bardziej stanowcza, Zosia by cię słuchała! Ja w jej wieku już sama sprzątałam pokój!

Nie wytrzymałam:

– Mamo Piotra, proszę przestać! To są nasze wakacje i nasza córka! Chcemy spędzić czas po swojemu!

Zapadła cisza. Teściowa spojrzała na mnie zranionym wzrokiem i wyszła z pokoju. Piotr był wściekły:

– Musiałaś tak ostro? Przecież ona tylko chce dobrze!

Zosia płakała w swoim pokoju. Ja siedziałam na tarasie i zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd.

Następnego dnia teściowa spakowała walizkę i wróciła do domu. Atmosfera była ciężka jak nigdy wcześniej. Piotr przez resztę urlopu był milczący i chłodny. Zosia pytała tylko:

– Mamo, dlaczego babcia już nie chce z nami być?

Wakacje skończyły się szybciej niż planowaliśmy. Wróciliśmy do domu zmęczeni i rozczarowani. Od tamtej pory relacje z teściową są napięte. Piotr długo miał do mnie żal. Ja zaś ciągle zastanawiam się: czy powinnam była przemilczeć swoje uczucia dla dobra rodziny? Czy są granice, których nawet najbliżsi nie powinni przekraczać?

Czy naprawdę można być szczęśliwym w rodzinie bez szczerości? Co wy byście zrobili na moim miejscu?