Mam już dość lenistwa mojego męża – czy to jeszcze miłość, czy już tylko przyzwyczajenie?

– Znowu nie wyrzuciłeś śmieci, Michał! – krzyknęłam z kuchni, czując jak złość ściska mi gardło. Stałam nad zlewem pełnym brudnych naczyń, a na podłodze piętrzyły się worki z odpadkami. Michał siedział w salonie, zapatrzony w telewizor, jakby świat poza ekranem nie istniał.

– Zaraz to zrobię, Anka, tylko skończę ten mecz – odpowiedział beznamiętnie, nawet nie odrywając wzroku od ekranu.

To „zaraz” trwało już trzeci dzień. Kiedyś byłam dumna z naszego małżeństwa. Michał był wtedy innym człowiekiem – pełnym energii, pomysłów, zawsze gotowym do działania. Poznaliśmy się na studiach w Krakowie. On – dusza towarzystwa, ja – raczej cicha i poukładana. Przy nim czułam się wyjątkowa. Po ślubie zamieszkaliśmy w małym mieszkaniu na Ruczaju. Michał pracował jako informatyk, ja zaczęłam uczyć angielskiego w szkole podstawowej.

Na początku wszystko układało się idealnie. Michał zarabiał dobrze, nigdy nie wymagał ode mnie, żebym dokładała się do rachunków. Mówił: „Kup sobie coś ładnego, zasługujesz na to”. Czułam się kochana i doceniana. Ale z czasem coś zaczęło się psuć. Najpierw Michał zaczął narzekać na pracę – że szef głupi, że projekty nudne, że nie ma sensu się starać. Potem coraz częściej zostawał w domu pod pretekstem pracy zdalnej, aż w końcu całkiem przestał wychodzić do biura.

Początkowo myślałam: „Każdy ma gorszy okres”. Ale ten okres trwa już dwa lata. Michał nie szuka nowej pracy, nie pomaga w domu, nie interesuje się naszym synem, Kubą. Wszystko jest na mojej głowie – zakupy, rachunki, szkoła Kuby, obiady, sprzątanie. Czasem mam wrażenie, że jestem samotną matką dwójki dzieci.

Najgorsze są wieczory. Siadam przy stole z herbatą i patrzę na Michała rozłożonego na kanapie. Próbuję rozmawiać:

– Michał, może byś poszedł z Kubą na rower? Albo pomógł mu z zadaniem?

– Daj spokój, Anka. Ty się lepiej znasz na tych szkolnych rzeczach.

A Kuba? Coraz częściej zamyka się w swoim pokoju. Wiem, że widzi i czuje więcej niż mówi. Ostatnio zapytał:

– Mamo, dlaczego tata nic nie robi?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przecież nie powiem dziecku prawdy: że tata po prostu przestał się starać.

Czasami próbuję rozmawiać z teściową. Pani Halina zawsze była wobec mnie chłodna.

– Michał to dobry chłopak – powtarza uparcie. – Może po prostu jest zmęczony? Ty też powinnaś go bardziej wspierać.

Wspierać? Ile można wspierać kogoś, kto nawet nie próbuje podnieść się z kanapy? Ile razy można tłumaczyć lenistwo „zmęczeniem”?

Ostatnio coraz częściej myślę o rozwodzie. Boję się tego słowa, ale jeszcze bardziej boję się przyszłości w takim układzie. Próbowałam wszystkiego: rozmów, gróźb, cichych dni i wybuchów płaczu. Michał za każdym razem obiecuje poprawę:

– Wiem, Anka, zawaliłem. Od jutra biorę się za siebie.

Ale jutro nigdy nie nadchodzi.

W pracy koleżanki pytają:

– Jak ty to wszystko ogarniasz?

Nie ogarniam. Wieczorami płaczę do poduszki i zastanawiam się, gdzie popełniłam błąd. Czy to ja jestem winna? Może za bardzo go wyręczałam? Może powinnam była postawić granice wcześniej?

Czasem wracam myślami do naszych początków. Do tego Michała sprzed lat – zabawnego, troskliwego, pełnego życia. Gdzie on się podział? Czy jeszcze wróci?

Ostatnia kłótnia była najgorsza.

– Michał, ja już nie daję rady! – wykrzyczałam mu prosto w twarz. – Nie chcę być twoją matką! Chcę mieć partnera!

Spojrzał na mnie jakby pierwszy raz mnie widział.

– Przesadzasz – rzucił tylko i wyszedł trzaskając drzwiami.

Przez całą noc nie spałam. Rano znalazłam go śpiącego na kanapie w salonie. Nie przeprosił.

Dziś znów siedzimy w milczeniu przy stole. Kuba patrzy raz na mnie, raz na ojca. W powietrzu wisi napięcie tak gęste, że można by je kroić nożem.

Czuję się zmęczona jak nigdy dotąd. Zastanawiam się: ile jeszcze wytrzymam? Czy warto walczyć o coś, co istnieje już tylko na papierze?

Może ktoś z was był w podobnej sytuacji? Jak długo można żyć obok siebie i udawać rodzinę? Czy warto jeszcze wierzyć w zmianę?