Miłość po czterdziestce: Czy mam prawo do szczęścia, kiedy moja dorosła córka patrzy mi na ręce?
— Mamo, gdzie byłaś wczoraj wieczorem? — głos Natalii przeszył ciszę kuchni, zanim jeszcze zdążyłam zdjąć płaszcz. Stała przy blacie z kubkiem herbaty, jej brwi ściągnięte w podejrzliwym grymasie. Przez chwilę poczułam się jak nastolatka przyłapana na nocnym wymykaniu się z domu, a nie jak czterdziestopięcioletnia kobieta, która po prostu wróciła późno z randki.
— Byłam u koleżanki — skłamałam, patrząc gdzieś w bok. Wiem, że Natalia nie uwierzyła. Odkąd wróciła do domu po studiach i pandemii, wszystko musi wiedzieć, wszystko kontrolować. A ja… ja po raz pierwszy od lat poczułam motyle w brzuchu. I to właśnie przez to muszę teraz kłamać własnej córce.
Frank pojawił się w moim życiu niespodziewanie. Poznaliśmy się na kursie fotografii w Domu Kultury na Mokotowie. Był ciepły, zabawny, miał ten błysk w oku, którego nie widziałam u żadnego mężczyzny od czasu rozwodu z Pawłem. Przez ponad dziesięć lat byłam sama — randki kończyły się niezręcznym milczeniem albo rozczarowaniem. Zawsze wracałam do domu i myślałam: „Nie jestem gotowa. Natalia mnie potrzebuje. Jeszcze nie teraz.”
Ale teraz… Teraz czułam się jak nastolatka. Umawialiśmy się na spacery po Łazienkach, śmialiśmy się do łez nad kawą w małych kawiarenkach, a potem całowaliśmy się pod klatką, jakbyśmy mieli po siedemnaście lat. Tylko że ja miałam czterdzieści pięć, a Frank pięćdziesiąt dwa.
Natalia nie rozumiała. Od kiedy wróciła do domu, nasze życie stało się ciasne i pełne napięcia. Z jednej strony czułam ulgę, że znów jest blisko — zawsze byłyśmy sobie bardzo bliskie po rozwodzie z Pawłem. Ale z drugiej strony… Jej obecność była jak cień. Zaczęła zadawać pytania, sprawdzać moje wiadomości na telefonie pod pretekstem „pomocy z aplikacją”, zaglądać do mojej torebki.
— Mamo, czy ty się z kimś spotykasz? — zapytała pewnego wieczoru, gdy siedziałyśmy razem przed telewizorem.
Zamarłam. Chciałam powiedzieć prawdę, ale bałam się jej reakcji. Bałam się, że poczuje się zdradzona albo porzucona.
— Nie — odpowiedziałam cicho.
Ale Natalia nie dała za wygraną. Zaczęła mnie śledzić — dosłownie! Pewnego dnia zobaczyłam ją przez okno kawiarni, jak stoi po drugiej stronie ulicy i udaje, że rozmawia przez telefon. Frank spojrzał na mnie pytająco.
— To twoja córka? — zapytał szeptem.
Pokiwałam głową i poczułam łzy pod powiekami. Było mi wstyd — za siebie i za nią.
W domu wybuchła awantura.
— Jak możesz?! — krzyczała Natalia. — Po tylu latach nagle masz czas na facetów? A ja? Ja całe życie byłam dla ciebie najważniejsza!
— Nadal jesteś! — próbowałam ją objąć, ale odsunęła się gwałtownie.
— Kłamiesz! Ukrywasz przede mną wszystko! — rzuciła i trzasnęła drzwiami swojego pokoju.
Siedziałam potem długo w kuchni, patrząc na zimną herbatę i zastanawiając się, gdzie popełniłam błąd. Czy naprawdę nie mam prawa do szczęścia? Czy muszę wybierać między własnym życiem a dobrem córki?
Frank był cierpliwy. Pisał do mnie codziennie: „Nie martw się, damy radę.” Ale ja coraz częściej odwoływałam spotkania. Czułam się rozdarta na pół — między lojalnością wobec Natalii a własnym pragnieniem bliskości.
Pewnego dnia Frank zaprosił mnie na weekend do Kazimierza Dolnego. Marzyłam o tym wyjeździe od lat — o spacerach nad Wisłą, o śniadaniu na tarasie pensjonatu… Ale kiedy powiedziałam o tym Natalii, jej twarz stężała.
— Jeśli pojedziesz, już nigdy ze mną nie rozmawiaj — powiedziała lodowatym tonem.
To był szantaż emocjonalny. Wiedziałam o tym, ale serce ścisnęło mi się z bólu.
— Natalia… Ja cię kocham. Ale muszę też myśleć o sobie — wyszeptałam.
Nie odpowiedziała. Zamknęła się w swoim pokoju i przez dwa dni nie wychodziła nawet na obiad.
Pojechałam z Frankiem do Kazimierza. Było cudownie — pierwszy raz od lat czułam się wolna i szczęśliwa. Ale cały czas miałam wyrzuty sumienia. W nocy płakałam w poduszkę, bo wiedziałam, że ranię własne dziecko.
Po powrocie Natalia już na mnie nie czekała. Przestała ze mną rozmawiać, wychodziła z domu bez słowa. Widziałam w jej oczach żal i gniew.
Minęły tygodnie. Frank coraz częściej pytał: „Ile jeszcze będziesz to ukrywać? Czy naprawdę chcesz żyć w kłamstwie?”
Nie wiem. Naprawdę nie wiem.
Dziś siedzę sama w kuchni i patrzę na zdjęcie Natalii z dzieciństwa. Byłyśmy wtedy szczęśliwe — tylko we dwie przeciwko światu. Teraz świat się zmienił i ja też się zmieniłam.
Czy matka ma prawo do własnego życia? Czy mogę być szczęśliwa, jeśli moje dziecko cierpi? A może to właśnie czas nauczyć Natalię, że miłość nie kończy się na jednym człowieku?
Czasem zastanawiam się: czy egoizm matki to zawsze zdrada wobec dziecka? A może to jedyny sposób, by nauczyć je prawdziwej wolności?